[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.7Peter zamykał drzwi swojego biura, kiedy zadzwonił telefon.Zawrócił i nacisnąłprzycisk głośnego mówienia.Chce z nim rozmawiać pan Gardner.Nie czekając, aż Jonathansię odezwie, Peter powiedział:- U ciebie musi być bardzo pózno, już zbierałem się do wyjścia.- Powiedział,stawiając aktówkę na podłodze.Przyjaciel poinformował go o postępach swoich badań.Zidentyfikował podkładobrazu, ale nie mógł znalezć żadnego sensu w notatkach, które Radskin ukrył podmalowidłem, i, co najgorsze, one napisane zostały wersalikami i nie dawały żadnych podstawdo identyfikacji autora.Potrzebuje jego pomocy.Do analiz, które chce przeprowadzić,niezbędna jest specjalistyczna aparatura, którą dysponują tylko nieliczne prywatnelaboratoria.Peter miał pewien pomysł, powiedział, że zna kogoś w Paryżu, kto mógłby oddaćim taką przysługę.Zanim odłożył słuchawkę, opowiedział o odkryciu, którego dokonał podczasprzeglądania londyńskich archiwów.Chodzi o artykuł w gazecie z czerwca 1867 roku, któryprzedtem uszedł ich uwagi.Opisany jest tam skandal, do jakiego doszło na aukcji.Niestetyautor nie podał żadnych szczegółów.- Ten dziennikarz był zainteresowany przede wszystkim zniszczeniem reputacjitwojego marszanda - stwierdził Peter.- Mam poważne podstawy, by sądzić, że obraz został tamtego dnia ukradziony, czylipo prostu ktoś go sprzątnął tuż przed prezentacją na aukcji - odpowiedział Jonathan.- Sir Edward?- Nie, to nie on schował obraz pod kocem.- O kim ty mówisz?- To jest trochę skomplikowane, potem ci powiem.- Tak czy inaczej to z pewnością nie leżałoby w jego interesie.Sprzedaż podniosłabypoważnie znaczenie jego kolekcji.Mówię ci to jako aukcjoner.- A ja sądzę, że fortuna, którą się chwalił, wtedy już dawno się rozpłynęła.- Ale skąd ty to wiesz? - zapytał zaintrygowany Peter.- To długa historia, i nie sądzę, staruszku, żeby chciało ci się jej słuchać.Sir Edwardnie był prawdopodobnie takim dżentelmenem, za jakiego go uważaliśmy.Zdobyłeś jakieśinformacje na temat jego nagłego wyjazdu do Ameryki?- Bardzo niewiele.Ale masz rację, bardzo się spieszył.Nie wiem, co mu sięprzydarzyło, jednak z artykułu można się dowiedzieć, że tego samego wieczoru, kiedy odbyłasię aukcja, ludzie otoczyli jego dom.I że policja musiała ich rozpędzić, bo chcieli podłożyćogień.A jeśli chodzi o niego, więcej się tam nie pokazał.Poprzedniego dnia Peter odwiedził archiwa starego portu w Bostonie.Przejrzał listy pasażerów, którzy w tamtym czasie przypłynęli z Anglii.Pewien bryg zManchesteru, zanim wyszedł na Atlantyk, miał postój w Londynie.Zacumował w Bostonie wdniu, w którym sir Edward mógł znajdować się na jego pokładzie.- Co dla nas przykre - ciągnął - nie było tam żadnego Langtona.Sprawdzałem trzyrazy.Natomiast natrafiłem na coś zabawnego.Otóż pewna rodzina schodząca z tego bryguzapisała się w miejskim rejestrze imigrantów pod nazwiskiem Walton.- Co w tym takiego zabawnego? - mruknął Jonathan, pisząc coś na kartce.- Nic! Sam sobie odpowiedz! To zawsze jest wzruszające, kiedy odkrywamy śladynaszego pochodzenia czy pochodzenia dalekich krewnych.Walton to nazwisko młodej panny,Anny.Twojej przyszłej żony!Grafit ołówka skruszył się pod palcami Jonathana.Zaległa cisza.Peter wołał kilkarazy i naciskał nerwowo klawisz redial , ale Jonathan nie odpowiadał.Kiedy odłożyłsłuchawką, zadał sobie pytanie: skąd Jonathan wiedział, że obraz był zawinięty w koc?*Jonathan i Clara wyjechali z Londynu wczesnym popołudniem.Peter załatwił imspotkanie ze swoją znajomą w Paryżu pod koniec dnia.Ponieważ dzieło nie miało certyfikatuautentyczności, towarzystwa ubezpieczeniowe nie mogły podjąć się transportowania go podochroną.Zresztą mieli za mało czasu, żeby coś załatwić.Clara po prostu owinęła obrazkocem i włożyła do skórzanego pokrowca.Taksówka zawiozła ich na lotnisko City.Stojąc za Clarą na stopniu ruchomychschodów, które wiozły ich na piętro terminalu, Jonathan podziwiał jej figurę.Usiedli wkawiarni zawieszonej nad płytą lotniska i czekali na odlot.Siedząc blisko okna, patrzyli namałe prywatne odrzutowce, jeden po drugim kołujące na pasie startowym.Jonathan poszedłkupić Clarze coś do picia.Stojąc przy kontuarze, myślał o Peterze, o Vladimirze, a pózniej otym, co rzeczywiście wciągnęło go w tę sprawę.Wrócił do stolika i popatrzył na Clarę.- Zadaję sobie dwa pytania - zaczął.- Ale nie ma pani obowiązku na nie odpowiadać.- Niech pan zacznie od pierwszego - powiedziała, podnosząc szklankę do ust.- Jak te obrazy dotarły do pani?- Wisiały na ścianach dworu, kiedy moja babka go kupiła, ale to ja znalazłam Młodąkobietę w czerwonej sukni.Clara opowiedziała mu, jak dokonała tego odkrycia.Kilka lat temu postanowiłaprzebudować poddasze.Ponieważ dom uznany został za zabytek, trzeba było bardzo długoczekać na pozwolenie, żeby móc rozpocząć prace.Kiedy pozwolenia odmówiono, Clarazrezygnowała ze swoich planów.Jednak po nocach prześladowało ją trzeszczeniespróchniałych desek.Pan Wallace, cieśla z sąsiedztwa, który bardzo lubił Clarę, zgodził siępo cichu powymieniać deski i legary.Gdy wszystko znowu pokryje kurz, nawet inspektor zwydziału ochrony zabytków niczego nie zauważy.Pewnego dnia cieśla przyszedł do niej ipowiedział, żeby coś zobaczyła.Clara poszła z nim na poddasze.Znalazł drewnianą skrzynkęo wymiarach metr na metr, ukrytą pomiędzy dwoma legarami.Wyjęli z tej skrzynki i położylina deskach owinięty w szary koc obraz.Młoda kobieta w czerwonej sukni wyłoniła się zprzeszłości.Clara natychmiast rozpoznała autora.Jej opowiadanie przerwał głos z megafonu.Pasażerów zapraszano na pokładsamolotu.Jakaś para ucałowała się przed bramką kontrolną.Kobieta leciała sama.Kiedyprzeszła bramkę, mężczyzna czule jej pomachał.Kobieta zniknęła za załomem korytarza ijego ręka pozostała na chwilę zawieszona w powietrzu.Jonathan popatrzył na niego, jakprzygarbiony zawraca w stronę schodów.Zamyślony, dogonił Clarę idącą do wejścia numer5.City Jet Air France doleciał do Paryża w czterdzieści pięć minut.Dokumenty z galeriipozwoliły im przejść bez przeszkód kontrolę celną.Jonathan zarezerwował dwupokojowyapartament w hotelu na Avenue Bugeaud.Zostawili tam bagaże, oddali obraz do sejfu ioczekiwali nadejścia wieczoru.Sylvie Leroy, wysoko postawiona pracownica Ośrodka Badańi Konserwacji Muzeów Francuskich, spotkała się z nimi w hotelowym barze.Zajęli stolik wdyskretnym miejscu, pod kręconymi drewnianymi schodami, które prowadziły na podestprzylegający do biblioteki.Sylvie Leroy uważnie ich wysłuchała.Potem poszli razem dosaloniku łączącego pokoje w ich apartamencie.Clara rozsunęła suwak skórzanego pokrowca,wyjęła obraz i oparła go o parapet okna.- Jest wspaniały - wyszeptała dobrą angielszczyzną młoda konserwatorka.Długo oglądała obraz i zrezygnowana usiadła w fotelu.- No cóż, nie mogę nic dla was zrobić.Bardzo żałuję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]