[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podinspektor Błoński robiłwrażenie, że rozumie, co się do niego mówi, po czym pożegnał nas wreszcie, równie ka-mienny, jak w chwili powitania.Tajemniczy głos w duszy informował mnie, że teraz po-leciał łapać osobę, która zbliżyłaby go do Bożydara. No wiesz! powiedziała Marta, ochłonąwszy nieco i przygarnąwszy do łona na-stępną puszkę piwa, jaką jej przyniosłam po zamknięciu drzwi. Ale Czaruś.! Ja wie-działam, że wizyty u ciebie przebiegają czasem rozrywkowo, nie sądziłam jednak, że dotego stopnia! Co to w ogóle było?! Produkt sztuczny? Oni wszyscy tacy.?! Najwidoczniej żadna z nas nie była w jego typie odparłam z westchnieniem. Może lubi tylko młode, tłuste brunetki. Fu! prychnęła Martusia z przekonaniem. De gustibus non est disputandum.Może garbate.? Albo Horpyny.? Swoją drogą chłopak jak brzytwa, ale wał.Przeciwpowodziowy. Martusia, nie wyrażaj się.My się lepiej zastanówmy, co nam to daje.Wykryło sięmnóstwo i miejmy z tego jakiś pożytek zawodowy!Usiadłam znów przy komputerze, Marta przyniosła sobie stare krzesło turystyczne,nieco wyższe niż fotelik, żeby móc mi patrzeć na ręce.Obie zaprzątnięte byłyśmy jesz-cze wizytą pana majora.Niby wszystko było w porządku, przyleciał do mnie, bo dowiedział się, że byłamw Marriotcie, żadna sztuka, obsługa mnie tam znała.Możliwe jednak, że przyleciał-by i bez tego, ze względu na Bożydara.Bożydar musiał zajmować się tym Ptaszyńskimbardziej niż kiedyś sądziłam, znał rozmaite układy, niewątpliwie znał i jego protek-47torów, gdyby teraz Słodki Kocio któryś tam raz w swojej karierze okazał się zabójcą,przez Bożydara chcieliby do niego dotrzeć.Tymczasem chała, Słodki Kocio padł tru-pem wcześniej.Namieszałam im chyba tą informacją nieziemsko.Dziwne było, że powiedział nam o Lipczaku.Nie dla naszej przyjemności, to pew-ne.Musiał chyba myśleć, że obie łżemy, coś o nim słyszałyśmy, wiadomość nami wstrzą-śnie i jakaś prawda nam się wyrwie.Ponadto koncepcja mu się zawaliła i może sambył trochę rozdygotany, z wierzchu nic, a w środku wulkan, informacja zaś była o ty-le nieszkodliwa, że nazwisko ofiary nie stanowiło tajemnicy, znał je cały personel ho-telowy.Mogłyśmy się tego dowiedzieć nawet przez telefon.Co oni zrobili ze zwłokamiSłodkiego Kocia.? No! pogoniła niecierpliwie Martusia. Wyciągajmy jakieś wnioski! Będziemygo podrywać? Kogo.?! przeraziłam się, bo oczyma duszy widziałam właśnie szczątkiSłodkiego Kocia, rozpuszczane w kwasie solnym i zalewane betonem, a zarazem jegosamego, jak jeszcze był żywy.Przez moment wydawało mi się, że ona proponuje mi ja-kąś makabrę albo też pętlą czasową wróciła przeszłość. No, tego.Czarusia kamiennego.Gdyby zapuścił brodę, ja się piszę. Ja nie.Za nic w świecie.Jego też musiały szkolić służby specjalne, nie chcę więcejtakich.Jeśli już koniecznie chcesz wiedzieć, oni nawet w łóżku pilnują, żeby nic po so-bie nie pokazać! Nie żartuj! zaniepokoiła się Martusia. Skąd wiesz? Z doświadczenia. To jak on się, taki ten jakiś, zachowuje? Jak przyuczony robot? Mniej więcej.Wymierza sobie, co i kiedy, i oddech reguluje naukowo.Martę zainteresowało to nadzwyczajnie, szczególnie ta naukowa regulacja oddechu.Dotychczas miała w życiu do czynienia z prawdziwymi ludzmi i taki sztuczny ją zacie-kawił, na szczęście nie do tego stopnia, żeby miała wylecieć z mojego domu i gonić pod-inspektora po ulicy.Uspokoiłam ją wreszcie przypomnieniem, że piszemy scenariuszkryminalny, a nie dzieło o seksie. No dobrze, to na czym stanęłyśmy, jak nam Czaruś przeszkodził? Na szantażu primo.A secundo na Pipku telewizyjnym.Tertio zaś mamy superatęw postaci Lipczaka.Niepotrzebnie zdenerwowali nim Dominika. Dominika mi teraz nie wytykaj, muszę skupić umysł, a nie uczucia.Czekaj, alemówisz, że on nam coś dał, ten przyuczony robot?Przyuczony robot utwierdził mnie w mniemaniu, iż Słodki Kocio poszedł na szantaż,zagroził komuś z elitarnej mafii i został rąbnięty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]