[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z czasem wyrósł i zrobił się bardzo silny.Kiedy miał dwanaście lat, jakaś uliczna dziewczyna — dwa razy starsza od niego — wyśmiewała go i chciała mu ukraść jedzenie.Niewiele brakowało, a byłby ją zabił.Kiedy policja odciągnęła go od niej, dostał ultimatum — wyjedzie z Marsylii albo pójdzie do zakładu poprawczego.Chłopak przeniósł się do Tulonu, również na wybrzeżu Francji.Z czasem spojrzenia pełne współczucia, które mu rzucano na ulicy, zamieniły się w spojrzenia pełne strachu.Chłopiec wyrósł i był teraz silnym młodym mężczyzną.Kiedy ludzie mijali go na ulicy, słyszał, że szepcą sobie na ucho.Duch — mówili, patrząc z przerażeniem na jego białą skórę.Duch o oczach diabła!I czuł się jak duch.przezroczysty.miotany wiatrem od portu do portu.Ludzie jakby patrzyli przez niego na wylot.Kiedy miał osiemnaście lat, w pewnym mieście portowym próbował ukraść skrzynkę wędzonej szynki z jakiejś ładowni i złapało go dwóch członków załogi.Marynarze, którzy wzięli się do bicia, śmierdzieli piwem, jak jego ojciec.Wspomnienia strachu i nienawiści wypłynęły na powierzchnię jak potwór morski z otchłani.Młody człowiek gołymi rękami ukręcił kark jednemu i tylko przyjazd policji uratował drugiego od podobnego losu.Dwa miesiące później zakuty w kajdany wylądował w więzieniu w Andorze.Jesteś biały jak duch — wyśmiewali się z niego współwięźniowie, kiedy strażnicy wprowadzali go do środka, nagiego i zziębniętego.Mira el espectro! Może duch przejdzie przez te ściany?Przez dwanaście następnych lat jego ciało i dusza robiły się coraz bielsze, aż przekonał się, że jest przezroczysty.Jestem duchem.Jestem lekki jak piórko.Yo soy un espeetro, pálido como unfantasma.cominando este mundo a solas.Duch obudził się pewnej nocy, słysząc wrzaski innych współwięźniów.Nie wiedział, co to za niewidzialna siła trzęsie podłogą, która była jego posłaniem, nie wiedział, co za mocarna dłoń wzrusza zaprawę i kamienie w jego celi, ale zerwał się na równe nogi, a wtedy ogromny głaz zwalił się tam, gdzie spał.Spojrzał w górę, w kierunku miejsca, skąd spadł kamień, i zobaczył otwór w trzęsących się murach, a za nim widok, którego nie widział od ponad dziesięciu lat.Księżyc.Kiedy ziemia jeszcze drżała, duch przeciskał się przez wąski tunel i wychodził na chwiejnych nogach na otwartą przestrzeń, i toczył się po nagim zboczu góry, ku lasom.Uciekał całą noc, zawsze w dół, w delirium głodu i wyczerpania.O świcie, niemal balansując na skraju świadomości, znalazł się na przecince leśnej, tam gdzie przez las biegły tory kolejowe.Szedł wzdłuż torów jakby we śnie.Zobaczył pusty wagon towarowy, wczołgał się do środka, szukając schronienia i odpoczynku.Kiedy się obudził, pociąg był w ruchu.Jak długo? Jak daleko? W brzuchu czuł coraz większy ból.Czyja umieram? Znowu zasnął.Tym razem obudził się, bo ktoś na niego krzyczał, bił go i wyrzucał z pociągu.Zakrwawiony i brudny, błąkał się na skraju niewielkiego miasteczka, na próżno szukając jedzenia.W końcu — kiedy jego organizm był tak osłabiony, że nie mógł już zrobić kroku — położył się na skraju drogi i odpłynął.Światło stawało się powoli coraz mocniejsze, a Duch zastanawiał się, jak długo już nie żyje.Dzień? Trzy dni? To nie miało znaczenia.Łóżko było miękkie jak puch, a w powietrzu unosił się słodki zapach świec.Był tam Jezus i patrzył prosto na niego.Tu jestem — powiedział Jezus.Głaz został odwalony, a ty narodziłeś się na nowo.Spał i budził się.Jego myśli kłębiły się jak we mgle.Nigdy nie wierzył w niebo, a jednak Jezus nad nim czuwał.Przy łóżku pojawiło się jedzenie i Duch je zjadł, a jedząc, czuł niemal, że mięśnie materializują się na jego kościach.Znów spał.Kiedy się obudził, Jezus wciąż się do niego uśmiechał i przemawiał.Jesteś uratowany, mój synu.Błogosławieni niech będą ci, którzy idą za mną.Znowu spał.Wybudził Ducha z pół snu, pół jawy jakiś wrzask.Jego ciało wyskoczyło z łóżka, a on ruszył chwiejnym krokiem wzdłuż korytarza w kierunku, skąd dochodziły krzyki.Wszedł do kuchni i zobaczył, jak jakiś duży mężczyzna bije mniejszego.Nie wiedząc dlaczego, Duch chwycił olbrzyma i rzucił nim o ścianę.Mężczyzna uciekł, pozostawiając Ducha nad ciałem młodego mężczyzny w księżej sukience, z rozwalonym nosem.Podniósł zakrwawionego księdza i zaniósł na leżankę.— Dziękuję, mój przyjacielu — powiedział ksiądz łamaną francuszczyzną.— Pieniądze z datków kościelnych są pokusą dla złodziei.We śnie mówiłeś po francusku.Znasz też hiszpański?Duch potrząsnął głową.— Jak się nazywasz? — mówił dalej ksiądz niezdarną francuszczyzną.Duch nie mógł sobie przypomnieć imienia, które dali mu rodzice.A w więzieniu słyszał tylko szyderstwa i okrzyki strażników.Ksiądz uśmiechnął się.No hay problema.Ja się nazywam Manuel Aringarosa.Jestem misjonarzem z Madrytu.Przysłano mnie tutaj, żebym wybudował kościół dla Obra de Dios [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl