[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kucharz odezwał się z pewnością godną mistrza, graniczącą z zarozumiałością.- Widział pan mesę na tym tankowcu? - Podał mu szklankę wody.Ford przełknął parę łyków, chcąc pozbyć się uczucia niesmaku.Przynajmniej pozbędzie się tej suchości w ustach.- Mówili mi, a nawet chełpili się tym, że nie mają mesy.Sami robili jedzenie, głównie podgrzewając to, co produkował syntezator.- I zapewne nie czyścili przewodów syntezatora wystarczająco często.Oczywiście trudno przygotować doskonały posiłek ze zwykłej masy syntetycznej, lecz nie musi być od razu trujący.- Mówiąc te słowa.Sam podał Fordowi tost, on jednak znów potrząsnął głową.- Dziękuję, wystarczy woda.Przepraszam za cały ten kłopot.Były to dość oględne przeprosiny za poprzednią noc.A co teraz? Na pewno w kręgach cioci Q chory gość nie narzuca się gospodarzom.Lecz on nie miał dokąd iść.Zaid-Dayan leciał do układu centralnego Federacji, a najbliższa stacja Floty znajdowała się w odległości, której pokonanie zajęłoby miesiąc, gdyby nawet jacht leciał w jej stronę.A przecież nie leciał.- Nie ma za co, proszę pana.- Sam zabrał tosty, nakrył tacę i zostawił szklankę z wodą na stoliku.Ford marzył, żeby kucharz wreszcie sobie poszedł.Nie czuł już nudności, ale i nie ozdrowiał do końca.- Służący zjawi się niebawem i pomoże panu w kąpieli.Poinformuję madame, że wciąż jest pan niedysponowany.Oczywiście pytała o pana.- Oczywiście - wymamrotał Ford.- Madame żałuje, że jej osobisty lekarz przebywa obecnie na urlopie, lecz gdy dotrzemy do celu, znajdzie dla pana profesjonalną pomoc.- Mam nadzieję, że nie będę jej już potrzebował.- Gdy wypowiedział te słowa, zdał sobie sprawę z ich podwójnego znaczenia.Kucharz zaś - dziwne, tego raczej nie spodziewałby się po kucharzu ciotki Q - uśmiechnął się.- Ja również mam taką nadzieję, w pozytywnym rozumieniu pańskich słów.Mamy dość dobrze zaopatrzoną apteczkę, jeśli tylko zdecyduje się pan z niej skorzystać.- Dziękuję, ale nie.Takie choróbska nigdy nie trwają długo.Kucharz wreszcie wstał, zabrał tacę, jeszcze raz się uśmiechnął i wyszedł.Ford opadł na poduszki.Poszukiwania rzeczywiście rozpoczęły się fatalnie.Ciotka Q z pewnością darzy go sympatią, chętnie opowie mu o swoich związkach z Paradenami, ale nie będzie przecież tracić czasu na doglądanie schorowanego inwalidy.Pozostało tylko mieć nadzieję, że wirus, czy też jakakolwiek inna przyczyna niedyspozycji, będzie mu dokuczać krótko, jak zazwyczaj.Nie mówiąc już o samej misji, miał ochotę spróbować kolejnych kulinarnych osiągnięć Sama.Dwa dni później, gdy lekkie śniadanie nie wywołało żadnych dramatycznych skutków, wybrał się do jadalni, włożywszy tym razem przedpołudniowy strój obowiązujący dziewiętnastowiecznego Europejczyka (przynajmniej wydawało mu się, że to strój Europejczyka, gdyż wyraźnie pochodził ze Starej Ziemi, a wówczas właśnie Europejczycy tam dominowali).Ciotka Q przesłała mu wcześniej dla rozrywki kilka starych książek - prawdziwych, z papierowymi stronami i dwa razy dziennie dowiadywała się o jego zdrowie, lecz poza tym pozostawiła go samemu sobie.Musiał przyznać, że jest to znacznie lepsze niż znoszenie nieustannej troski osoby, której uczuć nie wolno urazić.Ciocia Q przywitała się z nim bez nadmiernej czułości, madame Flaubert zaś tak dociekliwie dopytywała się o symptomy choroby, że wreszcie ciotka przerwała jej, podnosząc władczą dłoń.- Serafino, doprawdy! Jestem pewna, iż nasz drogi Ford nie ma ochoty omawiać swych nieszczęsnych organów wewnętrznych, a ja, mówiąc szczerze, też nie jestem nimi szczególnie zainteresowana.A już na pewno nie przed posiłkiem.Madame Flaubert uspokoiła się nieco, lecz zdołała jeszcze wygłosić komentarz o dziwnie zakłóconej aurze Forda,Na szczęście obiad okazał się prawdziwym kulinarnym arcydziełem.Ford delektował się każdym kęsem, świadom tego, jak wiele Sam dokonał w dziedzinie koloru i faktury posiłku, pamiętając jednocześnie o diecie dla jego schorowanego żołądka.Ciotka Q naprowadziła rozmowę na temat dziwnych zwyczajów kolekcjonerskich, o których Ford nigdy nie słyszał.W grzecznych słowach spierała się z madame Flaubert, czy pewna urna z kolekcji rodziny Tsing to autentyczny Wedgwood ze Starej Ziemi, czy też (jak twierdziła Madame Flaubert) jedna z doskonałych kopii wykonanych na Gaehshjin w pierwszym wieku istnienia tej kolonii.Spór ustał dopiero przy deserze.Madame Flaubert podała Fordowi tacę z ciastami, pytając:- Zapewne cię nudzimy? A może się mylę? Ford nałożył sobie pierwszy z brzegu kawałek ciasta, domyślając się na widok paseczka głębokiego szkarłatu, że może być nadziewane jagodami, które uwielbiał.Madame Flaubert odstawiła tacę.Ciotka raczyła się miseczką jakiejś żółtej substancji.Ugryzł kęs kruchej słodkości, z rozkoszą przekonał się o słuszności swych przypuszczeń i przełknął, zanim odpowiedział.- Nigdy nie nudzi mnie słuchanie o czymś dla mnie nowym, choć muszę przyznać, że pogubiłem się, gdy spierałyście się o to, czy ozdoby były tłoczone, czy rzeźbione.Tak jak się spodziewał, ciotka wygłosiła szybki wykład na temat różnicy między jednym a drugim i wyjaśniła znaczenie tego faktu dla dyskusji.Kiedy chciała, potrafiła mówić krótko, zwięźle i niezwykle jasno.Nie była ani głupia, ani zepsuta bezczynnością.Jeśli sprawiała takie wrażenie, to tylko dlatego, że takie miała zamiary, gdyż pracowało to na jej korzyść.Oprócz dwóch godzin, które ciotka przespała “odzyskując młodość", całe popołudnie spędzili na rodzinnych ploteczkach pominiętych pierwszego wieczoru.Ciotka Q znała dokładnie każdą, najodleglejszą nawet gałąź rodzinnego drzewa genealogicznego, w tym kilka, o których Ford nigdy nie słyszał.Wiedziała wszystko o karierach i małżeństwach rodzeństwa i kuzynów Forda.Stwierdziła, że jego brat Asmel zachował się jak dureń, porzucając znakomitą posadę w Laboratoriach Prime, by próbować szczęścia w hodowli liesli na futra.Ford przytaknął jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]