[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdy kolejny obrót zwiększał średnicę koła, gigantyczny Wir pochłonął ognisko, potem bagaże należące do nieznajomego, później różdżkę ozdobioną białoszarym futrem - w tej samej chwili zniknęła bariera powstrzymująca do tej pory konie.Odwróciłam się i zaczęłam uciekać.Jeden z koni odnalazł wyjście i pogalopował wprost na mnie.Uskoczyłam w bok, potknęłam się i upadłam.Nagle otoczył mnie wir, który najpierw zakrył mi stopy, potem ziemia sięgnęła do talii, a chwilę później pochłonęła bezsilnie szamoczące się ramiona.Byłam wsysana coraz głębiej, ziemia wypełniła otworzone w krzyku usta, wsypywała się do zaciśniętych oczu.W ostatniej chwili świadomości wzięłam głęboki oddech i wstrzymałam go, podczas gdy nad moją głową zamknęła się ciemność.Dusząc się spróbowałam zaczerpnąć powietrza.Nie mogłam się poruszyć, byłam tak przerażona, że dokładnie nic pamiętam, co się działo dalej.Nagle - znowu mogłam swobodnie oddychać! Bolące oczy łzawiły, na rzęsach nadal miałam mnóstwo ziemi.Widziałam jedynie głęboką ciemność - poczułam nagły strach - czyżbym oślepła!Nie - ciemności nie były całkowite.Na mojej piersi coś słabo migotało.Spróbowałam odsunąć ów ciężar, byłam jednak związana.Łzy obmyły oczy i w owym słabym blasku zobaczyłam, że nie jestem już zagrzebana w ziemi.Leżałam na otwartej przestrzeni - chociaż z pewnością byłam więźniem.Światło - z trudnością podniosłam głowę i zobaczyłam, że mglisty odblask pochodził z kryształowej kuli.- Elys! Jervon! - krzyknęłam wypluwając ziemię.Jedyną odpowiedzią było głuche echo.Spróbowałam się uwolnić, wykręciłam ręce, obie pozostały mocno związane.Byłam więźniem.Ten ziemny wir, który pochłonął nasz obóz, był pułapką! A każda pułapka na Ziemiach Spustoszonych oznaczała.Spróbowałam zwalczyć opanowujący mnie strach, który był jak uderzenie lodowatym mieczem.Odłogi kryły w sobie istoty, jakich nawet nie umiałam sobie wyobrazić.przez kogo zostałam pojmana?Na chwilę straciłam panowanie nad sobą.Zaczęłam się bezwładnie miotać próbując zerwać wiążące mnie pęta.Nadgarstki paliły płomieniem od mocno zaciśniętych więzów.Z całego ubrania sypała się sproszkowana ziemia.Zaczęłam się dusić i to zmusiło mnie do.zaprzestania wysiłków.Nagle poczułam dziwny zapach.To był smród rozkładu i śmierci pochodzący z brudnej jamy jakiegoś krwiożercy.Poczułam, jak robi mi się mdło.Zwierzę.nora.Znowu obudził się strach.Zwierzęta nie wiążą swoich ofiar.Ale to jest kraina Odłogów - podszepnął strach - wszystko się może tutaj wydarzyć.Spróbowałam się uspokoić.Ponownie zaczęłam wykrzykiwać imiona moich towarzyszy.Tym razem w odpowiadającym echu usłyszałam jakiś szelest.coś otarło się o ścianę tunelu - usłyszałam drapanie.Z trudem przełknęłam ślinę (oczyma wyobraźni zobaczyłam ogromną, pokrytą łuskami istotę pełznącą w ciemności) i zamknęłam oczy.Nie mogłam jednak zatkać uszu ani nosa.Coś się obok mnie poruszało - szeleściło.Smród prawie zatykał oddech.Poczułam, jak coś ciągnie za moje więzy.To były ręce (a może łapy?), przesuwały się po moim ciele.Pochwyciło mnie wiele owych.jak je nazwać? Nie miałam odwagi otworzyć oczu i popatrzeć.Podnieśli mnie i zaczęli nieść tunelem tak wąskim, że chwilami ocierałam się o przeciwległe ściany wywołując lawinę kurzu i niewielkich grudek ziemi.Okropny smród nie odstępował mnie nawet na chwilę.Przynajmniej raz całkowicie straciłam przytomność.W końcu rzucono mnie na ziemię z taką siłą, że obudziłam się z bólu - i pozostawiono.Jak przez mgłę poczułam, że nie jestem już związana.Powoli otworzyłam oczy.Smród był nadal silny.Nie było już żadnych odgłosów, nie czułam też niczyjej obecności.Nadal było ciemno, w otaczającej mnie czerni łagodnie błyszczało tylko światło Gryfa.Zgubiłam hełm, obsypane ziemią włosy opadły mi w nieładzie na ramiona, lepiły się od brudu.Ostrożnie poruszyłam rękoma, oczekiwałam na jakiś ruch ze strony tych, którzy mnie pojmali.Nie miałam miecza, noża ani pistoletu.Najwyraźniej owe nieznane istoty znały ich przeznaczenie.Nadal miałam na sobie pancerz i resztę ubrania.Krzywiąc się z bólu, uniosłam się powoli, bojąc się uderzyć głową o sklepienie.Chciałam spenetrować pomieszczenie, w którym mnie pozostawiono.Siedząc rozejrzałam się wokoło.Wydawało mi się, że nie znajduję się już w tunelu, przez jaki do tej pory mnie niesiono, to było jakieś zagłębienie, może jaskinia.W ciszy usłyszałam odgłos kapiących kropli wody.Na myśl o niej wypełnione ziemią gardło zabolało w dwójnasób.Poczołgałam się na dłoniach i kolanach.Nawet niewielki wysiłek wywoływał zawroty głowy.Pełzłam więc powoli w poszukiwaniu źródła dźwięku.Dopisywało mi szczęście, choć bijący od Gryfa blask był tak słaby, że nie mogłam być pewna właściwego kierunku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]