[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A zamiast niego na klatce schodowej pojawił się, wypłynąwszy spod jegodrzwi, wielki pterodaktyl i Udałow przykucnął schodząc mu z drogi, choć nibyrozumiał, że pterodaktyle w Guslarze nie żyją.Nazajutrz Minc nie wpadł do sąsiada.Udałow natomiast, zbliżając się do swe-go domu, zobaczył, że profesor właśnie podąża po ulicy w przeciwnym do niegokierunku.Za nim pędził neandertalczyk z maczugą.Po półgodzinie zaczęły spływać do Udałowa informacje o ruchach i działa-niach profesora.W końcu przeżył w Wielkim Guslarze Udałow całe swoje życie.Chciał tego, czy nie, w takim wypadku musiał wiedzieć wszystko o wszystkich,znajomych i sąsiadach.Najpierw przyszła z targu synowa i powiedziała, że widziała Minca, jak wy-chodził z miejskiej biblioteki ze stosem książek pod pachą.Potem Ksenia powiedziała, że Minc odwiedził komis a Gawriłowa, wpadłszydo Kseni na sekundę dodała , że Minc wyszedł już z komisu, kupiwszy w nimkilka starych sukien, wachlarz ze strusich piór i wielki parasol.Najbardziej zdziwiła Udałowa wiadomość o wizycie Lwa Christoforowiczaw sklepie Inny padół , gdzie sprzedawane były akcesoria pogrzebowe.Kupiłtam bukiet sztucznych kwiatów.167Wszystko to Minc zataszczył do domu Pogankina.I przesiedział u niego dosamego wieczora.Udałow któryś już raz stanął przed oknem i dopiero wtedy zobaczył, że Mincwraca do domu.Wyglądał na zmęczonego, ale zadowolonego.Jak człowiek, który dopiero cozakończył niełatwą, ale absolutnie konieczną sprawę honorową.Udałow wychylił się przez okno i zapytał sztucznie zwyczajnym i wcale nieobrażonym tonem: Jak tam sukcesy, kolego?Minc zniknął na chwilę przesłonięty stadem olbrzymich wampirów, któreprzemknęły przez ulicę.Potem pojawił się znowu. Sprawa będzie załatwiona powiedział. W jakim sensie? Za wcześnie na deklaracje odparł Minc.Następnego ranka jakby trochęsię polepszyło.Częstotliwość pojawiania się potworów zaczęła spadać i to niemaldo zera.Ludzie zaczęli wychodzić ze swoich domów, wdychali świeże powietrze, mru-żyli oczy radośnie i rozumieli, że deszczyk znowu pada dla nich, słońce świeci dlaludzkości i wiatr gwiżdże dla nich, a nie dla jakichś upiorów.I oto nad ulicą przeleciało, a raczej wolno i uroczyście przepłynęło, coś ba-jecznie pięknego, jak beza czy mus truskawkowy.Czując, że coś jest nie tak Udałow rzucił się na dół.Wpadł do pokoju Minca i od progu zapytał: Coś ty narobił, Lwie Christoforowiczu? Jak zwykle, wymyśliłem środek. No to opowiadaj, opowiadaj! Udałow dreptał w progu, nie wchodził, bojeszcze nie jadł śniadania, ale i odejść nie pozwalała ciekawość. Sam się domyślisz zagadkowo uśmiechnął się profesor.Udałow obraził się i zamierzał wyjść.Profesor go nie widział, ponieważ goliłsię maszynką gillette i patrzył w lustro.Wkrótce potem Udałow wyszedł na ulicę.Smoków już nie było.Miasto trwało w ciszy i błogości, dzieci bawiły się w piaskownicach i biegałypo skwerze.Nagle przerwały swoje zabawy i przestraszone zamilkły.Po dróżce skweru biegła nieznana Udałowowi ładna młoda kobieta w nieconaderwanej, długiej, białej sukni.Na jej obliczu malował się niepokój i ból serca.Udałow usunął się jej z drogi.Przechodząc obok domu, w którym zamieszkiwał Piętro Poganini, Udałowzatrzymał się i popatrzył do góry.Z okien nie wypływały pterodaktyle i przybysze.Ale słychać było jak śpiewa jakaś kobieta.Daria Hoff śpiewała romans Alabiewa.168Co tu się dzieje?Nagle przez ścianę domu przesączyła się czarnowłosa kobieta w średnim wie-ku, dobrze odżywiona, ale nieszczęśliwa.Przyciskała do oczu batystową chus-teczkę.Za nią pojawił się mężczyzna o postawie wojskowego, ale w stroju do-jazdy konnej z drugiej połowy dziewiętnastego wieku.Mężczyzna wyciągał dokobiety ręce.Nie dogoniwszy jej jednak znieruchomiał, zaniechał gonitwy, stał ze skrzyżo-wanymi na piersi rękami, a kobieta kontynuowała swój marsz.Udałow nie oglądał sceny do końca.Zapragnął być w domu.Kiedy skręcił na swoją ulicę, zobaczył, że pod nogami ma szyny, choć poPuszkina tramwaje nigdy nie kursowały, co to za jakaś nowa udręka? Może jużlepsze były smoki?Udałow, przyspieszając ciągle, pędził do Minca.I omal nie wpadł pod pociąg.Archaiczny parowóz z długim kominem ciągnął za.sobą kilka niewielkich zie-lonych wagonów.Cały skład był dość efemeryczny i na pewno zrodził się gdzieśw umyśle Poganiniego.Ale wyglądało to mimo wszystko przekonująco.Pociąg pędził w kierunku, gdzie stała zasmucona brunetka, której z kolei przy-glądał się mężczyzna w stroju do jazdy konnej.Udałow wpadł do gabinetu Minca. Co się dzieje, sąsiedzie? zapytał groznie. Lepiej się przyznaj.Minc uśmiechnął się od ucha do ucha.Siedział sobie w bujanym fotelu, głasz-cząc czarnego kota o imieniu Lumumba, którego to kota zaposiadł i pokochał nietak dawno temu. Uwolniliśmy miasto od potworów powiedział. Ale na ich miejsce lezą inni! Z tym, że ludzie, a nie potwory! A i to nie na długo.Wkrótce pisarz nasopuści. Wyjaśnij mi wszystko. Dobrze.Jeśli nie możesz uwolnić się od przypadłości, to prościej klinaklinem wybić.Rozumiesz, skontrować. Jaki znowu klin i jakim klinem? Przyniosłem Poganiniemu kilka nieznanych mu utworów literackich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]