[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Śmiech jej bardziej był bezlitosny niż uderzenie stali o stal.- Kiedyś inaczej mówiłeś, Olmeku - kpiła.- Kiedyś, w młodości swej, prawiłeś mi słowa miłości.A tak, kochankiem mym niegdyś byłeś, wiele lat temu, a kochając - spałeś w mych ramionach pod zaklętym lotosem.I tym sposobem złożyłeś w mych dłoniach łańcuch, co czyni z ciebie niewolnika.Wiesz, że nie możesz mi się przeciwić.Wiesz, że wystarczy, bym spojrzała w twe oczy z ową siłą tajemną, którą dał mi niegdy stygijski kapłan, a bezwolny się stajesz.Pamiętasz ową noc pod czarnym lotosem, co kołysał się nad naszymi głowami, choć nie muskał go ziemski wiatr; na nowo czujesz ów aromat nie z tego świata, co spowił cię jak obłok i rabem uczynił.Nie zdolnyś ze mną walczyć.Niewolnikiem mym jesteś tak teraz, jak i owej nocy - i będziesz nim po kres żywota, Olmeku z Kuchotl!Głos jej opadł do szeptu i był jak szmer strumyka podążającego przez zalaną światłem gwiazd ciemność.Pochyliła się tuż nad księciem i swe rozwarte szeroko wąskie palce wsparła na jego olbrzymiej piersi.Pokryły się mgłą oczy Olmeka i jego wielkie dłonie zwisły bezwładnie.Z okrutnym, złośliwym uśmiechem Tascela uniosła naczynie i przytknęła je do ust księcia.- Pij!Bezmyślnie wypełnił rozkaz.I natychmiast mgła zniknęła z jego oczu, ustępując miejsca furii, zrozumieniu i okropnemu lękowi.Rozchylił wargi, ale nie wydał żadnego dźwięku.Przez chwilę chwiał się na mięknących kolanach, a potem jak zmięty łachman opadł na posadzkę.Jego upadek wyrwał Valerię z odrętwienia.Odwróciła się i ruszyła do drzwi, ale z szybkością, co zawstydziłaby skaczącą panterę, znalazła się przed nią Tascela.Valeria uderzyła pięścią, całą siłę swego sprężystego ciała wkładając w ów cios, który męża rozciągnąłby bez przytomności na ziemi.Ale Tascela uchyliła się płynnie i chwyciła nadgarstek Aquilonki.Chwilę później uwięziła lewą rękę dziewczyny i przytrzymując obie ręce jedną dłonią, spokojnie skrępowała je sznurem wyciągniętym zza paska.Valeria była pewna, że tej nocy przeżyła już ostateczne upokorzenie, ale jej wstyd, iż pozwoliła się pojmać Olmekowi, był niczym wobec uczuć, które teraz miotały jej gibkim ciałem.Zawsze miała skłonność do pogardy wobec przedstawicielek swej własnej płci; przytłoczył ją teraz fakt, że spotkała oto inną kobietę, która dała jej radę jak dziecku.Prawie się nie broniła, gdy pchnęła ją Tascela w krzesło i przeciągnąwszy związane dłonie między kolanami, przytwierdziła do krzyżaka.Obojętnie przestąpiwszy ciało Olmeka, Tascela podeszła do wrót z brązu i odsunęła rygle.Za drzwiami otwierał się korytarz.- Jest z niego wejście - rzekła, po raz pierwszy zwracając się do Valerii - do komnaty, co w dawnych czasach służyła za izbę tortur.Kiedyśmy się wycofali do Tecuhltli, większą część narzędzi zabraliśmy ze sobą, ale było tam jedno urządzenie zbyt ciężkie, by je poruszyć.Wciąż w dobrym jest stanie.Teraz, myślę, przydatnym się okaże.Olmec pojął i ogień przerażenia zapłonął w jego oczach.Podeszła doń Tascela i rzekła, ujmując księcia za włosy:- Na pewien tylko czas jest sparaliżowany.Może słyszeć, myśleć i czuć - taak, wybornie może czuć.I uczyniwszy to dwuznaczne spostrzeżenie, ruszyła ku drzwiom, ciągnąc gigantyczne cielsko z łatwością, która sprawiła, że oczy Valerii omal nie wyskoczyły z orbit.Wyszła na korytarz, pewnie zmierzając ku jednym z drzwi.Zniknęła w nich wraz ze swym jeńcem i po chwili dobiegł z izby szczęk żelaza.Valeria cicho zaklęła i poczęła się szarpać.Daremnie; sznur najwyraźniej nie był do rozerwania.Tascela powróciła samotnie, a z izby tortur dobiegł zduszony jęk.Zamknęła drzwi, ale nie zasunęła rygla.Obce jej były przyzwyczajenia, równie obce jak inne ludzkie instynkty i uczucia.Valeria siedziała w otępieniu, obserwując niewiastę, w której smukłych dłoniach spoczywało - jak doskonale zdawała sobie z tego sprawę - jej przeznaczenie.Tascela chwyciła w garść jej złote włosy i odchyliwszy głowę Aquilonki obojętnie patrzyła w jej twarz.Ale lśnienie jej ciemnych oczu nie było obojętne.- Spotka cię wielki zaszczyt - rzekła.- Zostałaś wybrana, by przywrócić Tasceli młodość.Och, dziwi cię to! Wiem, że młody jest mój wygląd, ale przez me żyły pełznie ospały chłód nadciągającej starości, którego doświadczałam już po tysiąckroć.Jestem stara, tak stara, że nie pamiętam swego dzieciństwa.Ale byłam kiedyś młodą dziewczyną i kochał mnie kapłan ze Stygii, i dał mi sekret nieśmiertelności i młodości wiecznej.Potem umarł, pono struty.Alem żyła w mym pałacu nad Jeziorem Zuad i omijały mnie lata.I w końcu jął mnie pożądać król Stygii, a mój lud wzniecił bunt i przywiódł mnie w te strony.Olmec zwie mnie księżniczką, alem nie jest z królewskiej krwi.Czymś więcej jestem niż księżniczką - jestem Tascelą, której młodość twa własna pyszną młodość przywróci!Język Valerii przysechł do podniebienia.Wyczuwała tu tajemnicę mroczniejszą niż najstraszniejsze zwyrodnienie, jakiego się mogła spodziewać.Wiedźma rozwiązała dłonie Aquilonki i postawiła ją na nogi.Nie lęk przed przemożną siłą, drzemiącą w członkach księżniczki, czynił z Valerii bezwolną, drżącą ofiarę.Dokonały tego płonące, hipnotyczne, przerażające oczy Tasceli.7.TEN, KTÓRY NADCHODZI Z CIEMNOŚCI- Żebym tak został Kushytą!Conan patrzył na przykrępowanego do żelaznego koła męża.- Co, u diabła, na tym robisz?Niezrozumiałe dźwięki dobiegały zza knebla, szarpnął go tedy Conan, co wyrwało z ust więźnia ryk przerażenia, czyn ów bowiem sprawił, że opadła w dół żelazna kula i jęła niemal dotykać szerokiej piersi.- Na Seta, bądź ostrożny! - błagał Olmec.- A to niby dlaczego? - spytał Conan.- Zali myślisz, że troskam się, jaki los cię spotka? Chciałbym jeno dość mieć czasu, żeby tu pozostać i zobaczyć, jak ów kawał żelaza flaki z ciebie wyciska.Ale się spieszę.Gdzie Valeria?- Uwolnij mnie! - nalegał Olmec.- Wszystko ci powiem.- Najpierw gadaj.- Nigdy! - Masywne szczęki księcia zacisnęły się w wyrazie uporu.- Dobrze.- Conan rozsiadł się na pobliskiej ławie.- Sam ją znajdę po tym, jak z ciebie miazga ostanie.Mniemam, że mógłbym rzecz ową przyspieszyć, tym oto czubkiem miecza kręcąc ci w uchu - dodał, wyciągając oręż w kierunku głowy Olmeka.- Czekaj! - Słowa jęły płynąć wartkim strumieniem ze spopielałych warg więźnia.- Tascela mi ją odebrała.Zawszem był jeno kukłą w jej rękach.- Tascela? - warknął Conan i splunął.- Plugawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]