[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekko zadygotała, przypominając sobie swoje lodowate przerażenie, gdy Ramoth zniknęła bez jeźdźczyni, lecąc na pomoc Golanthowi i Zaranth.— Minął już prawie miesiąc — powiedział F’lar, który zaszedł ją od tyłu i przytulił.— Wiem, że chciałaś tam być, ale Zaranth jest z Monako i poparcie jej własnego Weyru jest równie ważne, jak nauka, ile siły trzeba, by unieść Golantha w powietrze.Mamy zresztą dość ćwiczeń z telekinezą przy przenoszeniu tych kawałków teleskopu dla Erragona — dodał i uściskał ją mocno.— Świetnie to kontrolujecie z Ramoth.— A potencjał Mnementha jest chyba nieograniczony — odparła odwzajemniając szczery komplement i oparła się o niego, przyjmując siłę, którą zawsze szczodrze się z nią dzielił.— Tyle się trzeba nauczyć w tym nowym smoczym wymiarze.Zaśmiał się sucho.— Nic dziwnego, że niektórzy nie potrafią się z tym pogodzić.— Nie było żadnych nowych kłopotów z fanatykami, prawda? — przestraszona, odwróciła się w jego ramionach, by sprawdzić, czy przypadkiem czegoś przed nią nie ukrywa.— Na szczęście nie.I bez tego mamy dosyć pracy.— Jak myślisz, czy już więcej nie usłyszymy, że ktoś zginął na Lądowisku?F’lar westchnął.— Cabas wyraźnie widział Czwartą w osadzie Torica.Kto wie? Tacy ludzie boją się tego, czego nie rozumieją.Udają więc, że tym gardzą i że to odrzucają, bo brak im chęci i możliwości rozumienia.Próbują się zemścić bezczelnym zachowaniem i bezmyślnym wandalizmem.W dodatku twierdzą, że działają w czymś imieniu, z powodów, których nie rozumiej ą nawet ci, którzy jakoby ich powołali.Może to znak naszych zmieniających się czasów.A życie na naszej planecie rzeczywiście się zmienia.— Na lepsze? — mruknęła.Uniósł jej twarz jednym palcem i lekko pocałował w usta.— Zdecydowanie na lepsze!— Jesteś przekonany? — Lessa wyraźnie potrzebowała jego zapewnienia.— Nie mówiłbym tego, gdybym nie był przekonany.Przecież wiesz po tylu Obrotach, że nie pozwoliłbym ci żywić nadziei na próżno, prawda, kochanie?Położyła dłonie na ramionach męża, które ją otaczały.— Kiedyś prawie cały Obrót żyliśmy nadzieją.— A ja przeżyłem trzy dni bez żadnej nadziej — odpowiedział i pocałował ją, przypominając obojgu o jego strasznej rozpaczy, kiedy Lessa przeniosła się wstecz w czasie, by zapełnić pięć pustych weyrów.WAROWNIA NAD ZATOCZKĄ, TEGO SAMEGO DNIA I MNIEJ WIĘCEJ W TYM SAMYM CZASIEF’lessan odliczył w myśli osiem sekund.Nie sądził, że można czerpać taką przyjemność z wejścia w czarny chłód.Nagle znaleźli się nad błękitnymi wodami.Golanth skręcił na prawo, obniżając płat lewego skrzydła, by zrekompensować skręt i poszybował ku lśniącej w słońcu powierzchni wody.Ale dobrze! Brakowało mi tego, powiedział.W porządku, przyjacielu, ale jak chcesz wylądować? F’lessanowi zachciało się śmiać na myśl, że trzeba się nad czymś takim zastanawiać, i to szybko.Usiądę na wodzie tak ładnie jak zawsze, odpowiedział Golanth, ale z radości, że lata, zapomniał na chwilę, że sztywny staw nie zadziała normalnie.Później Erragon i D’ram, którzy obserwowali całą scenę z zacienionej werandy, twierdzili, że biorąc pod uwagę utrudnienia, nie było to najgorsze lądowanie.Golanth, który szybował bez pomocy pozostałych smoków, bezskutecznie usiłował uderzyć skrzydłami do tyłu.Stracił równowagę i przechylił się, ciągnąc czubkiem lewego skrzydła po wodzie.Opór go obrócił, ale zanim lewe skrzydło wywichnęło się z powodu ciężaru po zanurzeniu, już unosił się w powietrzu z pomocą swoich przewodników, ledwo dotykając powierzchni wody.Zdążył złożyć skrzydła, zanim chlupnął do morza, odbił się z rozpędu i przeleciał całą smoczą długość.F’lessan, bez pasów bezpieczeństwa, puścił siodło, przeleciał nad prawą łopatką smoka i wpadł do wody.Udało mu się zresztą zmienić ten przymusowy wyskok w całkiem eleganckie nurkowanie.Przepraszam! powiedział Monarth.Powinienem cię złapać, F’lessanie.Nad tą sztuczką się nie zastanawialiśmy.Podnieść Golantha już umiemy.Opuścić go to co innego.Woda jest przynajmniej miękka.Wcale nie jest miękka! zdenerwował się F’lessan.Choć jego ciężka jeździecka kurtka przemokła i hamowała mu ruchy, wypłynął na powierzchnię i ruszył w stronę smoka, który kołysał się na falach i rozglądał za nim z niepokojem.Czy ze skrzydłem wszystko w porządku?Chyba tak.Golanth udowodnił to, rozkładając skrzydło ostrożnie, najszerzej jak potrafił.Łaskotały je małe falki, a sztywny staw zanurzał się w ciepłej wodzie.Jak dobrze!F’lessan ledwie sześć czy siedem razy zagarnął wodę, gdy już poczuł pod prawą ręką delfinią płetwę.Chwycił ją z wdzięcznością i śmignął z delfinem ku Golanthowi.Zaraz pojawiły się inne delfiny, piszcząc z radości na jego widok.Wykrzykiwały ich imiona i uśmiechały się, skacząc wysoko.— Brzeg, Fless? Brzeg, Fless? — zapytała Alta.Z tyłu widział Dika i Toma.W pobliżu Golantha spacerowało na ogonach kolejnych pięciu członków stada.Słyszał ich podniecone cmokanie.— Zajmiemy się Gollym.Zostaw ubranie na brzeg, Fless.F’lessanowi od rana nikt nie pozwalał decydować za siebie.Widać taki dzień.Mógł przynajmniej poddać się z wdziękiem.W eskorcie piszczących i gwiżdżących delfinów popłynął na płyciznę, złapał grunt pod nogami i wyszedł na brzeg.Czekał tam już uśmiechnięty D’ram z ręcznikiem.Zdjął z niego kurtkę, proponując, że ją porządnie wysuszy.Zaranth wysadziła Tai na plaży, a Monarth przez chwilę kołował nad ich głowami, gdy wychylony w siodle T’gellan rozmawiał z zieloną jeźdźczynią.F’lessan zobaczył, że wyprostowała się, cała napięta, a potem kiwnęła głową na zgodę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]