[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kelsie poruszyła nieco klejnotem, tak jak porusza się tlącą gałęzią, by znowu rozjaśnić płomień, ale grudka kryształu nie dała żadnej odpowiedzi.- Okryj go! - Dahaun zwróciła się z tym żądaniem prosto do czarownicy, a ta, jawnie okazując złość każdym sztywnym ruchem, wyjęła skrawek materiału, który po ściągnięciu mógłby utworzyć woreczek, i rozłożyła go na powierzchni jednego z kamiennych głazów.Kelsie z wdzięcznością wypuściła łańcuch i pozwoliła, uwalniając rękę, opaść klejnotowi na krąg z materii.Czarownica ściągnęła troczki w chwilę potem i odstąpiła na bok, pozostawiając gałkowaty woreczek na koronie skały.- Weź go - poleciła Dahaun.Kelsie odważyła się potrząsnąć głową.- Nie chcę go.- Tego rodzaju rzeczy obdarzone mocą wybierają same, ty ich nie wybierasz.Klejnot dwukrotnie trafił do ciebie, raz z rąk tej, która go zdobyła, drugi raz poprzez fakt, iż go wykorzystałaś.Weź ten klejnot - jego zdolność działania mogła się już wypalić.Sądzę jednak, że nie.Yonan posługując się ostrzem miecza i nożem wykopał dół, po czym wepchnął w ziemię skręcony, sczerniały pręt.Ledwie jednak zakończył tę czynność, wydał okrzyk; na kamieniu, na którym spłonął ów twór, widniał teraz wyraźny czarny rysunek.Do wszystkich obecnych szczerzyła zęby twarz.Wydawała się znacznie bardziej ludzka niż ta, którą Kelsie wypatrzyła na pręcie.Była jednak tak odrażająco zła, iż dziewczyna nie chciała uwierzyć, by tego rodzaju kreatura mogła w ogóle istnieć.Podczas gdy ją unicestwiano, zdołała wymalować własny wizerunek nie tyle na kamieniu, ile w kamieniu, bo kiedy Yonan usiłował zdrapać go końcem miecza, nie mógł zeskrobać najmniejszego czarnego jak sadza fragmentu.Dahaun obeszła zamaszyście skałę i po chwili wróciła niosąc w złączonych dłoniach wodę, która skapywała spomiędzy zwartych szczelnie palców.Pochyliła głowę i chuchnęła na to, co trzymała, recytując jakieś słowa - być może imiona.Potem obróciła się ku czarownicy, która najwyraźniej wbrew własnej woli, wciąż pobudzana przez swą mocną wiarę, musnęła palcem wyciekającą szybko wodę i wyszeptała jakieś zaklęcie.Następnie przyszła kolej na Kemoca, który przesunął dłoń nad splecionymi palcami mieszkanki Doliny i odmówił własną, a może też jakąś obrzędową modlitwę.Wreszcie Dahaun zbliżyła się do czarnej maski na kamieniu i zezwoliła wodzie spłynąć kaskadą na wypalony obraz demonicznej głowy.Kelsie była pewna, iż widziała, jak wargi tej wykrzywionej twarzy złożyły się do krzyku.Wizerunek jednak rozmazał się, zrzedł jakby i przepadł.Dahaun zepchnęła szturchnięciem ów kamień do dziury z resztkami pręta, a potem z woreczka przy pasie wyjęła nieco zeschniętych liści i pozwoliła, by drżąc opadły na powierzchnię tego zbezczeszczonego kawałka skały.Yonan uderzył mieczem.Kaskada żwiru posypała się w dół, skrywając całkowicie szczątki.Wszyscy wytężyli się - z wyjątkiem czarownicy, która nie uczyniła najmniejszego ruchu - by obluzować kamień z rzeźbami, a następnie ustawić go na pogrzebanych szczątkach zła.Dahaun ostatnia cofnęła rękę, gładząc palcami długie żłobione znaki i rzeźbione symbole.- Jaką bronią był ten kamień? - zapytał Kemoc, kiedy skończyli.Dahaun wzruszyła ramionami.- Równej jej nie spotkałam.Wszakże w czasach, kiedy w tym kraju nastąpił rozłam, kiedy wtajemniczony występował przeciwko wtajemniczonemu, kiedy trudno było o bezpieczeństwo poza Doliną, znano wiele rodzajów broni, o których pamięć dawno zaginęła.A kto ożywił ten.? Znamy cenę zbrojnego pokoju, odkąd stoczyliśmy bitwę o urwiska.Myślę, że ma się on już ku końcowi.albo prawie ku końcowi.Już sam fakt, iż coś takiego podrzucono wysoko w góry, zapewne po to, by utorować drogę Ciemnościom, stanowi groźbę, jakiej, jak sądziłam, nigdy nie doczekamy.Sarnowie i ci Szarzy są wszędzie.Jeżeli ruszą, muszą ruszyć Thasowie i cała reszta stronników Ciemności.Powinniśmy być przygotowani na to, że zobaczymy, być może, coś więcej niż to, co tu spoczywa.Kelsie trzymała woreczek z klejnotem czarownicy.Czuła się sponiewierana i zraniona.Zbyt szybko przeżyła zbyt wiele.Wiedziała, że to nie był sen.Nie pozostało jej nic innego, jak uwierzyć Simonowi Tregarthowi, iż dzięki jakiemuś przypadkowi dostała się do całkowicie nowego świata, w którym rządziły inne prawa naturalne.Mimo to tylko z trudnością mogła siebie w nim zaakceptować.A gdyby tak z klejnotem, który właśnie trzymała, wycofała się do kręgu wokół bramy.gdyby przeszła pomiędzy tymi prosto osadzonymi kamieniami.czy nie mogłaby wrócić do życia, które było prawdziwe.O, ten świat był wystarczająco realny, ale ta rzeczywistość nie była jej rzeczywistością.Simon Tregarth wydawał się zaakceptować go bez zastrzeżeń.Jednak ona.- Przechowuj ty to.w bezpiecznym miejscu! - Chrapliwe gderanie czarownicy zmąciło myśli dziewczyny.Koścista kobieta długim bladym palcem przebiła powietrze, wyciągając go w stronę zawiniątka.- Nie jestem czarownicą.- Kelsie okazała swą niechęć kobiecie, która w tym momencie nadużyła jej cierpliwości.Czarownica roześmiała się, ale w tym gardłowym dźwięku pobrzmiewało jedynie szydercze rozbawienie.- Mów sobie, co chcesz, dziewczyno.Ale wygląda na to, że tu, w Escore, można obrócić wniwecz prawdy znane nam z Estcarpu.Mężczyźni rozporządzający mocą.- obdarzyła wściekłym ściągnięciem brwi zarówno Yonana, jak i Kemoca - i te nie wtajemniczone władające orężem Światłości.Klejnot jednak usłuchał cię tylko raz.- Ja mu nie rozkazywałam! - odparła Kelsie niezwłocznie.- Skoro tego nie uczyniłaś.skąd się wzięły przywołane przez ciebie imiona? Prosto z powietrza, które nas tu otacza? Kim byłaś, dziewczyno, w swoim własnym czasie i miejscu? Rozporządzasz mocą, w przeciwnym razie ta nie pracowałaby dla ciebie.Jakąś nieznaną mocą.- potrząsnęła głową - kto wie, jak się ona zachowa, kiedy przyjdzie stawić czoło Ciemności?Dłoń Dahaun ponownie wsparła się na ramieniu Kelsie.Pani Zielonych Przestworzy odciągnęła dziewczynę od czarownicy ku jasnej ścieżce opadającej do serca Doliny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]