[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To właśnie człowiek, którego szukamy.Ale jak się tego dowiedział- A jak ty się dowiedziałeś - spytał Hardanger.- Sam Tuffnell mi powiedział.parę miesięcy temu przyjechałem tu na dwa tygodnie pomóc Derryemu w sprawdzaniu grupy nowych naukowców.Poprosiłem Tuffnella o podanie nazwisk wszystkich pracowników Monrdon, którzy zwracali się do niego o rade w sprawach finansowych.Spośród kilkunastu osób zrobił to tylko Hartnell.- Prosiłeś czy żądałeś?- Zażądałem.- Wiesz, że to samowola - ponuro stwierdził Hardanger.- a na jakiej podstawie?- A na takiej, że jeśli mi nie poda tych nazwisk, to wiem o nim wystarczająco dużo, żeby na długie lata wsadzić zakratki.- A wiesz?- Nic.Ale taki podejrzany typ jak Tuffnell zawsze ma wiele do ukrycia, więc _e podał, Właśnie Tuffnell mógł mucoś powiedzieć o Hartnellu.Albo jego wspólnik Hanbury.A reszta jego pracowników?On nie ma żadnego personelu.Nawet maszynistki W takim interesie nie można wierzyć nawet własnej matce.poza wspólnikami wiedzieli u tym tylko Cliveden i przypuszczalnie Weybridge.Clandon i ja.No i oczywiście Faston Derrv.nikt więcej w Mordon nie miał dostępu do tajnych akt.Derry i Clandon nie żyją.A ci myślcie alibi Clivedena?- Absurd.Był w Ministerstwie Wojny na posiedzeniu, które skończyło się po północy.W Londynie.- Co widzisz absurdalnego w tym, że Cliveden przekazuje tę informację komuś innemu? spytałem, a ponieważ- Hardanger milczał, ciągnąłem albo Weybridge.A on co wtedy robił?- Spał.- Skąd wiesz? Sam ci powiedział?Komisarz skinął głową.- Ktoś może to potwierdzić?Hardanger wyglądał na skrępowanego.- Mieszka samotnie w bloku oficerskim.Jest wdowcem i do pomocy ma ordynansa.- To już lepiej.Co z resztą?- Pozostaje siedmiu - odparł Hardanger.- Pierwszy to nocny strażnik, o którym wspominałeś.Jest tu zaledwie od dwóch dni.i w ogóle nie spodziewał się tego przeniesienia.Przysłany z macierzystego pułku, żeby zastąpić chorego wartownika.Doktor Gregori przez całą noc był w domu.Mieszka w jakimś luksusowym pensjonacie pod Alfringham i kilka osób przysięgnie, że nie wychodził co najmniej do północy.To go wyklucza.Doktor MacDonald siedział w domu ze znajomymi.Bardzo przyzwoici ludzie.Grali w karty.Dwaj technicy, Verity i Heath, byli wieczorem na dansingu w Alfringharn.Wyglądają na czystych.Dwaj pozostali, Robinson i Marsh, poszli razem na wspólną randkę ze swoimi dziewczynami.kino, kawiarnia, a potem powrót do domu.- Więc niczego nie znalazłeś?- Nic a nic.- A ci technicy z dziewczynami? wtrąciła Mary.Robinson i Marsh.jeden drugiemu zapewnia alibi, a przecież tam na wabia użyto dziewczyny.- To nie oni powiedziałem.Ci co to zrobili, są zbyt sprytni.nie popełniliby tak elementarnego błędu jak wzajemne zapewnianie sobie alibi.Gdyby któraś z tych dziewczyn tutaj nie mieszkała, to co innego i może byłby to jakiś ślad, ale obie tu mieszkają i są porządne, a Robinson i Marsh chodzą z nimi od czasu, gdy ostatnim razem ich sprawdzaliśmy.Obecny tu pan komisarz wyciągnąłby z nich prawdę w ciągu najwyżej pięciu minut, a może nawet dwóch.- Zajęło mi to dwie minuty - potwierdził Hardanger.- Ale niczego nie znalazłem.Posłaliśmy do laboratorium ich obuwie.ten czerwony ił wciska się w najmniejsze zagłębienie.to jednak czysta formalność.Nic z tego nie wyniknie.Chcesz odpisy zeznań podejrzanych i świadków?- Proszę.Jaki będzie twój następny ruch?- A twój?- Ja bym spróbował się dowiedzieć od Tuffnella, Hanburyego, Clivedena i Weybridgea, czy nikomu nie mówili o kłopotach finansowych Hartnella.Potem spytałbym Gregoriego, MacDonalda, Hartnella, Chessinghama, Weybridgea i tych czterech techników, oczywiście oddzielnie, o ich kontakty towarzyskie.Można mimochodem rzucić pytanie, czy wzajemnie się nie odwiedzają.l jeszcze wysłałbym grupę dochodzeniową do ich domów, żeby zebrać jak najwięcej odcisków.Na taki drobiazg z łatwością uzyskasz nakazy.Jeżeli Iks będzie utrzymywał, że nigdy nie był w domu Igreka, a ty znajdziesz tam jego odciski, będzie to świadczyło, że kłamie.No, cóż, ktoś będzie musiał się tłumaczyć.- Czy mam też sprawdzić domy generała Clivedena i pułkownika Weybridgea? - z rozpaczą spytał Hardanger.- Co mnie to obchodzi, że poczują się dotknięci.Teraz nie pora liczyć się z czyjąś urażoną ambicją.Ale to wszystko jest bardzo, bardzo niepewne - powiedział Hardanger.- Przestępcy, którzy chcą coś ukryć, a szczególnie łącznicy miedzy nimi, zwykle wzajemnie się nie odwiedzają.- A możesz pozwolić sobie na lekceważenie czegoś nawet tak niepewnego?- Chyba nie - odparł Hardanger.- Raczej nie.Wyszli zabierając ze sobą torebki plastykowe z dowodami rzeczowymi.Dwadzieścia minut później wyślizgnąłem sięprzez okno, zsunąłem po daszku na ziemię, wsiadłem do samochodu i pojechałem do Londynu.Rozdział szóstyDokładnie o pół do drugiej w nocy wprowadzono mnie do biblioteki Generała w jego mieszkaniu na West Endzie.Gospodarz powitał mnie ubrany w czerwony pikowany szlafrok i gestem wskazał mi krzesło Zauważyłem, że jeszcze się nie kładł - szlafrok o niczym nie świadczył, zawsze go bowiem nosił, przebywając w domu.Choć już po siedemdziesiątce, ten proporcjonalnie zbudowany, prawie dwumetrowy mężczyzna trzymał się prosto, a cery i dobrego wzroku mógłby mu pozazdrościć czterdziestolatek.Miał gęste szpakowate włosy i wąsy, szare oczy i najsprawniejszy umysł, z jakim kiedykolwiek się spotkałem.Widziałem, że akurat intensywnie się nad czymś zastanawiał, ale chyba nie był zachwycony wynikami swych rozważań.- No, cóż, Cavell - odezwał się ostrym, niemal wojskowym tonem.- Nieźle narozrabiałeś.- Tak jest, panie generale - odparłem, a w ten sposób- zwracałem się wyłącznie do niego.- Jeden z moich najlepszych pracowników, Neil Clandon, nie żyje.Drugi, tak samo dobry, Easton Derry, prawdopodobnie również nie żyje, chociaż uważany jest za zaginionego.Doktor Baxter, wielki uczony i wielki patriota, a wiadomo, jak bardzo potrzebujemy i jednych, i drugich, też nie żyje.Czyja to wina, Cavell?- Moja - odpowiedziałem patrząc na karafkę.- Napiłbym się, panie generale.- Rzadko nie masz na to ochoty - skomentował cierpko, a potem spytał trochę łagodniejszym tonem - Dokucza noga?Troszeczkę.Przepraszam za to nocne najście, panie generale, ale to było konieczne.Jak pan sobie życzy, żebym przedstawił tę całą historię?- Wprost, krótko i od samego początku.- Hardanger zjawił się u mnie o dziewiątej rano.Ale najpierw przysłał inspektora Martina, przebranego za Bóg wie, co, żeby sprawdził moją lojalność.Przypuszczam, że pan też o tym wiedział.Mógł mnie pan uprzedzić.- Próbowałem - rzekł poirytowany.Ale się spóźniłem.Wiadomość o śmierci Clandona dotarła do generała Clivedena i Hardangera wcześniej niż do mnie.Dzwoniłem do ciebie, lecz nie mogłem się połączyć ani z domem, ani z biurem.- Hardanger wyłączył mi oba telefony powiedziałem kiwając głową.– W każdym razie zdałem ten egzamin.Komisarz był z tego bardzo zadowolony i poprosił mnie, żebym pojechał do Mordon.Oświadczył, że sam zaproponował moją kandydaturę, a pan niechętnie na nią przystał.Niełatwo podsunąć coś Hardangerowi w taki sposób, aby miał przekonanie, że sam to wymyślił.- To prawda.Nie wolno lekceważyć Hardangera.To świetny policjant.Niczego nie podejrzewa? Jesteś pewien?- Że to wszystko lipa? Że to pan wszystko sfabrykował i wyrzucił mnie z Wydziału Specjalnego, przeniósł do Mordon i z kolei wywalił stamtąd? Nie, niczego się nie domyśla.Gwarantuję.W porządku.Opowiadaj.nie marnowałem słów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]