[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możliwe, że pod jej wpływem był dlamnie bardziej nieprzyjemny, ale to przecież zle świadczy o nim, a nie o niej.Prawda? I nie widziała się pani z nim ani z nią przez cztery lata?Wzruszyłam ramionami, nieco już zirytowana. Nie.Już mówiłam.Unikałam go, bo o niej nie ma co mówić.Niesmak mi zostałpo sobie samej, myśli pan, że to przyjemnie uświadomić sobie bezmiar własnej głupo-ty? W moim wieku? Z tym wiekiem niech pani tak nie przesadza.Pan Dominik, mówi pani, sam nieumiał i z czyjejś pomocy korzystał.W fotografice i w urządzeniach mechanicznych.Przychodzi pani do głowy jakieś podejrzenie, jakieś nazwisko? Kto to mógł być, ci po-mocnicy?99 Pojęcia nie mam.Nic.Z tym się przecież ukrywał z całej siły.A mnie bardziej ob-chodziły idiomy amerykańskie niż pomocnicy Dominika.I bardziej on sam w środkuniż jego egzystencja zewnętrzna.Major pomilczał chwilę i westchnął smętnie. Też przepraszam za takie pytanie, ale muszę je zadać.Pan Dominik był człowie-kiem bogatym.Nie pomagał pani finansowo? Pomagał.Raz zapłacił za mafijną taksówkę, zabierał mnie na mały urlopik nadpolskim morzem, na jego koszt, raz do Nicei na tydzień.Płacił w knajpach, raczej rzad-ko, nie prowadziliśmy rozrywkowego trybu życia.Nie zabierałam resztek z tych knajpdla moich dzieci, karmiłam je własnym przemysłem.Przynosił mi kwiaty.Dostałam odniego kilka prezentów imieninowych i gwiazdkowych, najcenniejszy z nich to flachcąż-ki, po polsku kombinerki, ale wieloczynnościowe, połączone z korkociągiem na zasa-dzie dzwigni, genialne, podobno sam je zrobił.Już teraz nie wierzę.To właściwie wszyst-ko, może jeszcze jakieś drobnostki, ale wszystkich nie pamiętam. A pieniądze, biżuteria.? No co pan.? Ja jestem człowiek pracy, a nie dziewiętnastowieczna kurtyzana.Nasobie bazuję, nie na mężczyznie.I nie o te dobra materialne przecież chodziło. To na co on wydawał pieniądze? Na jakość.Jeśli knajpa, to najlepsze rzeczy, jeśli szampan, to Taittinger z któregośtam roku, jeśli miał się w coś ubrać, musiało to przerastać księcia Walii z początkówwieku, jeśli samochód, to z szykanami, jeśli samolot, to pierwsza klasa i tak dalej.Więcejnie wiem.Niekiedy doznawałam wrażenia, że to jest gest na pokaz. Zatem po co te pieniądze były mu potrzebne? A diabli go wiedzą.Pieniądze to władza.Kochał władzę.Chociaż, z drugiej strony,twierdził, że władza to wiedza.Może płacił za wiedzę? I, tak wedle pani rozeznania, czy ja wiem.przeczuć.? intuicji.? Kto go mógł za-bić? I dlaczego? Sama się nad tym zastanawiam odparłam w zadumie. Może ktoś, kto rwiesię do kariery, a Dominik mu zagrażał wiedzą o nim? Jedyne wyjście, zabić drania, za-bić wiedzę.I musiałby to być ktoś podstępny, zręczny.Zaraz, jak on właściwie zginął?Ostrożny był zgoła patologicznie, niemożliwe, żeby blisko dopuścił mordercę.Jak byłonaprawdę? A otóż właśnie dopuścił rzekł major z westchnieniem. Zastrzelony, istotnie,z bliska.Niezupełnie z przystawienia, ale z odległości nie większej niż trzy czwarte me-tra. Niemożliwe powiedziałam w osłupieniu. Może i niemożliwe, ale fakt.Co pani z tego wnioskuje?Oszołomił mnie, musiałam się zastanowić.100 Niech pan już powie wszystko.Rozumiem, że nastąpiło to gdzieś w tej CiszyLeśnej.W życiu tam nie byłam, jak tam wyglądało? Co to było, pałac, szałas? Zwykłydom? Zbrojownię miał czy jak? Nie.Salon.Sypialnię.Prywatny gabinet, nikomu niedostępny, w którym znajdo-wała się broń.Znaleziono go w tym gabinecie, broń należała do niego i po zabójstwiewisiała na ścianie.W salonie kogoś przyjmował.Co pani na to?Spróbowałam sobie to wszystko wyobrazić.Dominik spotkał się z kimś, podjął goczymś tam, drinkiem, herbatą, kawą. Co to znaczy, że gabinet nikomu niedostępny? Nikt tam nie wchodził? Nikt absolutnie.Nawet sprzątaczka.Zawsze zamknięty na wymyślne zamki.Zaczęłam myśleć na głos. Skoro broń w gabinecie, a gość w salonie.Musiał wynieść tę dubeltówkę i temukomuś pokazać.Z dwóch powodów, alternatywnie.Pochwalić się, może była obcięta ja-koś oryginalnie, ewentualnie poradzić się, bo coś w niej nawalało.Może coś ulepszyć.Zatem albo świeża postać, tresowana do roli wielbiciela bóstwa.może wielbicielki, niebijmy się o płeć.Albo ten jakiś, co za niego wszystko robił.Murzyn.Kazał takiemu po-patrzeć, coś zmienić, poprawić.? Kwestia celności, sposobu nabijania.? Nie znam sięna tym, może chciał nabijać czymś innym i pokazał murzynowi, dał mu do ręki, żebywymyślił jakiś niezwykły sposób, a murzyn wpadł w amok i cześć. Uważa pani, że w grę wchodzi jakiś nagły wybuch.?Nagle objawiła się we mnie wizja od drugiej strony. Zaraz powiedziałam niecierpliwie, nie zwracając uwagi na majora, zajęta wła-snymi doznaniami. Zwieża postać odpada, ale mogłaby być taka już nieco ugrun-towana.Załóżmy, że to ja.No, jak by tu.głupsza niż jestem, więcej zaparta przyDominiku, nagle trzaśnięta rozstaniem, oszalała z nienawiści i chęci zemsty.Klapy naoczach, bezdzietna, bo dzieci w takim wypadku strasznie przeszkadzają.Symulującpokorę, skruchę, uwielbienie.kobiety są zdolny do wszystkiego.Pieje taka głupoty najego temat i do niego, Dominik jej przynosi i pokazuje swoje osiągnięcie, ona kretynkęudaje do tego stopnia, że pozwala jej nabić.albo sam nabija, bo słabe rączki nie potra-fią.Z niej wreszcie prawda wyskakuje, celuje w niego i wali.O to jej chodziło, naresz-cie! Zabiła klęskę swojego życia i aż jej szkoda, że już, bo chętnie zabiłaby tak ze trzy-dzieści razy.no nie, przesadzam, ze trzy albo cztery.Potem spływa na nią ulga i opa-miętanie, w kryminałach oczytana, wyciera strzelbę.Wytarta była? Ta dubeltówka,mam na myśli.Odciski palców? Wytarte idealnie. No więc wyciera z satysfakcją i triumfem, wiesza na ścianie.I cześć, wychodzi.Jak ten skowronek na nieboskłonie. I jeszcze wszystko za sobą zamyka.101 Co? Zamyka.Skomplikowany zamek gabinetu, drzwi zewnętrzne.Znów się musiałam zastanowić. No przecież chyba, do pioruna, tego zamka do gabinetu nie robiła mu baba!Chyba że się zamykał bardzo prosto, jednym gestem? Nie.Kluczykiem. A kluczyk gdzie? Nigdzie.Zginął. I pewnie był tylko jeden.Jak znam Dominika, pilnował go jak oka w głowie.Nie, wobec tego baba odpada.Któryś z szantażowanych dyplomatycznie, te dokumen-ty archiwalne, plon pani Kołek.A może nie tylko pani Kołek, na mój prywatny węch,Dominik dopadł jakichś kompromitujących materiałów, z tym że ja jestem apolitycz-na, pojęcia nie mam, kogo mogły dotyczyć, obecnych dostojników państwowych?Biznesmenów? Górnej warstwy administracji? Ministrowie i prezydenci miast zmie-niają się tak, że mnie w oczach miga, skąd mam wiedzieć, czy Dominik nie maczałw tym palców? Ktoś z nich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]