[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dochodów nie miała żadnych, pozatym, co zdołał wyprodukować i ukryć przed okupantem starzejący się Florek, spa-dek po prababce zatem stał się jej jedynym zródłem utrzymania.W obliczu wojnydo ukończenia szesnastego roku życia nie mogła czekać, naruszyła go wcześniej.Sprzedawanych po kawałku precjozów wystarczyło na całe pięć lat i nawet jesz-cze dosyć dużo zostało.Nie korzystała z tego dobrodziejstwa samotnie.Sąsiedzi Marcinka, z ulicyPuławskiej przy samym placu Unii, stracili dach nad głową w tej samej chwi-li, kiedy Marcinek został ranny.Zawiezli go do Florka, po czym, nie mając sięgdzie podziać, przyjęli zaproszenie do ursynowskiej willi.Nie żerowali zbytniona Ludwice, robili, co mogli.Ojciec rodziny zatrudnił się w ursynowskim go-spodarstwie rolniczym, czternastoletni syn kradł węgiel z wagonów kolejowychi rozprowadzał żółwie, a matka robiła swetry na drutach i przerabiała ludziomstarą odzież.Zaprzyjaznili się na amen.Pięcioletnie dziecko Andzi, Jędruś, mimomłodego wieku, z talentem hodowało króliki.Nieco pózniejsze, a z biegiem czasu coraz liczniejsze, pobyty w tym azyluchłopców z lasu oraz skład broni pod posadzką kwiatowego tarasu, umknęły uwa-dze okupanta, Niemców mylił wiek właścicielki, niedorosła dziewczyna, w do-datku z pochodzenia francuska hrabianka, gdzie jej było do polskiej konspiracji!Oddalenie od miasta zniechęcało niemieckich dostojników do zagarnięcia willi nawłasne potrzeby i jakoś uchowało się wszystko.Komunikację z miastem ułatwiały rowery, z których korzystali wszyscymieszkańcy willi, a także ursynowska bryczka, służąca ich potrzebom nie cał-kiem legalnie.Wzorcowym obiektem rolniczym zarządzali Niemcy i na ich kontodużo można było wykręcić.Florek dożył końca wojny bez większych przeszkód.W wieku lat siedemdzie-133sięciu dwóch trzymał się znakomicie i filozoficznym, acz nieco posępnym okiempatrzył na parcelację dóbr państwa Przyleskich, sam niczym nie zagrożony, bodo pięćdziesięciu hektarów było mu daleko.Nie zgłupiał na starość, połapał sięw trudnościach ustrojowych i w kwestii własnej ziemi podjął decyzję.Uczynił mianowicie darowiznę na rzecz siostrzeńca.Jędruś Andzi kończyłwprawdzie dopiero lat jedenaście, ale Florek miał nadzieję jeszcze trochę pożyći doczekać chwili jego pełnoletności.Wyglądało na to, że chłopak lubi wieś i woliją od miasta, a co do szkoły, to siedem klas mu starczy.I tak już wiedzę posiadałolbrzymią, bo z jednej strony ciekawiło go wzorcowe ursynowskie gospodarstwo,a z drugiej chował się razem z Ludwiką, wśród jej książek i pod okiem nauczy-cielki, krewnej owych sąsiadów Marcinka, również pozbawionej własnego domu.Do szkoły dla świętego spokoju mógł jeszcze pochodzić, od póznej wiosny jed-nakże aż do wczesnej jesieni Florek zabierał go do siebie i przyuczał jak należy.Andzia nie protestowała, widząc w tym przyszłość dla syna, i chętnie zatwierdzaławarunki dodatkowe.Warunkiem dodatkowym zaś, wyjawionym i postawionym przez Florka pry-watnie, był udział w darowiznie Ludwiki.Miała prawo bywać, mieszkać, korzy-stać i do niej właściwie zawartość domu należała, bo pełno tam było pamiątekpo przodkach.Jedne wyniesione zostały i uratowane z dworu pani Przyleskiej,polskiej prababki Ludwiki, drugie zaś przybyły z Noirmont, siedziby prababekfrancuskich.Zarówno Andzi, jak i Jędrusiowi kazał uroczyście przysiąc, że te-mu zastrzeżeniu wiary dochowają, a gdyby coś spaskudzili, Pan Bóg ich skarżę.Zarówno Andzia, sama zakochana w panience, jak i dziko przejęty uroczystościąJędruś, przysięgę złożyli uczciwie.Karolina dopadła córki dopiero na jesieni, narażając się nowym władzom, któ-re widziały w niej wyłącznie potomkinię przedwojennych dziedziców i z przyjem-nością robiły jej na przekór.Nie zdołała zabrać ze sobą do Francji dziecka z polskąmetryką i polskim obywatelstwem, a ucieczki przez zieloną granicę Ludwika od-mówiła ze zdumiewającą stanowczością.Może i działał w niej rozbudzony przezokupację patriotyzm, ale główna przyczyna oporu miała charakter uczuciowy, comatka nie od razu wykryła.Otóż z jednej strony Ludwika żywiła do matki głęboką, nieuświadomioną, ir-racjonalną urazę.Całą wojnę rodzice przetrwali bezpiecznie i w luksusach, ją zaśpozostawiono na pastwę losu.Na głowę leciały jej bomby, zagrażały jej łapanki,przy każdej świni, przywożonej od Florka, narażona była na karę śmierci, przeży-ła prawie sześć koszmarnych lat.Wydoroślała przez ten czas, można powiedzieć,podwójnie, nauczyła się życia, pokochała znękany kraj ojczysty, przywykła dosamodzielności absolutnej, a teraz chcą ją nagle wychowywać, rządzić nią, nie-wątpliwie dla własnej przyjemności.O tak, teraz łatwo.A chała.Tu nastaje rów-ność i sprawiedliwość, a oni niech tam sobie gniją w kapitalizmie.Nie ułatwili jejświeżo minionej egzystencji i ona im też nie ułatwi, niech się utopią w wyrzutach134sumienia!Tęskniąc na początku wojny zgoła bez granic do obecności i opieki rodziców,w jakimś momencie przekroczyła własną wytrzymałość.Paniczny, dławiący lęk,codzienna udręka, rozmaite okropności, gniot patriotyczny, zmuszający do nara-żania się na śmierć przez tę broń, amunicję i chłopców z lasu to było zbyt wie-le w obliczu kontrastu: przecudownego poczucia bezpieczeństwa w Anglii podskrzydłami rodziny.Mogła wszak znajdować się tam, a nie tu.Bomby na Londyn,cha, cha, wielkie mi co.Ograniczenia żywnościowe, kartki, cha, cha.Było zostaćw Polsce, zobaczyć, jak naprawdę wygląda wojna i okupacja!W rezultacie miała do wyboru: przełamać się albo zwariować.Jej charakterwybrał to pierwsze.Przełamała się zatem i powstanie dopadło już jednostki zacietrzewionej i nie-złomnej.Po zakradaniu się na Sadybę z pożywieniem i napojem nic już nie byłojej straszne.Upragniona rodzina przestała być upragniona, wojnę szlag trafił, na-stał czas szczęścia.W nosie miała obce kraje, tu chciała wreszcie przeżyć tę ulgęniebiańską, bomby nie lecą, nikt nie strzela, nikt na ulicach nie łapie, przeżyłakataklizm bez pomocy matki i ojca i dalej będzie żyła bez nich i po swojemu!Z drugiej zaś strony w grę weszła wielka miłość, do której Ludwika nie przy-znałaby się nikomu i za skarby świata.Wylęgła się już wcześniej i rozkwitła ni-czym dżungla po deszczu.Otóż Zbyszek, syn zaprzyjaznionych na amen byłych sąsiadów Marcinka, byłbohaterem.I węgiel kradł, i w konspiracji brał udział, i do lasu tuż przed powsta-niem musiał uciec, żeby nie narazić rodziny, i ranny został, i tuż po wyzwoleniuWarszawy willę przed rabunkiem ocalił, i w ogóle. W ogóle zawierało w sobietak jego zalety wewnętrzne, jak i wygląd zewnętrzny.Karolina w niezle wyro-śniętym i sympatycznym, ale ogromnie piegowatym chłopcu nic szczególnego niewidziała, wielka miłość córki nie przyszła jej zatem do głowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]