[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W każdym razie był czas, by odszedł.On.Eustace przerwał, bo do pokoju wszedł Laurence.Nauczyciel zaczął przekładać jakieś księżki, ale czułem, że obserwował mnie kątem oka.Spojrzał na zegarek i powiedział:- Eustace, proszę wróć punktualnie o jedenastej.Ostatnio straciliśmy dużo czasu.- OK, proszę pana - odparł Eustace i wyszedł, pogwizdując pod nosem.Laurence Brown rzucił mi kolejne ostre spojrzenie.Raz czy dwa oblizał nerwowo wargi, jakby chciał coś powiedzieć.Byłem przekonany, że wrócił do pokoju lekcyjnego tylko po to, by ze mną porozmawiać.Wkrótce, po bezcelowym przewracaniu księżek i udawaniu, że czegoś szuka, przemówił:- No.i jak sobie radzą?- Kto?- Policja.Jego nos drgał nerwowo.„Mysz w pułapce - pomyślałem.-Zupełnie jak mysz w pułapce”.- Nie zwierzają mi się - odparłem.- Och.Myślałem, że pański ojciec jest komisarzem.- Jest nim - przyznałem.- Ale naturalnie nie zdradza nikomu policyjnych sekretów.Celowo mówiłem bardzo pompatycznie.- Zatem nie wie pan.co.czy.- Głos go zawiódł.- Nie zamierzają nikogo aresztować?- O ile wiem, to nie.Ale oczywiście mogę nie wiedzieć.„Trzeba ich przestraszyć” - przypomniałem sobie sugestięTavemera.Laurence Brown był już wystarczająco przestraszony.Zaczął mówić szybko i nerwowo.- Nie wie pan, jak to jest.Napięcie.Nic nie wiadomo.Policjanci przychodzą i odchodzą, zadają pytania.mnóstwo pytań, które nie mają związku ze sprawą.Przerwał.Czekałem.Chciał mówić.Postanowiłem mu na to pozwolić.- Był pan przy tym, jak inspektor zrobił tę ohydną sugestię? O mnie i pani Leonides.To potworność.Czuję się bezradny.Nie można powstrzymać ludzi przed myśleniem różnych rzeczy! Ale to nie jest prawda.Takie podłe oszczerstwo tylko dlatego, że jest., że była.dużo młodsza od męża.Ludzie mają paskudne myśli.parszywe.Czuję.nie mogę się pozbyć uczucia, że to spisek.- Spisek? To interesujące.Było to rzeczywiście interesujące, choć nie w taki sposób, jak on myślał.- Rodzina, wie pan.Nigdy nie okazali mi sympatii.Trzymali się na dystans.Zawsze czułem, że mnie nienawidzą.Jego ręce zaczęły drżeć.- Tylko dlatego, że są bogaci i potężni.Patrzyli na mnie z góry.Czym dla nich byłem? Jedynie nauczycielem.Człowiekiem uchylającym się od służby wojskowej.Ale robiłem to ze względów religijnych.Naprawdę!Milczałem.- Dobrze - wybuchnął.- Bałem się.Bałem się, że kiedy będę musiał pociągnąć za cyngiel, nie zdołam tego zrobić.Skąd miałbym pewność, że zabijam nazistę? To mógłby być jakiś uczciwy wiejski chłopiec, nie mający nic wspólnego z polityką, którego po prostu wcielono do armii.Uważam, że wojna jest zła, rozumie pan? Wierzę, że jest zła.Nadal milczałem, wychodząc z założenia, że odniesie to lepszy skutek niż sprzeciw lub potwierdzenia.Laurence przekonywał samego siebie.- Wszyscy się ze mnie śmiali.- Głos mu drżał.- Mam talent do ośmieszania się.To nie jest brak odwagi.Tylko zawsze robię niewłaściwą rzecz.Raz chciałem ratować kobietę z płonącego domu.Ale od razu straciłem orientację, zacząłem się dusić, aż w końcu zemdlałem i strażacy mieli masę kłopotów z wydostaniem mnie na zewnątrz.Słyszałem, jak mówili: „Po co ten głupek się tam pchał?" Moje wysiłki zwracają się przeciwko mnie.Ktokolwiek zabił pana Leonidesa, zaaranżował to tak, żeby podejrzenia spadły na mnie.Ktoś go zamordował, żeby zrujnować mi życie.- Może pani Leonides?Zarumienił się.Stał się teraz bardziej mężczyzną niż myszą.- Pani Leonides to anioł - powiedział.- Jej przywiązanie do męża było godne podziwu.Myśl o jej związku z trucizną jest śmieszna.śmieszna! A ten twardogłowy inspektor tego nie dostrzega!- Jest uprzedzony - zauważyłem.- Miał do czynienia z wieloma przypadkami otrucia starych mężów przez słodkie żony.- Skrzywienie zawodowe - rzucił Laurence ze złością.Wrócił do biblioteczki w kącie i zaczął się grzebać w książkach.Widząc, że nie dowiem się już od niego nic więcej, pożegnałem się i wyszedłem z pokoju.Kiedy przechodziłem przez korytarz, otworzyły się drzwi po lewej stronie i wypadła z nich Josephine.Jej pojawienie się było tak nagłe, jak demona w staromodnej pantomimie.Miała brudne ręce i twarz, a zza ucha zwisała jej wielka pajęczyna.- Gdzie byłaś? - zapytałem.Zajrzałem przez otwarte drzwi.Prowadziły do pomieszczenia, w którym znajdowały się zbiorniki na wodę.- Co tam robiłaś?- Prowadziłam śledztwo - odpowiedziała poważnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]