[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nad nią roztaczało się udekorowane z rzadka gwiazdami niebo.Łagodne, nocne powietrze przepełniała woń kwiecia.Conan pohamował chęć otoczenia dziewczyny ramieniem.Ani przez chwilę nie mógł pozbyć się z myśli ciepła bijącego od jej ciała.- Widzisz ten wysoki dom z rzeźbionym gzymsem, niemal przylegający do pałacowych murów? - Eulalia wskazała budowlę umalowanym na złoto paznokciem i kontynuowała ściszonym głosem: - Nikt tam nie mieszka oprócz starego woźnicy na parterze.Pojutrze w nocy drzwi będą otwarte, a na szczycie dachu będzie stać drabina, sięgająca blanki na murze.- Dziewczyna pokazała Cymmerianinowi zwróconą w tę stronę ścianę pałacu.- Drzwi w miejscu, gdzie szańce stykają się z murami, nie są strzeżone.Korytarz łączy się ze schodami, po których weszliśmy.- Uniosła ku barbarzyńcy pobladłą, uróżowaną twarz, nie- znacznie odsuwając się od niego.- Zdołałbyś tam dotrzeć, nie wzbudzając alarmu?- Tak - odparł zwięźle.Gdy się odwrócił, stwierdził, że Randalf przysunął się w ich stronę, najwyraźniej podsłuchując słowa Eulalii.Cymmerianin wyminął go i zatrzymał się przed Stefanym.- Baronie, jesteś zbyt rozsądny, by ze mną igrać.- Przekrzywiwszy głowę, wskazał parę przy oknie.- Te gołąbki zapewne mają szlachetne zamiary, ale pilnuj, by czerpali z twojej mądrości.- Uścisnął dłoń szlachcica tak silnie, że Stefany skrzywił się z bólu.- Zobaczymy się pojutrze.IXPORUCZNIK CONAN- Gotuj broń!.Krok naprzód, tnij, krok w tył! Nie, nie tak, jak byście kosili łan jęczmienia!! Włóżcie w to trochę serca!Conan zaczynał chrypnąć od nieustannych krzyków.Jego zgarbiona sylwetka świadczyła o brzemieniu znudzenia.Przed sobą miał kilkuset rolników, pasterzy i miejskich obiboków, bez zapału wymachujących drewnianymi tyczkami w trakcie ćwiczeń milicji.Nowo sformowany oddział przez cały dzień ćwiczył elementy walki na wąskim pasie równego terenu pomiędzy miastem i obozem najemników.Choć zbliżał się już zmierzch, jaskrawy blask słońca wciąż odbijał się od białej płaszczyzny murów i palił kark Conana jak południowy żar.Bardziej od upału dręczyła jednak Cymmerianina irytacja.Gdyby przyszło mu stanąć do walki z czeredą ochoczych, lecz niezręcznych prostaczków, poradziłby sobie z nimi, nawet nie zalewając się potem.Nauczenie ich żołnierskiego rzemiosła stanowiło jednak o wiele cięższe zadanie.- Stać, zuchy! Wystarczy.Wróćmy do pojedynczych ćwiczeń.Ty tam, spróbuj pokonać ten wrogi siennik.Conan pchnął wystrzępiony worek ze słomą, zwisający z zakrzywionego drąga, w stronę pierwszego z szeregu rekrutów.Niezgrabny parobek wymierzył z całych sił niezręczne pchnięcie w kołyszący się wór, lecz zaraz potem wypuścił z rąk drewniany miecz i zaczął skakać na jednej nodze wyciągając z rozpaczliwym stękaniem drzazgi z dłoni.- Następny! - warknął Conan.- Pamiętajcie, macie przed sobą zahartowanego w bój ach kotyjskiego włócznika, pragnącego wypruć wam flaki!- Pulchny czeladnik krawiecki z ostrzyżonymi pod donicę włosami ruszył do ataku na siennik, zasypując go gradem ochoczych ciosów.W chwilę później zgiął się w pół, kaszląc od wzbijających się ze słomy obłoków kurzu i plew.- Dosyć! - Conan uniósł ręce w geście beznadziejności.- Wracajcie do fechtunku - tym razem parami.Miedziak dla tego, który pierwszy trzepnie przeciwnika po uchu!Przy akompaniamencie klekotania wymienianych bez zapału ciosów Conan ruszył w dół zbocza, gdzie pod znudzonym okiem Bilhoata ćwiczyło jeszcze czterdziestu rekrutów.Conan zatrzymał się obok byłego złodziejaszka, obecnie oficera.- Czuję, że te osły nigdy nie zdołają stawić czoła Siódmemu Legionowi Strabonusa.- Też tak sądzę.Znaczy to, że nie musimy obawiać się, że zabraknie dla nas pracy.Pomarszczony najemnik mrugnął okiem jak jaszczurka i wrócił spojrzeniem do swoich podopiecznych, którzy ćwiczyli w dwóch nierównych tyralierach natarcie w górę i w dół na stoku.- Mimo to może czegoś by się nauczyli, gdybyśmy mogli wydać im prawdziwe miecze.- Conan skręcił swoją broń w pochwie przy pasie.- Wyczucie ciężaru ostrza to połowa szermierczego rzemiosła.- Na pewno nauczyliby się jedynie odcinać sobie paluchy u nóg.- Bilhoat pokręcił głową z powątpiewaniem.- Ivor ma rację, że na razie nie daje im do rąk ostrej turańskiej stali.- Być może.- Conan roześmiał się.- Czuję, że gdyby książę dodawał im zapału z miejskich murów, wykazywaliby więcej ochoty przy ćwiczeniach.- Obejrzał się na podlegających mu rekrutów.- Muszę wracać.Moje orły zaczęły się kłócić.Cymmerianin wspiął się do miejsca, gdzie dwaj stajenni tarzali się po ziemi.Odrzuciwszy drewniane kołki, radośnie przystąpili do wydrapywania sobie oczu i szarpania za uszy.Barbarzyńca dźwignął oby- dwóch z ziemi za kołnierze kaftanów i pchnął ich w przeciwne strony.Temu, który zatoczył się w górę stoku, dla większego impetu wymierzył kopniaka.- Tego już za wiele! - krzyknął w krąg gapiów.- Ćwiczenia na dzisiaj skończone! Wracajcie do domów!Gdy ostatni z rekrutów oddalił się powłócząc nogami, Conan przystanął w cieniu kępy winorośli.Wkrótce pozostali instruktorzy poszli za jego przykładem, rozpuszczając do domów kompanie milicji.Cymmerianin dołączył do trzech oficerów i ruszył z nimi niespiesznie w stronę bramy miejskiej.- Ech, Conanie, po całym dniu walenia cywilów po karkach żałuję, że do ciebie dołączyłem! - odezwał się niski, żylasty Argosańczyk o wypomadowanych wąsach, obrzucając idącego przed nim Cymmerianina pełnym irytacji wzrokiem.- Ach, Pavlo, pamiętaj, że dostajesz teraz trzykrotnie więcej pieniędzy, nie mówiąc o ludzkim szacunku! - zaśmiał się Conan.- Duby smalone! - burknął korpulentny najemnik, idący na końcu.- Trzy razy nic to wciąż nic.-Nasi kapitanowie nie przekonali mnie jeszcze, że w końcu nadejdzie dla nas dzień zapłaty! A na szacunek ludzi to ja.– Swoją mowę podsumował nieprzystojnym odgłosem, wywołując śmiechy towarzyszy.- Święta prawda, Tranos! - przyłączył się do niego Bilhoat.- Zauważyłeś, jak wzrosły ceny od dnia, gdy książę Ivor rozkazał kupcom dawać nam kredyt? Mam wrażenie, że straciłem już cały łup ze splądrowania Korszemiszu!- Wcale się nie dziwię, wiedząc, jak żłopiesz grog - skomentował Pavlo, co spotkało się z gwizdami i śmiechem.- Przed nami straże miejskie, przyjaciele.Pokażmy im dziarskie miny.Conan wskazał dyskretnym skinieniem głowy żołnierzy w szarych płaszczach, pełniących wartę na tarasie-rogatce za bramą miejską.Wartownicy przyglądali się nadejściu najemników z pozbawionymi wyrazu twarzami, wymieniając niesłyszalne dla nich komentarze.- Zastanawiają się, czy zarekwirować nam broń - mruknął Conan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]