[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem pojawił sięw nich wysoki mężczyzna, zupełnie obcy. To prywatna pracownia powiedział Niggle. Jestem zajęty.Wynoś się. Jestem Inspektor Budowlany odpowiedział mężczyzna, trzymając legi-tymację w wyciągniętej ręce tak, by Niggle mógł ją przeczytać z drabiny. O! powiedział Niggle. Dom waszego sąsiada jest w kiepskim stanie stwierdził Inspektor. Wiem odparł Niggle. Zostawiłem informację dla murarzy już dawnotemu, ale nie przyszli.Potem byłem chory. Rozumiem, ale teraz już jesteście zdrowi. Ale nie jestem murarzem.Parish powinien złożyć skargę w Radzie Miej-skiej i otrzymać pomoc konieczną w nagłych wypadkach. Wszyscy zajęci są większymi zniszczeniami niż tutaj.W dolinie była po-wódz i wiele rodzin pozostało bez dachu nad głową.Powinniście pomóc sąsiado-wi w wykonaniu prowizorycznych napraw i nie dopuścić, by likwidacja zniszczeńbyła zbyt kosztowna.Takie jest prawo.Macie tu mnóstwo materiału: drewno, płót-no, wodoodporne farby. Gdzie? zapytał oburzony Niggle. Tu! odparł Inspektor, wskazując na obraz. Mój obraz! krzyknął Niggle. Tak właśnie przypuszczałem powiedział Inspektor. Domy są waż-niejsze.Tak mówi prawo. Ale nie mogę. Niggle nie zdążył powiedzieć nic więcej, bowiemw tym momencie wszedł drugi mężczyzna.Był bardzo podobny do Inspektora,wyglądał niemal jak jego blizniak, wysoki, ubrany na czarno. Proszę za mną powiedział. Jestem Szofer.Niggle potykając się,zszedł z drabiny.Gorączka zdawała się wracać, było mu zimno, miał zawrotygłowy. Szofer? Szofer? wyjąkał. Jaki Szofer? Wasz i waszego pojazdu odparł mężczyzna. Pojazd został zamówio-ny dawno temu.W końcu przybył.Czeka.Zaczynacie dziś swoją podróż. A więc tak! powiedział Inspektor. Musicie jechać, ale zle zaczynaćpodróż, zostawiając nie dokończoną pracę.W końcu będziemy mogli zrobić terazjakiś użytek z tego płótna.58 Mój Boże powiedział biedny Niggle i zaczął płakać. Jeszcze go nieskończyłem. Nie skończyłem! powiedział Szofer. No więc z nim skończono, przy-najmniej o tyle, o ile was to dotyczy.Wychodzcie!Niggle wyszedł całkiem spokojnie.Szofer nie zostawił mu czasu na pakowa-nie twierdząc, że powinien zrobić to wcześniej i że mogą spóznić się na pociąg,więc Niggle zdążył tylko złapać w holu małą torbę.Znalazł w niej pudełko z far-bami i szkicownik z rysunkami.Nie było w niej ani jedzenia, ani ubrania.Zdą-żyli jednak na pociąg.Niggle był zmęczony i bardzo śpiący; kiedy wepchniętogo do przedziału, ledwie się orientował, co się wokół niego dzieje.Nie troszczyłsię o nic, zapomniał, gdzie ma jechać i po co.Pociąg ruszył niemal natychmiastw głąb ciemnego tunelu.Niggle ocknął się na wielkiej, mrocznej stacji.Wzdłuż peronu szedł zawia-dowca.Nie krzyczał nazwy stacji, lecz imię.Wołał: Niggle!Niggle wysiadł w pośpiechu i zorientował się, że w przedziale została jegomała torba.Odwrócił się, ale pociąg zdążył odjechać. A, tu jesteście powiedział Zawiadowca. Tędy.Co? Nie macie bagażu?Powinniście pójść do Przytułku.Niggle poczuł się bardzo zle i zemdlał na peronie.Wezwano karetkę i odwie-ziono go do szpitala przy Przytułku.Opieka wcale mu się nie podobała.Dostawał gorzkie lekarstwa.Urzędnicyi obsługa byli wrodzy, milczący i surowi.Nie widywał nikogo oprócz bardzonieprzyjemnego doktora, który czasami go odwiedzał.Przypominało to bardziejwięzienie niż szpital.Kazano mu ciężko pracować, w stałych godzinach; przykopaniu, w stolarni przy malowaniu surowych desek na jeden, spokojny kolor.Nie wypuszczano go na zewnątrz, a wszystkie okna wychodziły na podwórko.Trzymano go w ciemnościach przez długie godziny. Aby mógł myśleć takmówiono.Tracił poczucie czasu.Nie czuł się ani trochę lepiej, jeśli sądzić po tym,że nic nie sprawiło mu przyjemności.Nawet sen.Na początku, przez pierwsze stulecie (przekazuję tylko jego wrażenia) bezsen-sownie martwił się przeszłością.Leżąc w ciemnościach, powtarzał nieustannie: Szkoda, że nie odwiedziłem Parisha tego dnia, kiedy zaczął wiać wiatr.Przecieżchciałem.Aatwo byłoby naprawić pierwsze obluzowane dachówki.Wtedy paniParish może by się nie przeziębiła.Wtedy może i ja bym nie zachorował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]