[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz dziś, w tym właśnie momencie, mam przedewszystkim ochotę powiedzieć, że jest to doskonały przykładowego wycofania'', o którym Pan wspomina: wycofania,w tym konkretnym przypadku tak całkowitego, tak doprowadzonego do perfekcji, że graniczyło z bohaterstwem, tworząc wokół ojca gęstą aurę nieprzezroczystości i tajemnicy- duszy jako piramidy: duszy jako grobu.Bo dusza u tego27 Juifs de negation: termi n po raz pierwszy zastosowany przezJean-Claude'a Milnera w jego książce Lejuifde savoir, określający zasymilowanego %7łyda - człowieka Zachodu, który ledwie cyka powierzchniswej żydowskości".28 Odniesienie do marranów, %7łydów sefardyjskich, których zmuszono do przyjęcia chrześcijaństwa, ale którzy wciąż praktykowali judaizm w tajemnicy.rodzaju człowieka to właśnie grób! Nie ciało, jak u filozofów,lecz dusza! Czasami jednak, choć rzadko, jakieś wydarzenie,jakieś spotkanie lub, jak wspomniałem, jakieś słowo podobne do uderzenia oskardem przeszywa tę aurę na wylot i sprawia, że zaczyna tryskać delikatny pył wspomnień, którychwcale nie pragniemy.To zresztą bardzo proste.Wspomniałem Panu, że mój ojciec i ja byliśmy sobiebardzo bliscy.Niewątpliwie byłem nawet jedną z tych niewielu bliskich osób, wobec których ojciec, dusząc się w swym grobie,mógłby podjąć zamiar zwierzenia się.Dostrzegam jednak, że owa tajemnica była tak uparta, ów cień, w którym ojciec postanowił niegdyś pozostać,był tak gęsty, owa obcość wobec innych i siebie samego, najaką się skazywał, kiedy nie chciał żyć ani w ostentacyjnymspełnieniu swego nowego sukcesu, ani też w konwencjonalnej wierności wobec głęboko ukrytego w sobie dziecka, byłytak solidnie skonstruowane, że nie mam pojęcia, co myślało większości ważnych kwestii.Nie wiem, jakie miejsce zajmowała w jego życiu miłość.Nie wiem, jaka była jego koncepcja Boga, ani też nawet,czy w ogóle ją miał.Nie wiem, czy bał się śmierci, czy godził się na nią, czyteż myślał, że jest poza jej zasięgiem.Tak wielka była jego wstydliwość, to znaczy, powtórzę to,jego strach przed słowami i ich siłą rażenia, że tamtego ostatniego wieczoru, kiedy pewna część jego samego wiedziała, żeto już koniec, zostawił mi, w formie pożegnalnego słowa, absurdalną wizytówkę, na której nagryzmolił, po raz enty z kolei,plan sfinansowania mojego filmu Le Jour et la nuit, do produkcji którego się przymierzał i którego perspektywa dostarczałamu pewnej naiwnej radości, tak do niego niepodobnej.Tak wielkie było jego zamiłowanie do tajemnicy - jaki zresztą siła ufności, z jaką spoglądał na swego syna i na jegowybory - że trzeba było głasnosti z czasów Gorbaczowa, gdyrozwiązały się już języki, bym dowiedział się o niewiarygodnej historii owego dnia z czerwca 1977 roku, w pełni epoki nowych filozofów", kiedy to stałem przed ambasadą sowiecką w Paryżu na czele manifestacji protestującej przeciwkowizycie Breżniewa we Francji.Tego samego dnia on, mójojciec, przez jedną z owych ironii losu będących udziałemludzi, których życie jest jak góra lodowa zanurzona aż posam koniuszek, znajdował się w środku, na czele delegacjiprzybyłej negocjować kontrakty państwowe, przeciwko którym protestowałem właśnie ja.Wtedy to też, ku osłupieniutowarzyszących mu współpracowników, nic naturalnie nieujawniając z prawdziwych przyczyn swego zwrotu, postawiłtyle przedwstępnych warunków, podniósł tyle spornych kwestii, mówiąc krótko, tak bardzo skomplikował rozdanie kart,że spowodował upadek wspomnianych kontraktów, które,jak każdego roku, od dwudziestu lat, powinny były przypaśćmu w udziale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]