[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Stało się, jesteśmy w kosmosie - Technik Case Renfry tylko kręcił głową w odpowiedzi na potok pytań.- Posłuchajcie, koledzy, wynajęto mnie do tego projektu, abym pomógł ocenić stan wraku.Nie potrafię sterować żadnym statkiem, nie mówiąc o tym, a zatem musi mieć włączonego automatycznego pilota.- Włączonego przez martwego pilota.W takim razie powinien wrócić do bazy -zasugerował ponuro Travis.- Zapominacie o jednej rzeczy.- Ross usiadł ostrożnie, przy­trzymując się obiema rękami łóżka.- Baza tego pilota znajduje się mniej więcej dwanaście tysięcy lat w przeszłości.Przetransportowa­li nas w czasie, zanim wystartowaliśmy.- I nie możemy wrócić do siebie? - domyślił się Travis.- Nie radzę dotykać żadnych przycisków na tej konsoli - ostrzegł Renfry, kręcąc głową.-Jeśli rzeczywiście statkiem steruje automat, najlepiej poczekać, aż dotrzemy do celu podróży.Potem zobaczymy, co da się zrobić.- Tyle że trzeba wziąć pod uwagę kilka innych rzeczy, takich jak żywność, woda, zapasy powietrza - zauważył Travis.- No tak, powietrze - powtórzył Ross ponuro.- Jak długo już lecimy?Renfry uśmiechnął się słabo.- Możesz zgadywać równie dobrze jak ja.Myślę, że z zapasem powietrza nie będzie problemu.Mieli na statku fabrykę tlenu, a Stefferds mówił, że jest ona w idealnym stanie.Utrzymywali świeże powietrze dzięki jakiemuś gatunkowi alg w odizolowanej sekcji.Moż­na popatrzeć, ale nie ma możliwości, żeby tam wejść.Oni oddychali mniej więcej taką samą mieszanką jak my.Ale jeśli chodzi o żyw­ność i wodę.lepiej, żebyśmy się rozejrzeli.Widzę ta trzy gęby do wykarmienia.- Cztery! Jest jeszcze Ashe! - Ross na chwilę zapomniał, gdzie się znajduje, i spróbował zeskoczyć z fotela.Popłynął przed siebie machając chaotycznie nogami i rękami, aż Renfry ściągnął go na dół.- Tylko spokojnie, kolego.Naciśniesz niewłaściwy przycisk podczas takiego nurkowania i możemy znaleźć się w jeszcze gor­szych opałach.Kim jest Ashe?- To nasz dowódca.Położyliśmy go w kabinie poniżej.Potęż­nie rąbnął się w głowę.Travis skierował się do schodów prowadzących do centralnej części kadłuba.Przeleciał za daleko i odbił się z powrotem, ale zdo­łał zacisnąć palce na uchwycie włazu.Otworzyli klapę i zaczęli po­suwać się niezdarnie w kierunku, który Travis wciąż uznawał - mimo sprzecznych dowodów wzrokowych - za “dół";Zejście do serca statku wymagało zręczności i wysiłku, który przyprawiał ich posiniaczone i obolałe ciała o wyjątkowe katusze.Kiedy wreszcie dotarli do kabiny, znaleźli w niej Ashe'a o wiele le­piej zabezpieczonego przed siłą ciągu niż oni.Tylko spokojna twarz archeologa wystawała ponad gęstą masą galaretowatej substancji wypełniającej wnętrze przeszklonej koi.- Wszystko będzie z nim dobrze.Trzymają to coś w kapsułach ratunkowych.Służy do leczenia.Raz uratowało mi życie - stwier­dził Ross.- Lek na wszystko.- Skąd tyle wiesz? - spytał Renfry.Przez chwilę wpatrywał się w Murdocka zaciekawionym wzrokiem, a potem dodał: - Hmm, musisz być facetem, który spotkał się z Czerwonymi na tamtym statku!- Tak.Ale teraz chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o tym.Żywność, woda.Rozpoczęli poszukiwania, posuwając się ostrożnie za Rossem.Z każdą minutą nabierali przekonania, że przystosowanie do stanu nieważkości wymaga żmudnej i ciężkiej pracy.Byli jednak zdeter­minowani, by poznać wszystkie, najlepsze i najgorsze, strony swego położenia.Technik już wcześniej dotarł do najmniejszych zakamar­ków na statku i teraz pokazał im jednostkę odnowy powietrza, maszynownię oraz pomieszczenia załogi.Skrupulatnie przeszukali miej­sce, które prawdopodobnie pełniło funkcję mesy i kuchni.W ciasnym pomieszczeniu mogło się pomieścić nie więcej niż czterech ludzi - lub humanoidalnych istot -naraz.Travis zmarszczył brwi, patrząc na rzędy opieczętowanych po­jemników stojących w szafkach.Wyjął jeden, potrząsnął nim koło ucha i w nagrodę usłyszał charakterystyczne bulgotanie.Przesunął suchym językiem po zakrwawionych ustach.W pojemniku niewątpliwie był jakiś płyn, a Indianin nie pamiętał, kiedy ostatnim razem całkowicie zaspokoił pragnienie.- To woda.jeśli chce ci się pić.- Renfry przyniósł z kąta me­nażkę.- Mieliśmy na pokładzie takie cztery i korzystaliśmy z nich w czasie pracy.Travis sięgnął po metalową butelkę, ale nie zdjął z niej zakrętki.- Nadal masz wszystkie cztery? - Dobrze znał wartość wody i cierpienie spowodowane jej brakiem.Renfry przyniósł pozostałe menażki i potrząsnął każdą.- Trzy wydają się pełne.W tej jest połowa.może trochę mniej- Będziemy musieli racjonować wodę.- Jasne - zgodził się technik.- Myślę, że są tu także koncentra­ty żywności.Czy i wy macie takie tabletki?- Ashe miał swój worek ż zapasami, prawda? - Travis zwrócił się do Rossa.- Tak Lepiej sprawdźmy, ile kapsułek zostało.Travis spojrzał na tajemniczy pojemnik, który wydał z siebie miłe bulgotanie.W tej chwili oddałby wiele za możliwość podniesienia przykrywki, wypicia zawartości i zaspokojenia pragnienia.- Możliwe, że będziemy musieli tego spróbować.-Renfry wziął pojemnik od zwiadowcy i odstawił go na miejsce.- Domyślam się że spróbujemy wielu rzeczy przed końcem tej podróży, jeżeli kiedykolwiek się skończy.Póki co chciałbym się wykąpać albo przynajmniej umyć.- Ross przyjrzał się z wyraźnym niezadowoleniem swemu podrapanemu, na wpół nagiemu, bardzo brudnemu ciału.- Z tym nie ma problemu.Chodźcie.Renfry ponownie zmienił się w przewodnika, prowadząc ich do małego pomieszczenia za mesą.- Stań na tym.Może uda ci się utrzymać w jednym miejscu.- Wskazał na jakieś pręty wystające ze ściany.- Stopy postaw na tym okrągłym dysku, a potem naciśnij okrąg w ścianie.- Co się wtedy stanie? Pieczesz się czy gotujesz? - zapytał po­dejrzliwie Travis.- Nic z tych rzeczy.To naprawdę działa.Sprawdzaliśmy wczoraj na śwince morskiej.Potem korzystał z tego Harvey Bush, kiedy oblał się olejem.To urządzenie przypomina prysznic.Ross szarpnął za sznurki od kiltu i zdjął sandały; po każdym gwałtownym ruchu lądował na ścianie.- W porządku.Jestem gotów.Teraz mogę spróbować.- Posta­wił stopy na dysku, utrzymując się w jednym miejscu za pomocą drąż­ków, i nacisnął okrąg.Spod krawędzi podłogi uniosła się mgiełka i otoczyła mu nogi, stopniowo wznosząc się coraz wyżej.Renfry za­mknął drzwi.- Hej! - zaprotestował Travis.- On się zagazuje!- Wszystko w porządku! - doleciał ich głos Rossa.- A nawet lepiej niż w porządku!Kiedy po kilku minutach wyszedł z zamglonej kabiny, na jego ciele nie było widać śladów krwi i brudu.Co więcej, zadrapania, przedtem zaognione, zmieniły się w nikłe różowe linie.Ross uśmie­chał się.- Luksusy jak w domu.Nie wiem, co to za substancja, ale czy­ści aż do drugiej warstwy skóry i jest naprawdę przyjemna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl