[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakaś nieuchwytna, mglistamyśl o czymś niesłychanie ważnym, o czym powinnam wiedzieć, a co jest przyczynątego przyczepienia się do mojego telefonu.Byłam pewna, że w tym coś jest, tylko co?Co?!.Przestałam się zastanawiać nad tajemniczą działalnością bandy i tylko usiłowałamsprecyzować tę niejasną myśl, ale to było tak męczące, że zanim doszłam do jakichkol-wiek rezultatów, zasnęłam na nowo.Wróciłam do tych rozmyślań nazajutrz rano, jadącdo pracy.W dzień myśli się o wiele bardziej trzezwo niż w nocy.Niechętnie i z żalemdoszłam do wniosku, że wspaniała afera bandy przestępców jest tylko moim pobożnymżyczeniem, a idiotyczne telefony są zemstą byłej ofiary za poprzednie prześladowaniai za te bułgarskie pomidory.Prawdopodobnie napuścił na mnie swoich wszystkich znajomych, żeby mi życie za-truli, no, a to są przecież ludzie przyzwyczajeni do odpowiedniej modulacji głosu.Musiałam wybrać odpowiednie zdjęcia do skończonego wreszcie artykułu.Dzieńbył piękny, słoneczny, wiosenny, więc szłam do macierzystej Redakcji okrężną drogą.A zresztą, trzeba przyznać uczciwie, że niezależnie od pogody, ilekroć byłam w tej oko-licy, same nogi mnie niosły pod hotel Warszawa.Bez sensu, bez powodu, nielogiczniei irracjonalnie, ale jednak niosły.Idąc rozmyślałam o tajemniczych telefonach.Niezwykły okrzyk Szkorbut, Szkorbutzaczynał mnie coraz bardziej intrygować.Snułam sobie na ten temat różne przypusz-czenia i byłam tym tak głęboko zaabsorbowana, że dopiero w ostatniej chwili zauwa-żyłam idącego naprzeciwko mnie bardzo wysokiego faceta.Poznałam go natychmiast,chociaż widziałam go tylko ten jeden raz w Bristolu, i miałam teraz wielką ochotę za-trzymać się i zawołać za nim: Dzień dobry panu , ale powstrzymałam się od tego, boten pan szedł z kobietą.Poczułam głęboki żal, że zauważyłam ich za pózno i nie zdążyłam się jej przyjrzeć.Ostatecznie powinnam chyba obejrzeć babkę, za której rywalkę przez jakiś czas ucho-dziłam.Westchnęłam ciężko i wróciłam do absorbujących rozmyślań o Szkorbucie.Zdjęcia w Redakcji wybrałam bardzo szybko i już po półgodzinie byłam z powrotemw biurze.Wiesio, Janusz i Witold pracowali, atmosfera była dość niemrawa i wszystkimsię wyraznie chciało spać.Usiadłam przy stole i zupełnie bez zapału zabrałam się doprojektu.Wiesio ziewnął okropnie i melancholijnie zapatrzył się w radio. Coś nudno dzisiaj. powiedział. Może by zadzwonić do tego pana? Nie fatyguj się odparłam niechętnie. Nie ma go tam, przed chwilą spotka-łam go na ulicy. Ale przecież słyszałem go parę minut temu zaprotestował Wiesio. Pewnie z taśmy, cudów nie ma, w dwóch miejscach naraz nie przebywa.82Powiedziałam to i nagle coś mnie zastanowiło.Zaraz, kiedy to Janka oglądała go naschodach? Wczoraj? A kiedy Wiesio maglował go o te pomidory? Wiesiu spytałam z lekkim zainteresowaniem kiedy ty tam dzwoniłeś?Wczoraj, prawda?Wiesio popatrzył na mnie w zamyśleniu. Wczoraj, oczywiście.To było tuż przedtem, zanim skończyłem te cholerną makie-tę, a potem stłukłem pod nią szybę.A bo co? Nic odparłam z roztargnieniem i zaczęłam myśleć.Wczoraj Wiesio dzwonił i wczoraj Janka go widziała w naturze.Dzwonił jakieś dwa-dzieścia po dwunastej.o której godzinie ona go oglądała?Podniosłam się i podeszłam do telefonu. O której godzinie widziałaś go na tych schodach? spytałam bez wstępów, bo naintelekt ukochanej przyjaciółki mogłam ślepo liczyć. To było wczoraj, prawda? Coś się stało? spytała Janka natychmiast. Jeszcze nie wiem.No? Kiedy to było? Zaraz, czekaj, niech sobie przypomnę.Wczoraj na pewno, a o której? Wyszłamstąd o dziesiątej, potem byłam w Pałacu Kultury, potem nie wiem, co robiłam, ale stam-tąd wróciłam o pierwszej.Musiałam go widzieć tak gdzieś koło wpół do pierwszej albonieco wcześniej.Wniosek nasunął mi się błyskawicznie pomimo rozpaczliwego niewyspania.Milczałam w tę słuchawkę tak długo, aż zaniepokoiłam tym Jankę. Halo, co się stało? Umarłaś tam? Nie milcz tak, bo się zdenerwowałam! Czekaj powiedziałam wezmę papierosa.Ty też wez i uzgodnijmy rysopisy.Przyjmij do wiadomości, że tuż przed wpół do pierwszej Wiesio rozmawiał z nim przeztelefon. Z domu? Nie, z pracy.Stąd. Co stąd? Wiesio stąd? Ja się pytam, skąd tamten rozmawiał? Z rozgłośni. Jak to? Zwyczajnie.Wiesio dzwonił do niego do rozgłośni. On tam był?! We własnej osobie.Sama słyszałam aż za dobrze.Co jak co, ale ten głos poznamna końcu świata. Nie rozumiem.Przecież go widziałam na własne oczy na drugim końcu miasta.Zdążył przejechać? Niewykonalne.Z Mokotowa na Stare Miasto w ciągu pięciu minut, i do tego jesz-cze wejść na drugie piętro i wyjść z powrotem z psem, żeby cię spotkać na schodach?.83Mowy nie ma! No to co, rozdwoił się? Toteż właśnie zastanawiam się nad tym, kogo ty widziałaś.Teraz Janka zamilkła na długą chwilę. Nie milcz, do diabła! zdenerwowałam się. Mów szczegółowo, jak wyglądał!Przez kilka minut ustalałyśmy rysopis z najdrobniejszymi detalami.Bezskutecznie,nic nam nie dawało stuprocentowej pewności. Czy on nie miał niczego, po czym go można na pewno rozpoznać? spytałazniecierpliwiona Janka. %7ładnych znaków szczególnych? Miał odparłam ponuro. Szarą marynarkę ze skórzanym kołnierzykiem.Ciuch, na pewno tylko jedna w Warszawie.I dwa metry wzrostu. Wypchaj się dwoma metrami.O Boże, gdybym coś podobnego przypuszczała, tomożesz być pewna, że kazałabym mu zdjąć jesionkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]