[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kręciły się koło niej trzy osoby, poza nimi nikogo w porcie nie było.Wzdłuż brzegu włóczyli się turyści.- No i co? - zirytował się Pawełek.- Siedzi jak pień.- Jeżeli miał się spotkać z panem Jonatanem, to nie bardzo mu wyszło - zauważyła Janeczka.- Ale mnie się coś nie zgadza.- Nie możemy czekać, aż coś zrobi, musimy iść za tamtym.Co ci się nie zgadza?- Pan Jonatan kogoś szuka - wyjaśniła Janeczka z namysłem, dążąc za psem z powrotem do skrzyżowania dróg.- Słyszałeś? Widział samochód.Pawełek zastanowił się.- Ale oni się w tym samochodzie zmieniają - przypomniał.- Nie wiadomo, czy szuka łysego, czy tego z uszami.Jeżeli żadnego nie widział, nie wie, który przyjechał.- Ale jechał do portu.I łysego nie spotkał, na go chyba, nie?- Może polazł gdzie indziej.Zaraz się dowiemy, Chaber powie.Janeczka ciągle kręciła głową.- Ale mnie się, rozumiesz, nie zgadza, że on go szuka tak jawnie.Przecież to niemożliwe, żeby tyle osób należało do szajki! Ten rybak, tutaj, był całkiem obcy.- Nie obcy, ja go już widziałem.- Ja też, on mieszka gdzieś bliżej portu.Ale obcy w szajce!- No, czy ja wiem.O, może oni się w ogóle znają i mogą szukać jawnie, ile im się podoba, a tajemnica to jest tylko ta cała robota! Udaje, że go szuka w innej sprawie.- Może być.Chyba tylko tak, bo inaczej to wcale nie ma sensu.Chaber, wręcz pełen wzgardy dla tak haniebnie prostego zadania, jakie mu teraz przypadło w udziale, bez chwili wahania doprowadził do kawiarni przy porcie.Nie musieli nawet wchodzić do środka, ujrzeli łysego z zewnątrz przez wielkie, otwarte okno.Siedział przy stolikui pił coca-colę.Na szczęście od razu dostrzegli także pozostałe osoby siedzące przy tym samym stoliku.Mimo zaskoczenia zdążyli w porę wycofać się i ukryć.Osobami owymi były Mizia,jej matka i jeszcze jedna, znana im z widzenia pani.- No nie! - powiedział Pawełek z urazą, obserwując wielkie okno zza stojącej w pobliżu przyczepy campingowej.- W to to już w życiu nie uwierzę, żeby te baby rozkopywały groby!Janeczka z uwagą przyglądała się doskonale widocznej grupie.- Pewnie, że nie.On ich przecież wcale nie zna.| Zobacz, rozmawiają oddzielnie, sameze sobą, a z nim wcale.On nawet nie słucha.- No to kogo tu przyszedł zawiadamiać?- Nie wiem.Zobaczymy.- Jeszcze musimy znaleźć pana Jonatana.Przywarci do przyczepy obserwowali towarzystwo w kawiarni.Łysy wydawał się zamyślony, nie zwracał żadnej uwagi na siedzące mu przed nosem panie.- Wymyśliłam coś - zakomunikowała nagle Janeczka.- Pan Jonatan szuka któregoś,bo widział samochód.To znaczy, że ten samochód tu stoi, i możliwe, że pan Jonatan do niego wróci.Trzeba znaleźć samochód.- Masz rację - zgodził się Pawełek i poruszył się gwałtownie.- Popatrz! One wychodzą! Jak one wyjdą, to do niego przysiądzie się ten od zawiadamiania.- Skąd wiesz?- Nie wiem, ale tak powinno być.We wszystkich kryminałach tak się robi.Janeczka trąciła brata w ramię.- Patrz, on też płaci! Też wychodzi!- Dobra, zobaczymy, co zrobi dalej.Mizia, jej matka i znajoma pani podniosły się i zaczęły przechodzić ku wyjściu.Łysy jeszcze siedział, chociaż rachunek już uregulował.Po chwili spojrzał na zegarek, zamyślił się znów, ale na krótko, bo do stolika podeszły jakieś dwie młode pary, najwidoczniej zamierzając zająć wolne krzesła.Łysy podniósł się, uprzejmie ustąpił im miejsca i bez pośpiechu wyszedł.Wolnym krokiem ruszył ścieżką dookoła trawnika, akurat w stronę przyczepy campingowej.Janeczka i Pawełek cofali się tak, żeby ich ciągle osłaniała.Zajęci obserwacją łysego, całkowicie stracili z oczu jego poprzednie towarzystwo.Matka Mizi i znajoma pani po wyjściu z kawiarni zainteresowały się rosnącymina trawniku różami i zaczęły je oglądać.Zachęcona zapewne przez nie Mizia wąchała kwiaty, nachylając się ostrożnie i starając się ich nie dotykać, niewątpliwie w obawie pokłucia.Przesuwała się od krzaka do krzaka coraz bliżej przyczepy, wprost ku miejscu, gdzie kryli się Janeczka i Pawełek.Łysy okrążył przyczepę od drugiej strony i szedł ku szosie w kierunku lasu, oddalając się od portu i osiedla.Janeczka i Pawełek wyprostowali się i wychylili zza ukrycia, nie spuszczając go z oka w oczekiwaniu chwili, kiedy będzie można puścić Chabra na trop.Mizia dotarłado przyczepy.- Ojej, Janeczka! - rozległ się nagle przeraźliwy, piskliwy kwik.- I Pawełek! Co tu robicie? Bawicie się w chowanego?Wrażenie było piorunujące.Głos Mizi miał tę szczególną właściwość, że swoją przenikliwością wybijał się ponad przeciętne hałasy.Łysy usłyszał.Odwrócił się błyskawiczniei wzrok jego padł wprost na rodzeństwo, które nie zdążyło zareagować.Pisk Mizi sparaliżował ich na ten jeden zgubny moment.Janeczka poczuła mróz na plecach i jakby ogień w przełyku, Pawełkowi pociemniało w oczach.- O, trrreotrralwe.! - zawarczał zduszonym głosem.Mizia poczuła się obrażona.- Ojej, przeklinacie! - stwierdziła z naganą.- Nie będę się z wami bawić.Błysk nadziei natychmiast zamigotał w duszy tak brata, jak i siostry.- Trrreotrralwe! - wyszeptała Janeczka z naciskiem.- Trrreotrralwe, trrreotrralwe.- Trrreotrralwe! - poparł ją ogniście Pawełek.- Ojej, fu! - powiedziała niewymownie zgorszona Mizia i cofnęła się ku różom, gdzie wciąż przechadzały się jej matka ze swoją przyjaciółką.Łysy patrzył tylko przez chwilę.Nie zatrzymał się, szedł dalej, ale po kilkunastu krokach zmienił kierunek.Przemierzył jezdnię w poprzek, skręcił i zaczął się zbliżać do portu.- Widział nas - mruknął Pawełek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]