[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy wpadł pan na pomysł, że Nathan byłbydla nas najbardziej przydatny jako agent do spraw Indian i osobiście mianował go pan ich przedstawicielem na tym terytorium, też nie uwa­żał pan, że to okropne.Nie widział pan nic złego w tym, żeby domagać się połowy zysków dla siebie.Rzygać mi się chce, jak na pana patrzę, gubernatorze Fairchild.- Nie sądziłem, że wpakujemy się w taką kabałę - mruknął Faix­child posępnie.- Te zabójstwa, morderstwa.I jak tu uczciwy człowiek ma zachować spokój ducha? - Nie zważając na okrzyk zdumienia majora, a może nie dosłyszawszy go, ciągnął: - Nie powiedzieliście mi, że weźmiecie moją bratanicę jako zakładniczkę na wypadek kłopotów z jej ojcem.Nie powiedzieliście mi.- Już ja bym panu powiedział.- przerwał mu rozsierdzony szeryf.- Może to i lepiej, że mam ważniejsze sprawy na głowie.- Podobno jesteście ludźmi czynu - odciął się gubernator, lecz jego riposta wypadła nader żałośnie.- Dlaczego nic nie robicie?O'Brien spojrzał na niego z pogardą.- A niby co mamy robić, stary durniu?! Widziałeś, jak zabarykadowali tender drewnem? Musielibyśmy mieć działo, żeby się do ruch dobrać, za to oni siedzą sobie spokojnie z bronią w ręku, wyglądają przez szpary i tylko patrzą, żeby któryś z nas wychylił nosa i dał się ustrzelić.Z odległości dwóch metrów trudno spudłować - zakończył z goryczą.- Kto mówi o frontalnym ataku? Wdrapcie się na dach z drugiej stro­ny wagonu i zajdźcie ich od góry.W ten sposób będziecie mieli widok na cały tender.O'Brien przemyślał to sobie i przyznał: - Mimo wszystko nie jest pan taki głupi.Tymczasem w kabinie maszynisty Deakin oswajał się z przyrządami, a Claremont dokładał do pieca.Marika zarzuciła na ramiona płachtę brezentu i siedząc na drewnie, uważnie obserwowała pomost pierwsze­go wagonu przez specjalną szparę w barykadzie.Pułkownik zamknął drzwiczki pieca i wyprostował się.- A więc zaczęło się od Pearce'a? - zapytał.- Tak - potwierdził Deakin.- Właśnie od niego.Od dawna już mamy go na liście podejrzanych.To prawda, że kiedyś walczył z India­nami, ale sześć lat temu przeszedł na ich stronę.Naturalnie, w oczach społeczeństwa nadal uchodzi za człowieka w służbie Wuja Sama, który ojcowskim okiem dogląda rezerwatów.Whisky i broń, to jego ojcow­skie oko!- A O'Brien?- W stosunku do niego nie mieliśmy żadnych podejrzeń.Znamy każdy szczegół jego służby wojskowej.To świetny żołnierz, ale jako człowiek jest zepsuty do szpiku kości.pamięta pan tę patetyczną scenę w Reese City, kiedy to wspominali z Pearcem stare, dobre czasy i bitwę pod Chattanooga w sześćdziesiątym trzecim? O'Brien naprawdę tam walczył.Ale Pearce znajdował się wtedy o tysiące kilometrów stamtąd.był zwiadowcą jednej z sześciu kompanii kawalerii na terenach, które rok później weszły w skład nowo proklamowanego stanu Nevada.A zatem O'Brien też stał się podejrzany.- To samo dotyczy także gubernatora?- Jakże inaczej? Jest słabego charakteru, chciwy i dał się poznać jako lepszy kombinator.- I zawiśnie na tej samej gałęzi co oni? - Na tej samej.- Podejrzewał pan każdego.- Taki już mój fach i taka natura.- Ale dlaczego nie mnie?- Nie chciał pan zabrać Pearce'a.To oddalało od pana wszelkie podejrzenia.Ale ja chciałem, żeby szeryf pojechał z panem.i ze mną.Te wspaniałe listy gończe bardzo ułatwiły całą sprawę.- Pan mnie oszukał - stwierdził Claremont z goryczą, ale bez urazy.- Wszyscy mnie oszukali.Rząd albo władze wojskowe mogły mnie dopuścić do tajemnicy.- Nikt pana nie oszukał.Podejrzewaliśmy, że w Forcie Humboldta coś się stało, więc woleliśmy trzymać oba atuty w ręku.Wsiadając do pańskiego pociągu wiedziałem o wypadkach w forcie tyle samo co pan.- Ale teraz już pan wie, co tam zaszło?- Teraz już tak.- Deakin!Na dźwięk swojego nazwiska agent odwrócił się błyskawicznie, się­gając po broń.- Mam na muszce dziewczynę.Nic nie kombinuj, Deakin!Deakin nic nie kombinował.Pearce siedział na dachu pierwszego wagonu, beztrosko wymachując nogami.W nieruchomej dłoni miał colta, a na twarzy ponury, wrogi uśmieszek.Agent trzymał ręce z dala od ciała, co było podwójnie wskazane, bo tuż za szeryfem zauważył O'Briena, naturalnie z rewolwerem w garści.- Co mam robić? - zawołał.- No, już lepiej, tajniaku! - odkrzyknął Pearce niemal jowialnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl