[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Synu pierwszego sekretarza, wnuku Premiera.wspaniale grasz swą rolę.- Sirus kiwnąłgłową.- Czy chcesz coś z sobą zabrać?Sparks przypomniał sobie o leżącej na kanapie piszczałce, podniósł ją.- Tylko to.- Spojrzał przelotnie na zgromadzone sprzęty.- Herne.- Sirus powiedział coś łagodnie w Kharemoughi, powtarzając to dla Sparksa: -Dziękuję ci za zwrócenie mi syna.Sparks odetchnął głęboko.- Dziękuję.Herne splótł ramiona, ciesząc się czymś niezrozumiałym dla Sparksa.- Zawsze, sadhu.Pamiętaj tylko, że to wszystko zawdzięczasz mnie.Teraz wynoś się zmoich komnat, sukinsynie.Zacząłem się nimi radować, a nie mam zbyt wiele czasu.Sirus zapukał w drzwi; stanęły otworem.Sparks obejrzał się szybko na Herne'a stojącego wswym urządzeniu, odzyskującego swe miejsce.%7łegnaj, Arienrhod.Sirus wyszedł z kulejącymsłużącym, zostawiając Starbucka samego.51Nurt ludzi niósł Moon z jednego końca Ulicy na drugi, aż do skrzypiących nabrzeżypodbrzusza Krwawnika, gdzie miasto brodziło w morzu.Tu procesja złożyła ofiary Matce Morza ipo ściśniętej do godzin wieczności uwolniła ją wreszcie, pozwalając spędzić Noc Masek tak jakzechce.Aż do świtu.Wracała Ulicą do mieszkania Jerushy PalaThion, opędzając się od podpitych wielbicieli igorliwych zalotników, chroniąc przed nimi w ciżbie przebranych ciał, czując, jak wszystko wokółulega przyspieszeniu, jak narasta podniecenie wywołane nadchodzącą nocą.Ale cała ta skrząca sięprądem gorączkowość, przez którą brnęła, pogłębiała w niej tylko poczucie wyobcowania,świadomość, że jeśli spędzi samotnie ten wieczór, będzie takie całe jej przyszłe życie.Granatowe niebo zaczęło czernieć na końcu alei, gdy wreszcie doszła do domu PalaThion izapukała do drzwi.Otworzyła je Jerusha, nosząca zamiast munduru bezkształtną szatę.Spojrzała zezdumieniem na maskę Królowej Lata.Moon zdjęła ją z ramion, nic nie mówiąc.- O bogowie.- PalaThion pokręciła głową, jakby otrzymała kolejny cios, choć i takprzeszła dobre lanie.Odsunęła się, wpuszczając Moon do środka, pozwalając jej uciec przedtłumem kłębiącym się za drzwiami.Moon przeszła do salonu, z sercem podeszłym do gardła szukała.- Nie.Na razie.- PalaThion weszła za nią.- Jeszcze nie przyszedł.- Och - Moon wydusiła z siebie tylko tyle.- Jest jeszcze czas.Moon przytaknęła w milczeniu i położyła maskę Królowej Lata na jednej z kanap.- Już jest dla ciebie za ciężka? - PalaThion spytała mniej już uprzejmie.Moon spojrzała na nią, dostrzegła, że zmęczenie i utrata złudzeń zmieniły w pył oczyJerushy.- Nie.Ale jutro rano, jeśli Sparks nie.nie.- Znów spuściła wzrok.- Czy uczciwie zdobyłaś tę maskę? - zapytała PalaThion otwarcie, jakby spodziewała sięszczerej odpowiedzi.Moon zaczerwieniła się, wygładziła wstążki tuniki.Czy uczciwie!- Musiałam ją zdobyć.PalaThion skrzywiła się.- Chcesz powiedzieć.sybillo, że naprawdę wierzysz, iż wszystko to było z górypostanowione?- Tak.Było.Miałam to zrobić, jeśli zdołam.I zrobiłam.Z powodów znacznie ważniejszychniż los kogokolwiek z nas, komendancie.Sądzę, że znasz ten powód.czy nadal chcesz mniepowstrzymać? - Patrzyła na nieokreślone zagubienie na twarzy PalaThion.Jerusha roztarta ramionapod rękawami swego kaftana.- Zależy to od odpowiedzi, jakiej udzielisz mi teraz.Mam dla ciebie pytanie, sybillo.Moon skryła swe zdziwienie i przytaknęła.- Pytaj, a odpowiem.Wejście.- Sybillo, powiedz mi prawdę, całą prawdę o merach.Zdziwienie Moon zamarło, gdy runęła w czarną pustkę Miejsca Nicości, gdy mózgkomputera zastąpił jej własny, by móc powiedzieć prawdę innemu pozaziemcowi.Ale pod tą prawdą leżała inna, głębsza i unosząc się bezcieleśnie w mroku, doszła do wizji,która przemówiła tylko do niej.Ujrzała mery nie takie, jakimi są teraz - niewinnymi,nieświadomymi zabawkami Morza - ale jakimi miały być: giętkimi, rozumnymi istotami,przechowującymi zarazki nieśmiertelności.i coś więcej.Był powód, dla którego otrzymałynieśmiertelność, dla którego otrzymały rozum.I tylko ona znała tę przyczynę: maszyna sybilli,składnica całej ich wiedzy znajdowała się tu, na Tiamat, pod Krwawnikiem, pod morzem.Ujrzała,czym miały być mery - strażnikami umysłu sybilli, posiadającego wiedzę, którą utrzyma i którejpozwoli działać poprzez tysiąclecia.Ale nawet ta izolowana, leżąca na uboczu planeta nie okazałasię dostatecznie zabezpieczona przed zgnilizną, zżerającą za życia Stare Imperium.Pozaziemscypiraci przybywali tu, by polować na niedoskonałą nieśmiertelność merów; poddani Imperiumrozpoczęli rzezie, które mogły w końcu zerwać sieć sybilli, będącą kluczem do ich własnejprzyszłości.Wtedy to Stare Imperium padło całkowicie, nieodwołalnie załamało się pod własnymciężarem.Wreszcie planeta uwolniła się od myśliwych przybywających zakłócać jej spokój.Przodkowie Moon, wygnańcy z innych planet, którzy zasiedlili Tiamat, walczyli ciężko oprzetrwanie, o stworzenie nowej ojczyzny na tym porzuconym, niegościnnym świecie.Nigdy niedomyślili się, jaką tajemnicę kryje morze; mimo to przez wieki składali nieświadomy hołdumysłowi sybilli, zwąc go Matką Morza, i czcili jego nieśmiertelne dzieci.Ale grozny sekret istnienia wody życia ciągle tkwił zawieszony w sieci informatycznej iwraz z powstaniem Hegemonii masakry zaczęły się od nowa.Po wiekach eksploatacji meryutraciły sens swego istnienia i cofnęły się do pierwotnej, bezrozumnej więzi z morzem.Sieć sybillidziałała nadal, obdarzając wiedzą ułomne kultury wegetujące na szczątkach Starego Imperium, leczbez wspomagających ją merów ciągle się kurczyła.Nie mogła też się odsłonić i złożyć ufnie swegolosu w rękach ludzi, którzy byli w stanie ją uratować; bo to oni właśnie tak ochoczo zabijali mery.Ale ona, Moon, została Królową Lata - jak przeznaczył to jej umysł sybilli.I będąc nią,przystąpi do zadania odbudowy wszystkiego, co zostało zniszczone.Była ostatnią nadzieją tegoumysłu; wykorzystał on wszystkie swe malejące możliwości, by wspomóc ją w poszukiwaniach.Jedynym sposobem zakończenia na zawsze wykorzystywania merów przez pozaziemców jestodwrócenie przez nią pogłębiającego się rozpadu umysłu.Będzie ją wspierał, dopóki zdoła; ale tona niej ciąży brzemię urzeczywistnienia ideału.Koniec analizy! - Moon zachwiała się, gdy wyszła z Przekazu.PalaThion złapała ją iułożyła na kanapie.- Dobrze się czujesz? - Jerusha wypatrywała w jej twarzy uspokajającego znaku, iżdziewczyna rozumie jej słowa.Moon kiwnęła głową, zataczając się pod ciężarem ostatniego objawienia.- Och, Pani.- jęknęła, gdy zrozumiała wreszcie, do czego się modli.- Jak? Jak mogęzmienić tysiąc lat zła? Jestem sama, jestem tylko Moon.- Jesteś Królową Lata - powiedziała PalaThion.- I sybillą.Masz wszystkie potrzebneśrodki.To tylko kwestia czasu.Czy masz go dosyć, nim wróci Hegemonia?Moon powoli uniosła głowę.- Nie.- PalaThion odwróciła wzrok.- Nie zamierzam cię powstrzymywać.Jak mogłabymżyć z tyloma śmierciami, ze sobą? I za co.? - Napięła ręce.Dopiero po chwili Moon zrozumiała, że Jerusha usłyszała tylko to, co i Ngenet, że nie znaszeptów, jakie wsączały się w jej umysł w tajemnej ciemności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]