[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zepchnął statecznikami w dół i w ostatniej chwili przechylił tak, aby nie zawadziła bezpiecznikiem o burtę.Plusnęła w morze w tej samej chwili, gdy inne bomby przebijały bezużyteczny, jednocalowy pancerz pokładu „Stirlinga" i wpadały do maszynowni.Trzy, cztery, pięć, sześć bomb utkwiło w żywym jeszcze sercu krążownika.Pozbawione balastu stukasy wyprysnęły w górę, skręcając po kolei to w prawo, to w lewo.Dla obserwujących atak z pokładu„Ulissesa" brak huku i błysku wybuchów wydawał się czymś upiornym, nieziemskim.Bomby po prostu niknęły w ogniu i dymach, jak gdyby pochłonięte przez piekło.„Stirlinga" nie mógł zatopić jeden cios, potrzebna była seria uderzeń.I tak wytrzymał więcej niż był w stanie.Zataczał się jak bokser zasypywany lawiną ciosów silniejszego przeciwnika.Ze skamieniałą twarzą i bólem, na którego określenie brak słów, Turner wpatrywał się w ginący krążownik.To śmieszne - myślał z wysiłkiem.- Trzyma się jak inne.Krążowniki nie umierają łatwo - powtarzał oderwane zdania.- Są najwytrzymalszymi okrętami na świecie.Wiele razy widział, jak toną, nigdy jednak nie ulegały łatwo, nie rozlatywały się w efektowny sposób.Nie można ich znokautować jednym ciosem.Nie można zadać im ciosu łaski.Zawsze musiały być dobijane okrutnie.jak „Stirling".Turner aż do bólu zacisnął palce na rozbitym wiatrochronie.Dla niego, jak dla każdego prawdziwego żeglarza, okręt jest najbliższym przyjacielem.Przez piętnaście miesięcy stary, dzielny „Stirling" był wiernym cieniem „Ulissesa", dzielił z nim trudy najgorszych w tej wojnie konwojów.Był ostatnim ze starej gwardii.„Ulisses" wytrwał dłużej na północnych rejsach.Trudno jest patrzeć na śmierć przyjaciela.Turner odwrócił się.Opuścił głowę, wbił wzrok w oblodzone deski pod stopami.Mógł zamknąć oczy, ale nie mógł zatkać uszu.Drgnął słysząc potworny syk i szum wrzącej wody i pary, gdy rozpalone do białego żaru nadbudówki „Stirlinga" zapadały się w lodowate morze.Piętnaście, może dwadzieścia sekund trwał ów straszliwy, śmiertelny syk i ucichł nagle jak ścięty gilotyną.Gdy Turner uniósł głowę, zobaczył opustoszałe, rozhuśtane morze, na którym ukazały się bulgocące plamy ropy, zmywane potokami deszczu ze skroplonej już pary wyrzuconej w powietrze przez tonący okręt.„Stirling" zginął.Niedobitki FR 77, walcząc z ciężką falą, wytrwale szły na północ.Pozostało siedem jednostek.Łącznie ze statkiem flagowym transportów - cztery frachtowce, zbiornikowiec, „Sirrus" i „Ulisses".Siedem.Tylko siedem.W rejs do Rosji wyruszyło trzydzieści sześć.O godzinie ósmej Turner nadał depeszę świetlną do „Sirrusa":„Radiostacja zniszczona.Podać dowódcy eskadry liniowej kurs, szybkość i pozycję.Potwierdzić spotkanie o dziewiątej trzydzieści.Zaszyfrować".Dokładnie po godzinie nadeszła odpowiedź:„Opóźnienie z powodu dużej fali.Spotkanie o dziesiątej trzydzieści.Start osłony lotniczej niemożliwy.Płynąć dalej.Dowódca eskadry".- Płynąć dalej! - Z wściekłością powtarzał Turner.- Posłuchajcie tylko! Płynąć dalej, powiada.Cóż, do diabła! Myśli, że zatopimy własne okręty? - potrząsnął głową w złości i rozpaczy.- Brzydzę się powtórzyć te słowa - mówił rozgoryczony - ale muszę: jak zwykle spóźnią się!1.W dalszym ciągu śnieg nie padał.Za to raz jeszcze zahuczały silniki stukasów.Warkot to zbliżał się, to oddalał.Samoloty szukały konwoju, gdyż przewodnik „Charlie" odleciał o świcie.W dziesięć minut po pierwszym ostrzeżeniu prowadzący junkers z przewrotu ruszył do ataku.Dziesięć minut - tyle czasu wystarczyło na naradę i wykonanie desperackiego planu.Gdy stukasy wyskoczyły z chmur, zobaczyły pod sobą płonące statki.Zbiornikowiec „Varella" pośrodku, a obok, trochę wysunięte do przodu po dwa frachtowce.„Ulisses" i „Sirrus" osłaniały skrzydła szyku.Taki szyk jest samobójczy na wodach zagrożonych przez łodzie podwodne.Torpeda wystrzelona z prawej czy lewej strony konwoju nie mogła chybić.Lecz pogoda działała przeciwko podwodnym napastnikom, a szyk stwarzał możliwości skutecznej walki z nurkowcami.Jeśli stukasy zaatakują od przodu (co było ich utartym zwyczajem), napotkają skoncentrowany ogień siedmiu statków; jeśli spróbują uderzyć z boków, będą zmuszone atakować przede wszystkim okręty wojenne, gdyż inaczej wystawiłyby swoje nie osłonięte kadłuby na ogień ich dział, czego żaden stukas za nic nie uczyni.Nieprzyjaciel wybrał drugą możliwość.Rozdzielony na dwie grupy po pięć maszyn, szykował uderzenie od wschodu i zachodu.Turner zauważył, że tym razem bombowce niosą dodatkowe zbiorniki paliwa.Nie miał jednak czasu stwierdzić, jak trzyma się „Sirrus".Naprawdę to nie mógł dokładnie wiedzieć, co dzieje się na jego okręcie, gdyż gryzący dym z armat wież „A" i „B" uniemożliwiał obserwację.W przerwach między ogłuszającymi wystrzałami dział 5,25 słyszał szybki ogień pom-pomu Doyle'a i zjadliwe ujadanie oerlikonów.Niespodziewanie dwa oślepiająco jasne płomienie przecięły ponury mrok.Turner aż wstrzymał oddech.Patrzył i w szerokim, pełnym zachwytu uśmiechu wyszczerzył zęby.Czterdziestoczterocalowe reflektory! Oczywiście, że to one! Potężne reflektory, które jeszcze znajdowały się w tajnych spisach broni! Można nimi oświetlić nieprzyjaciela z odległości sześciu mil.Cóż z niego za głupiec, że o nich zapomniał! Vallery używał ich zarówno w nocy, jak i w dzień do walki z samolotami.Człowiek nie mógł spojrzeć w tę straszliwą jasność, aby nie stracić wzroku.Turner mrugał, by usunąć łzy wywołane gryzącym dymem.Szukał spojrzeniem człowieka, który kierował reflektorami.Nie mógł to być nikt inny jak Ralston.To było jego drugie stanowisko bojowe.Któż poza tym rosłym, jasnowłosym torpedystą zdobyłby się na tak inteligentne i samodzielne działanie? Wciśnięty w kąt mostka komandor obserwował Ralstona.Zapomniał o okręcie, zapomniał nawet o bombowcach.I tak nie miał nic do roboty - patrzył więc z podziwem na marynarza przy reflektorach.Stał przylepiony do celownika z twarzą nie wyrażającą żadnych uczuć.Absolutne skupienie, całkowity, straszliwy bezruch twarzy, w której nawet nie drgnął żaden mięsień ani nie mrugnęło oko, upodobniały go do rzeźby wykutej w marmurze.Tylko delikatne ruchy palców na kole sterowniczym naprowadzały reflektory na nurkowce.Ralston nie drgnął, nie zdradził żadnego podniecenia, gdy pierwszy stukas zachwiał się, skręcił we wściekłym wirażu, aby uniknąć przepalającego oczy blasku.Nie drgnął, gdy bombowiec wpadł w korkociąg, wyrównał zbyt późno i uderzył w wodę o sto jardów od „Ulissesa".O czym myśli ten chłopiec? - zastanawiał się Turner.- O matce i siostrach pogrzebanych pod ruinami domku w Croydon? O bracie zabitym podczas buntu, którego przebiegu nie mógł sobie teraz wyobrazić? O ojcu zabitym rękami syna?.Turner nie wiedział.Nie próbował nawet odgadnąć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]