[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Traktował go jako miernik, wskazujący, że opanował już swoje podstawowe obowiązki na stanowisku Mistrza Cechu.W kilka tygodni później powrócił Łaps, wychudzony i znużony.— Zostajesz tutaj, póki Mistrz Oldive nie uzna, że się nadajesz — stwierdził Robinton, prowadząc go do pomieszczeń uzdrowiciela, ulokowanych poza Cechem.— Do czego? — spytał Łaps i uśmiechnął się łajdacko, z trudem dotrzymując kroku długonogiemu harfiarzowi.— Do tego, co sobie zaplanowałeś.— Robinton zwolnił, by nie przemęczać go dodatkowo.— Najpierw raport, Rob — powiedział Łaps.— Nie wysłucham ani jednego słówka, póki nie zostaniesz zbadany, wykąpany i nakarmiony — odparł twardo Robinton.Łaps wiedział, kiedy należy się podporządkować przełożonemu.Mistrzowi Oldive nie spodobały się liczne siniaki, zadrapania oraz dwa spuchnięte i zaczerwienione palce u nóg wywiadowcy.— Za dużo podskakuje — powiedział uzdrowiciel z chytrym uśmieszkiem na koniec badania.Deformacja jego pleców, z powodu której znalazł się w Cechu jako pacjent, fascynowała Łapsa, który jednak starał się na nią nie patrzeć.Oldive dawno już uodpornił się na takie spojrzenia.— Jest zdrowy, choć poturbowany, ale nie dolega mu nic takiego, czego nie wyleczyłaby gorąca kąpiel, podwójna porcja tego, co Silvina ma akurat w kotle na ogniu, i kilka dni w łóżku.— Kilka dni? — Gdyby nie przytrzymujące go ręce uzdrowiciela i harfiarza, Łaps zeskoczyłby z kozetki.— Nie mam nic przeciwko kąpieli, słowo daję — powiedział łagodniej, zacierając ręce, w które wżarł się brud.— Ani przeciw porządnemu jedzeniu.Otrzymał więc jedno i drugie, i prawdopodobnie nawet nie zauważył, że Oldive, który przyłączył się do niego i Robintona w kantorku Silviny, dosypał mu czegoś do klahu.Zdążył jednak skończyć posiłek, zanim lek zadziałał: właśnie odsuwał od siebie ostatnią miskę po słodkim budyniu, gdy nagle padł twarzą na stół, o milimetry mijając kałużę rozlanego sosu.— Doskonale wyliczone, Oldive — stwierdził Robinton.— Nieźle, nie da się ukryć.Silvina posłała im obu pełne żółci spojrzenie:— Ładna z was para! Łobuzy, zepsute do szpiku kości łobuzy.— Zawsze do usług, koteczku — odparł Robinton, skłonił się niemal do ziemi i ujął nieprzytomnego Łapsa pod ramię.Oldive pomógł mu z drugiej strony i ściągnęli bezwładnego mężczyznę z ławy.Silvina szła z przodu i otwierała drzwi, a oni zanieśli kuriera do pokojów harfiarza, troskliwie ułożyli w gościnnym pokoju i przykryli, żeby się wyspał.— Paskudna sztuczka, Robintonie — złościł się Łaps, gdy się obudził półtora dnia później.A potem na jego twarzy zagościł uśmiech, który, o dziwo, zmienił go w zupełnie inną osobę.— Ale było mi to potrzebne.— Przeciągnął się i ujął w dłonie kubek klahu, który harfiarz przygotował, gdy tylko usłyszał ruch dochodzący z drugiego pokoju.Robinton cieszył się w sercu, że wszystko tak się ułożyło; już zaczynał się martwić o Łapsa.— Jestem gotów cię wysłuchać — powiedział, przyciągając sobie krzesło — chyba że najpierw wolałbyś coś zjeść.— Nie, nie będę sobie psuł apetytu przy jedzeniu.— Ta kwaśna uwaga powiedziała Robintonowi, że raport będzie nieprzyjemny.— Bardzo dobrze, że Tarathel wysłał aż tylu ludzi.Vendross, który nimi dowodził, to dobry człowiek i sprytny dowódca.Nie ryzykował.Na granicy z Cromem obozowało więcej rzezimieszków Faksa.Vendross rozciągnął ludzi wzdłuż granicy i zawrócił wszystkich, którzy chcieli się przekraść do Telgaru.Było tam sporo regularnych oddziałów straży granicznej Tarathela, więc Vendross kazał im zakwaterować się w nadrzecznych gospodarstwach i donosić o wszystkim, co się dzieje.Ochotników rozpuścił do domów.Robinton kiwnął głową.Przynajmniej Tarathel nie ryzykował, że Faks zechce zaspokoić swój apetyt na szeroką dolinę Telgaru, a szczególnie na siedzibę Cechu Kowalskiego u ujścia Wielkiej Rzeki Dunto.— Trochę ich wyprzedzałem i cofałem się znowu, bo chciałem wiedzieć, ilu odłączyło się od grupy.Ale cała czternastka wróciła do Cromu.Gdy już byłem pewien, że Vendross…— On cię zna?Łaps skrzywił się, machnął ręką i uśmiechnął się.— Można tak powiedzieć.Nigdy nie pyta.Ja nie odpowiadam.Ale ufa moim raportom.— Bo powinien.— Wielkie dzięki, dobry panie Harfiarzu — odpalił Łaps bezczelnie.— Wyprzedziłem więc ich trochę, bo byłem ciekaw, dokąd się wybierają — potrząsnął głową ze smutną miną.— Za nic nie chciałbym podlegać jego Warowni.To, co zrobił tym nieszczęśnikom… — potrząsnął głową, westchnął i jakby otrząsnął się ze smutnych myśli.— Powiem ci coś teraz, Harfiarzu, na wypadek, gdybyś kiedyś chciał to wykorzystać — jego ton sprawił, że Robinton popatrzył na niego z lękiem.— Och, nie mówię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]