[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Funkcjonuje bardzo dobrze.Zapewne dzięki nienagannie działającym siłowniom przetrwa jeszcze bardzo wiele lat.Równie bez zarzutu pracuje system komputerowego zabezpieczenia, który wprowadzono po kolejnym strajku strażników ludzi.Cybernetyczni "klawisze", uprzejmi i grzeczni, dostarczają jedynemu więźniowi wszystkiego, co potrzeba - pożywienia z laboratorium, zmian odzieży, zmuszają do spacerów, gimnastyki i łaźni.Golą, myją, strzygą.Chętnie na życzenie grają w szachy i karty.Nie chcą jednak - mimo tysięcy dyskusji, zabiegów i tłumaczeń - wypuścić.Nie trafia do nich żadna argumentacja.W najgłębszych obwodach mają bowiem zakodowany rozkaz: pilnować więźnia.Jak dożywocie, to dożywocie.Niechętnie mówią o wiadomościach z zewnątrz.Zresztą co to za wiadomości? Plaga szczurów, wyrój szarańczy, wylew rzeki.Ludzie zniknęli z powierzchni Ziemi kilkanaście tysiącleci temu.A więzień, cóż, jest to dziwny skazaniec - czasami wpada w furię, wyje, żąda, żeby mu nie dawać pożywienia, żeby odciąć dopływ tlenu.Kiedyś usiłował głodować.To karmili dożylnie i dawali pigułki optymizmu.Żyje więc.Ostatni egzemplarz interesującego, wymarłego gatunku.Gatunku, który chciał być równy Bogu.Nieśmiertelny.Tragedia "Nimfy 8"Zaryglował drzwi, sprawdził klapę włazu remontowego.Zabezpieczona! Jeszcze raz rozejrzał się po kabinie.Był sam.Powoli krew napłynęła do pobielałej twarzy.Opuścił krótkomiot.Z korytarza nie dolatywał żaden odgłos.Zresztą kto miał się odzywać? Zostało przecież tylko ich dwóch.On i morderca.I jeszcze tylko stygnące ciało Jacqueline na drugim poziomie, zniekształcona grymasem twarz, poczerniałe ręce, którymi w ostatniej chwili usiłowała zapewne zasłonić się przed ciosem.Usiadł na koi nie spuszczając oczu z drzwi.Chyba na razie był bezpieczny.Na ekranie odbiornika widział cały dystans dziesięciometrowego korytarza, którym mogła nadejść śmierć.Nie nadchodziła.Przez chwilę rozważał inne zagrożenia: odcięcie dopływu tlenu lub wyłączenie ogrzewania.Nie, Rod nie mógł tego zrobić wbrew Automatycznemu Dyspozytorowi - a komputer wyposażony w potrójne zabezpieczenia lojalnościowe nie stałby się przecież wspólnikiem mordercy.- Prędko mnie nie dopadnie!Niestety czasu pozostało jeszcze sporo."Nimfa 8" weszła wprawdzie w przestrzeń Układu Słonecznego, ale od Ziemi dzieliło ją wiele tygodni lotu.Dopiero przed kilkoma dniami zostały uruchomione silniki konwencjonalne.Co zamierza Rod? Jeszcze wczoraj, kiedy była ich trójka, obaj mężczyźni podejrzewali Jacqueline.Nie, nie dlatego, żeby darzyli dziewczynę szczególną antypatią, ale od chwili śmierci Levkovica stało się jasne, że mordercą systematycznie likwidującym załogę statku musi być ktoś z ich trójki.Siebie wykluczali.Znali się przecież tyle lat.Wspólne studia, podróże.Została Jacky.Ale teraz.Cholera! Czyżby Rod oszalał? A może nie pracował już dla Północnoziemskiej Centrali Lotów Badawczych, tylko flirtował z wojowniczą Federacją Południa, od dawna aspirującą do poszerzenia swych wpływów w kosmosie? Niemożliwe! Ojciec Roda zginął z ręki Południowców podczas walk o bazę księżycową przed Wielkim Rozejmem.Żeby tak jeszcze móc nawiązać łączność! Niestety, aparatura została uszkodzona, włącznie z centrum remontowym, a jedyny, który się na niej znał, płowowłosy Olof Johannssen, nie żył od trzech dni.Obraz na odbiorniku uległ zmąceniu.Dłoń kosmonauty ścisnęła silniej uchwyt krótkomiota.- Brian! - ekran wypełniła twarz Roda Millera.Jasna, otwarta twarz kapitana statku.- Brian, dlaczego nie odzywasz się? Nie mogę połączyć się z Jacky.Cynizm? A może jeszcze nie wie, że Brian już odnalazł zwłoki.Wówczas byłaby jakaś szansa.O'Neil postanowił zagrać wariata.- Straciłem ją z oczu, kiedy poszła sprawdzić, jakie są możliwości uruchomienia radiostacji krótkodystansowej.Potem miała wpaść do ciebie.- Tu jej nie ma - w głosie kapitana zabrzmiał niepokój.Uważam, że w obecnej sytuacji w ogóle nie powinniśmy się rozstawać.Automat skończył właśnie sekcję Levkovica.- No i?- Trucizna.Ktoś dodał trucizny do pastylek pokarmowych.Trzeba będzie mocniej przycisnąć Jacqueline.Grał świetnie.Patrząc mu prosto w twarz Brian doszedł do wniosku, że kapitan mógłby śmiało ubiegać się o "Oskara".- Chciałbym, żebyś przyszedł do mnie, Brian.Oczywiście ostrożnie, cały czas będę miał na podglądzie korytarz, w razie czego ostrzegę."Zwabia mnie, bandyta".- Astronauta zastanawiał się gorączkowo, jak by się wykręcić nie wzbudzając podejrzeń, jak wyciągnąć Roda na linię strzału.Byłaby to przecież oczywista samoobrona.- Sprawdzę drogę - mówił tymczasem kapitan.- Nie, zaczekaj! - zawołał O'Neil.Za późno.Lustrując trasę wzrok kapitana dotarł już do ciała Jacqueline.Sekundy ciszy.A potem rozległ się zmieniony głos Millera:- Ze mną nie pójdzie ci tak łatwo.Ostrzegam, Brian!Trudno nazwać wyprawę "Nimfy 8" sukcesem.Od czasu gdy ludzkość opanowała loty w prędkościach przyspieszonych, podobne ekspedycje organizowano w różne regiony Galaktyki.Jak dotąd nie zetknięto się ze śladami istot rozumnych, co więcej, nie znaleziono śladów wyżej zorganizowanego życia.Dwudziestoletni lot "Nimfy" (dla załogi trwał on mniej więcej rok, większość czasu spędzono w hibernacji) nie przyniósł rewelacyjnych odkryć.Trochę nowych planet i planetoidów, cenne materiały o nieznanych rodzajach promieniowania, przygoda z wirem meteorytowym (wtedy uległo uszkodzeniu główne urządzenie nadawcze), ot i cały dorobek, gdyby nie liczyć Omegi.Omega było to dziwne ciało rozmiarów Księżyca, na które natrafiono pod koniec ekspedycji, na krótko przed ponowną hibernacją.Optycznie planeta przypominała Wenus, gęsta warstwa chmur przysłaniała dość urozmaicony (sądząc po wynikach echosond) teren.Nie mgła jednak stanowiła główną zagadkę.Oprócz niej całą planetę opatulała niewidzialna poducha ochronna uniemożliwiająca dostęp."Nimfa" parokrotnie usiłowała zanurzyć się w chmury za każdym razem odrzucała ją dziwaczna siła przepuszczająca światło, dźwięk, promieniowanie, ale wszelkie zabiegi przeniknięcia przypominały próbę wbicia palca w powierzchnię balonu.Ani profesor Spinelli; ani Brian nie zdołali ustalić charakteru owej bariery - nazwali ją neograwitacyjną.Przekroczony limit czasowy, uszkodzona część rakiety, wreszcie kłopoty z zapasami nakazywały odwrót.Niech inni się nią zajmą - zdecydował Miller.Hipotez było parę zwłaszcza że Omega żeglowała w idealnej pustce, nie związana z żadnym innym ciałem kosmicznym.Profesor Spinelu brał pod uwagę możliwość, że jest to rodzaj żywej substancji.Jacqueline Durocq obstawała przy ogromnym statku kosmicznym, reszta wolała traktować Omegę jako wybryk materii nieożywionej.Rozstali się bez żalu, zwłaszcza gdy próbnik dostarczył odrobinę nieznanej substancji.Omal nie skończyło się katastrofą.Substancja "omegia" mało aktywna w pustce kosmicznej eksplodowała w zetknięciu z powietrzem.Gdyby nie zabezpieczenie, gram "omegii" starczyłby do zniszczenia całej atmosfery "Nimfy".Trzy doby po zniknięciu tajemniczego ciała kapitan Miller zarządził hibernację.Uszkodzenia magazynów, zakłócenia w procesie odzysku żywności nakazywały maksymalne skrócenie okresu aktywności.Zapadli więc w sen.Po przebudzeniu perspektywa rychłego lądowania na Ziemi wyzwoliła niezwykle dobry humor w załodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]