[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak mi powiedziano.Sass żałowała, że nie może być w kilku miejscach naraz: z Abem.świętować z przyjaciółmi, wśliznąć się na pokład krążownika, by się wszystkiego o nim dowiedzieć.Każdy chciałby zacząć od latania na krążowniku, a nie na jakimś tam blaszanym stateczku eskortowym czy niezgrabnym statku zaopatrzeniowym Floty.Pewnie, na wszystkim trzeba będzie kiedyś odsłużyć swoje, ale rozpoczęcie służby od krążownika oznacza prawdziwą pracę dla Floty, choćby na najmniej ważnym stanowisku.To tu działo się coś ciekawego, tu toczyło się prawdziwe życie.Jedli kolację w drogiej restauracji, Abe zaś zmusił ją, by zamówiła najlepsze dania.Nie miała pojęcia, co to za kolorowe spirale, leżące przed nią na talerzu, lecz smakowały pysznie.Rozpoznała cieniutki paseczek galarety, leżący na skraju talerza.To krel, owocnia grzyba, rosnącego wyłącznie na Regg, stanowiącego jedyny - poza wyszkolonymi oficerami Floty - produkt eksportowy planety.Podniosła kieliszek wina.spojrzała na swegoOpiekuna i mrugnęła do niego okiem.Przez cztery lala jej pobytu w Akademii przybrany ojciec postarzał się, wyłysiał.Nie uszło jej uwagi, że siadając na krześle, krzywił się lekko.Kostki dłoni trochę mu spuchły, zmarszczki pogłębiły się, jednakże oczy świeciły się wesoło jak dawniej.Dziewczyno, dumą napełniasz me serce.Nie, już nie "dziewczyno" teraz jesteś dorosłą kobietą, a do tego damą.Zawsze wiedziałem, ze masz klasę, ale nie sądziłem, że potrafisz być tak elegancka.Elegancka? - Sass uniosła jedną brew.Nauczyła się tego, siedząc przed lustrem.Abe natychmiast zmałpował jej gest.Tak.I nie kłóć się, bo to słowo pasuje do ciebie.Jesteś inteligentna, seksowna, a do tego elegancka.A tak przy okazji: jak tam życie nocne w ostatnim semestrze? Sass wydęła wargi i pokręciła głową.- Nic ciekawego, mieliśmy mnóstwo roboty.Romans z Harmonem nie przetrwał śródrocznych egzaminów, ale na przepustce spodziewała się znaleźć coś lepszego.Miała nadzieję, że na krążowniku też trafi jej się niejeden partner.Mówiłeś, że w Akademii będzie ciężko, ale sądziłam, że najgorszy jest pierwszy rok.Czyż życie oficera może być jeszcze trudniejsze.- Sama zobaczysz.- Abe dopił wino i wziął z talerza bułeczkę.- Nigdy nie musiałaś wysyłać nikogo na pewną śmierć.- Komandor Kerif mówił, że to przestarzały pogląd.Teraz nie wysyła się ludzi na śmierć, lecz po zwycięstwo.Abe gwałtownie odłożył bułkę na talerz.- Tak twierdzi? Co to za zwycięstwo, kiedy okręt traci w sieci kapsułę i trzeba wysyłać ekspedycję ratunkową? Posłuchaj mnie uważnie: nie będziesz chyba jednym z tych żółtodziobów, do których żołnierze nie mają zaufania? To już nie żarty, podobnie jak porwanie przez handlarzy niewolników nie było zabawą, Wracasz do prawdziwego świata, z prawdziwą bronią, autentycznymi ranami, śmiercią.Jestem z ciebie cholernie dumny i nic tego nie zmieni, nie każda dziewczyna poradziłaby sobie tak jak ty.Jeżeli jednak uważasz, że w Akademii było ciężko, to przypomnij sobie Sedon-VI i baraki dla niewolników.Chyba jeszcze, tego nie zapomniałaś, choć nabrałaś świetnych manier.- Nie, niczego nie zapomniałam.Sass wetknęła sobie w usta bułkę, bojąc się powiedzieć za dużo.Abe nie musi wiedzieć o tym szczeniaku Paradenie i całej awanturze.Po plecach przebiegły jej ciarki.Przecież to jasne, że nie zmieniła się aż tak bardzo.Jednakże Abego najwyraźniej coś gryzło.Gdy tylko skończyli jeść, był gotów do wyjścia.A więc szykował coś więcej.Opuścili restaurację.Wilgotna noc przepojona była aromatem lata.Sass znów pożałowała, że nie może być w kilku miejscach naraz.Otrzymała zaproszenie na zabawę podyplomową w parku na wzgórzach za budynkami Akademii.To byłaby wspaniała noc.Miękka trawa, słodki delikatny wiatr.“I ugryzienia komarów w miejscach, których nic można podrapać" - pomyślała, zastanawiając się, dlaczego ci geniusze, którym udało się zostawić na Starej Ziemi karaluchy, nie postąpili podobnie z komarami.Abe zaprowadził ją do swego ulubionego baru.Sass westchnęła w duchu, wiedząc, dlaczego tu przyszli.Ludzie z Floty często odwiedzali to miejsce, zaś Abe chciał pochwalić się nią przed przyjaciółmi.Bar, do którego weszli z chłodu, był zatłoczony, pełen rozgardiaszu i śmierdział tanim tłuszczem, na którym smażono przekąski.Zauważyła kilku innych absolwentów Akademii i pomachała im ręką.Donnet, którego wuj jest emerytowanym mechanikiem ciężkiego krążownika, Issi, duma swych wszystkich krewnych, hałaśliwie składających pełne zachwytu gratulacje pierwszemu oficerowi w rodzinie od siedmiu pokoleń związanej z Flotą.Sassinak podawała rękę osobom, które przedstawił jej Abe, głównie starszym, zniszczonym ludziom, poruszającym się zwinnie, jakby przyzwyczajeni byli do pracy w ciasnych pomieszczeniach.Panował tu ścisk, więc nie od razu znaleźli wolny stolik.Cywilni kosmonauci również lubili ten bar i w dniu rozdania dyplomów Akademii wszyscy wznieśli toast na cześć absolwentów.“Są tu nawet bandziory" - pomyślała Sass, zauważając przy tylnych drzwiach kolorowe kurtki członków ulicznego gangu.Nie spodziewała się spotkać ich w barze uczęszczanym przez ludzi z Floty.Po chwili do środka weszła jeszcze jedna grupa gangsterów.Wracała właśnie do stolika, niosąc napoje, gdy to się wydarzyło.Nie spostrzegła początku bójki, nie wiedziała, kto zadał pierwszy cios.W ruch poszły pięści, łańcuchy, noże.Sass upuściła tace i rzuciła się przed siebie, nawołując Abego.Nie widziała go, nie widziała nic poza zbitą masą mundurów Floty, kurtek gangów, szarych ubrań cywili.Krzykiem zaprowadziła porządek wśród kadetów.Na jej rozkaz zebrali się w jednym miejscu zaczęli oczyszczać salę pośród ciosów, uderzeń, kopniaków.Uchylając się przed nożem i rozbrajając napastnika kopniakiem, kątem oka zauważyła nagle znany skądś gest przeciwnika.Przez moment wydawało jej się, że już to kiedyś widziała.Nie miała jednak czasu zastanawiać się dłużej.Zbyt wielu pijanych kosmonautów i odzianych w zielone kurtki chuliganów z pomalowanymi twarzami włączyło się do bójki.Walka toczyła się już w całej sali.Po podłodze tarzała się jedna wielka wrzeszcząca masa nacierających na siebie ciał.Sass przetoczyła się pod stołem, zadała kilka celnych ciosów, nokautując mężczyznę w zielonej kurtce, szykującego się do zasztyletowania jakiegoś kosmonauty, umknęła przed ciosem wymierzonym na oślep przez kosmonautę, kopniakiem odtrąciła kogoś trzymającego ją za nogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]