[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotychczas uważałem ją za rozpieszczoną, dumną i majętną pannę.Rozmawiałem z nią chętnie, ale nigdy nie darzyłem żadnym głębszym uczuciem.Dziś jednak, gdym ujrzał ją smutną, strapioną i bezradną, istotnie zbudziło się coś w moim sercu.- Radzę ci zatem trzymać serce na wodzy.Bo i do czego mogłoby to doprowadzić? Nie zapominaj, że jest córką pijczka.- Grozisz mi teorią dziedziczności i w zasadzie masz rację.Pamiętaj jednak, że Hartmann stał się nałogowcem dopiero podczas wojny, a wtedy Waleria była już na świecie.O ile wiem, ma ona dwadzieścia dwa lata.- Nazywa się Waleria? - przerwał mu Henryk ze zdumieniem.- Tak.- Dziwne, w jaki sposób ci ludzie na to wpadli.To bardzo rzadkie imię w naszej okolicy.Moja babka miała na imię Waleria, odziedziczyła je po jakiejś prababce francuskiego pochodzenia.- Może je kiedyś usłyszeli i uznali za wyjątkowo ładne.- Możliwe.W każdym razie nie powinieneś się z nią żenić, a o czym innym zapewne nie może być mowy, prawda?- Och, nie! Waleria jest damą w najlepszym tego słowa znaczeniu.A czemu właściwie nie powinienem się z nią ożenić? Kto mi zabroni?- Twój własny rozsądek.Przecież wraz z nią poślubiłbyś tę całą przemiłą rodzinkę.- Gdybym jednak nie zważając na nic chciał ją poślubić.Tu chodzi przecież o ratowanie człowieka.Mam ją skazać na poniewierkę?- Zawsze byłeś obrońcą uciśnionych, Fredzie.Bądź jednak rozumny i jeżeli już zdecydujesz się na tak nierozważny krok, to przynajmniej postaraj się jak najprędzej wyrwać ją z tego otoczenia.- Pomyślę o tym.Właściwie to dopiero podczas naszej rozmowy przyszła mi do głowy ta forma pomocy.Przedtem nie zastanawiałem się wcale nad małżeństwem z tą słodką dziewczyną.- No, jeżeli określasz ją już takim mianem.Ty przecież nigdy nie mówisz w ten sposób o kobietach.- Zasługuje na to, wierzaj mi, Henryku!- Skoro doszedłeś do takiego wniosku, to w rzeczy samej jesteśmy właśnie na etapie zaręczyn.- O nie! Na pewno nie uzyskam tak prędko jej zgody.To jedna z kobiet, które mogą przystać na małżeństwo tylko z miłości, a ja pojęcia nie mam, czy uda mi się wzbudzić w niej uczucie.Jeśli nawet tak by się stało, to i tak mi odmówi właśnie dlatego, że jej ojciec nie jest człowiekiem bez skazy.- Zobaczymy, zobaczymy.Wszystko się jakoś ułoży.A teraz coś na inny temat.Pytałeś niedawno, czy nie mamy żadnej kroniki rodzinnej.Dziś szperałem w archiwum, gdzie przechowuje się różne pamiątki, złe i dobre, smutne i wesołe.Archiwum mieści się w piwnicy.Wydaje mi się, że znajdziesz tam dużo ciekawego materiału do swoich badań.Jak chcesz, to możemy zaraz zejść na dół.- Byłbym ci bardzo wdzięczny.- No to chodźmy.Panowie udali się do biblioteki, skąd małe, kręte schodki prowadziły do archiwum.Henryk zapalił światło.W długiej sali stało mnóstwo półek, zawalonych różnymi, staroświeckimi przedmiotami i całymi stertami starych foliałów.- To przecież cudowne! - zawołał Fred z entuzjazmem.- Gusta bywają różne.Jako mały chłopiec nazywałem archiwum salą strachów.Czy widzisz te portrety na ścianach? Są to portrety moich szanownych przodków, którzy z różnych powodów powaśnili się z rodziną.Za karę zawieszono tutaj ich podobizny.- Może powody te nie były takie straszne i ludzie ci nie zasługiwali na tak dotkliwą karę - zauważył z rozbawieniem Fred.- Ja też tak sądzę.Gdy zostanę panem zamku, przeniosę te obrazy na górę, do sali portretowej.A przede wszystkim portret ciotki Małgorzaty, siostry mego ojca.Jak wiesz, popełniła ona to wielkie przestępstwo, że uległa głosowi serca.Obraz jest zresztą arcydziełem sztuki malarskiej.Widzisz tę niszę za zasłoną? Tam właśnie mój ojciec kazał umieścić ów wizerunek.Dziadek nawet po śmierci ojca nie miał odwagi przewiesić go.Zdaje się jednak, że często tu zagląda i wpatruje się w portret ukochanej córki.- Czy można zobaczyć ten obraz?- Ależ proszę, zaraz odsunę kotarę.Henryk uczynił to i już po chwili w głębi niszy ukazał się wizerunek młodej, smukłej kobiety.Była tak piękna i pełna wdzięku, iż zdawało się, że jej portret wnosi nieco życia do tego ponurego archuwum.Fred, na widok prześlicznej twarzyczki, krzyknął ze zdumienia.Patrzył jak urzeczony na portret, oddychając przy tym ciężko.- Co się stało, Fredzie? - spytał przerażony Henryk.- Nic, nic, za chwilę zrozumiesz, o co chodzi.otóż wyobraź sobie, że Waleria Hartmann jest tak łudząco podobna do damy z portretu, jakby była jej bliźniaczą siostrą.Dziś może, blada, zapłakana i w żałobie, wyglądała odrobinę inaczej, lecz gdym ją spotkał przed paroma miesiącami, miała na sobie niemal identyczną białą suknię, a jej ramiona również okrywał szal.Och, nie pomyśl tylko, że zwodzi mnie podobieństwo stroju! To są takie same złote, połyskujące włosy i szare, promienne oczy.Doprawdy, coś zadziwiającego! Takich oczu nie spotyka się co dnia, a już rzeczą niemożliwą według mnie jest to, aby dwie różne osoby spoglądały tak samo.Naprawdę, jestem zaskoczony.Henryk słuchał go, osłupiały, jakby niezupełnie pojmował sens słów, wypowiadanych przez przyjaciela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]