[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Je-śli zechce pan pójść ze mną. skinął głową w kierunku luku. Prawo wy-maga trzech świadków.Ze strony Szlaków Hoffmana mamy odpowiednie osoby. Nie zdołał opanować uśmiechu.Było już po wszystkim i on o tym wiedział.Obrócił się i niespiesznie ruszył w stronę luku.Faceci z ochrony podążyli za nim.Widać było, że są odprężeni.Minęli owalne przejście.Nagle coś się wydarzyło.Wstrząśnięty Rachmael z przerażeniem patrzył, jakgoryle miotani gwałtownymi drgawkami osuwają się na podłogę, jak błyskawicz-nie postępuje dezintegracja systemów nerwowych i mięśniowych.Konwulsje na-silały się, wyglądało to, jak gdyby każda część ich ciała usiłowała wziąć górę nadresztą; dwie skręcające się w śluzie niekształtne bryły rozdzierało targające prze-poną pulsowanie aparatu trzewiowego, mięśnie dygotały w opętańczym rytmie,na próżno usiłując wyrwać się z ogarniającej je niemocy.Obaj mężczyzni nie-zdolni zaczerpnąć tchu, z zamierającym krwiobiegiem, ostatkiem sił walczyli zeswymi zbuntowanymi organizmami. Cholinesterazyna gaz bojowy. Rachmael usłyszał za sobą głos Do-25skera i w tej samej chwili poczuł na szyi zimny dotyk injektora, z którego pilotwstrzyknął mu do krwi dawkę atropiny stanowiącej jedyną odtrutkę na straszli-wy produkt sławetnej Korporacji FMC, monopolisty w zakresie produkcji tegonerwogazu, najskuteczniejszego ze wszystkich użytych w czasie ostatniej wojny. Dzięki rzucił Rachmael.Odwrócił się od zamkniętego na powrót lukui popatrzył na ekran, gdzie pojawił się odłączony od skrzydłowca satelita SzlakówHoffmana.Ze wskazań przyrządów wynikało, że krępujące skrzydłowiec polezostało wyłączone.Wszystko to działo się za sprawą przybyłych na pokład satelityagentów KANT-u.Tak więc nadajnik ratunkowy Doskera spełnił swe zadanie.Zaalarmowani eks-perci Matsona wysłali ekipę poszukiwawczą, która teraz systematycznie rozpra-wiała się ze sprzętem Szlaków.Luk otworzył się jeszcze raz, przepuszczając do środka kilku pracownikówKANT-u.Zachowując filozoficzny spokój, Theodoric Ferry stał w milczeniu z rękamiw kieszeniach płaszcza.Nieruchomy, zdawał się w ogóle nie dostrzegać cierpieniamiotających się na podłodze podwładnych, jak gdyby fakt, że ulegli działaniugazu, uczynił ich bezwartościowymi w oczach szefa. To miło z waszej strony odzyskawszy głos, Rachmael zwrócił się doDoskera że twoi koledzy podali atropinę Ferry emu, tak samo jak i mnie.Zazwyczaj w takich wypadkach nikt się z nikim nie patyczkował.Obejrzaw-szy dokładnie Ferry ego, Dosker pokręcił głową. Nikt mu nie dał atropiny.Oderwał pusty pojemnik od swojej szyi, po chwili to samo uczynił z injekto-rem Rachmaela. Jak się masz, Ferry? zapytał.Nie było żadnej odpowiedzi. To niemożliwe mruknął Dosker. Każdy żywy organizm jest.przerwał i nagle chwycił Ferry ego za ramię.Sapiąc ciężko, wykręcił kończynędo tyłu i brutalnie szarpnął.Coś trzasnęło i uwolnione ze stawu barkowego ramięTheodorica Ferry ego pozostało w dłoniach pilota.W oberwanym rękawie po-jawiły się różnokolorowe przewody i miniaturowe zespoły elektroniczne.Częśćz nich, powiązana z działaniem ręki, połyskiwała martwą szarzyzną. To tylko dup powiedział Dosker, a widząc zdziwienie na twarzy Rach-maela, dodał: Duplikat Ferry ego, pozbawiony oczywiście systemu nerwowe-go.A więc jego samego tu nie było odrzucił plastikowe ramię. To zro-zumiałe; dlaczego człowiek o jego pozycji miałby narażać się na ryzyko? W tejchwili siedzi sobie pewnie wygodnie w swoim satelicie na orbicie Marsa i ob-serwuje wszystko za pomocą umieszczonych w duplikacie sens-ekstensorów.Podchodząc do jednorękiej podobizny Ferry ego, zapytał l szorstko: Czy mamy z tobą łączność poprzez tego klienta, Ferry? A może to jesthomeo? Jestem tego po prostu ciekaw.26Duplikat poruszył ustami i rozległ się głos Ferry ego: Słyszę cię, Dosker.Czy w ramach humanitarnego miłosierdzia zechcesz podać atropinę moim dwómpracownikom? To już zostało zrobione. Zbliżył się do Rachmaela i powiedział: Nocóż, po dokładnym przyjrzeniu się całej tej sprawie dochodzę do wniosku, żenasz skromny statek nie został jednak zaszczycony obecnością prezesa SzlakówHoffmana. Wyszczerzył zęby w sztucznym uśmiechu. Czuję się oszukany.Rachmael przytaknął, lecz równocześnie uświadomił sobie, że przedstawionaprzez duplikat propozycja była jak najbardziej prawdziwa.Przerywając milczenie, Dosker powiedział: Ruszajmy na Księżyc.Jako twój doradca uważam. Zacisnął dłoń nanadgarstku Rachmaela. Obudz się.Tym dwóm nic się nie stało.Dostali atro-pinę i szybko dojdą do siebie.Nie zabijemy ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]