[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Volvo już czekało.Do bagażnika porywacze załadowali swe torby.Quinna pchnięto na tylne siedzenie, po czym zepchnięto na podłogę, a następnie przykryto kocem.Nie było mu wygodnie, ale nie tracił optymizmu.Gdyby porywacze zamierzali ich obu zabić, najlepszym do tego miejscem byłaby piwnica.Quinn proponował kidnaperom, żeby ich tu zostawili, skąd uwolniłaby ich policja po otrzymaniu telefonu z zagra­nicy.Widać miało być inaczej.Domyślił się, że porywacze nie chcą, by ich kryjówka została zdekonspirowana - w każdym razie jeszcze nie teraz.Leżał skulony na podłodze auta i z trudem oddychał przez gruby kaptur.Poczuł, że ugięły się poduszki siedzenia - to ponaglano Simona Cormacka do położenia się na tylnym siedzeniu.Jego też przykryto kocem.Dwaj drobniejsi mężczyźni usiedli na brzegu tylnego siedzenia, mając za plecami szczupłe ciało Simona, stopy zaś oparli na Quinnie.Olbrzym zajął miejsce z przodu.Zack usiadł za kierownicą.Na jego polecenie wszyscy zdjęli maski i bluzy treningowe, a na­stępnie wyrzucili je przez okna na podłogę garażu.Zack włączył silnik i zdalnie uruchomił automat otwierający drzwi.Wyjechał tyłem na pod­jazd, zamknął garaż, zakręcił w stronę ulicy i ruszył.Nikt ich nie widział.Było jeszcze ciemno, do świtu brakowało dwóch i pół godziny.Jechali monotonnie przez dwie godziny.Quinn nie miał pojęcia, gdzie są ani dokąd się udają.W końcu (potem ustalono, że dochodziła szósta trzydzieści) samochód zwolnił i zatrzymał się.Podczas jazdy nikt nie odezwał się ani słowem.Siedzieli sztywni, wyprostowani, w urzędni­czych garniturach z krawatami i milczeli.Kiedy stanęli, Quinn usłyszał, że tylne drzwi bliżej niego otworzyły się.Zabrano stopy z jego ciała.Ktoś za nogi wyciągnął go z auta.Skrępowanymi rękoma poczuł wilgot­ną trawę.Domyślił się, że leży na skraju drogi.Z trudem podniósł się na kolana, a potem stopy.Usłyszał, że tamci dwaj wracają do samocho­du, zatrzaskują drzwi.- Zack! - krzyknął.- A co z chłopcem?Zack stał obok otwartych drzwi po stronie kierowcy i patrzył na niego ponad dachem samochodu.- Dziesięć mil dalej - odparł.- Przy drodze, jak ty.Rozległ się warkot silnika o dużej mocy i chrzęst żwiru pod kołami.Samochód oddalił się.Quinn czuł pod koszulą chłód listopadowego poranka.Niezwłocznie po odjeździe samochodu zabrał się do pracy.Swą formę zawdzięczał harówce w winnicach.Miał wąskie biodra, jak o piętnaście lat młodsi, długie ręce.Kiedy kajdanki ruszyły się, napiął ścięgna nadgarstków, żeby zostało puste miejsce po ich rozluź­nieniu.Zsunąwszy kajdanki tak nisko, na ile się dało, przesunął swe skute dłonie pod siedzenie.Wtedy opadł na trawę i przesunął dłonie pod kolana, a zrzuciwszy buty przełożył przez nie po kolei obie nogi.Mając dłonie z przodu ściągnął kaptur.Prosta wąska droga ciągnęła się daleko i o tej wczesnej porze była całkiem opustoszała.Wcią­gnąwszy do płuc duży łyk świeżego chłodnego powietrza, rozejrzał się za jakimiś zabudowaniami.Zupełne pustkowie.Wsunął stopy w buty, wstał i pobiegł truchtem brzegiem drogi w kierunku, w którym odjechał samochód.Jakieś trzy kilometry dalej po lewej stronie szosy ujrzał warsztat samochodowy ze staroświecką pompą benzynową i kantorkiem.Wy­starczyły trzy kopniaki, żeby drzwi ustąpiły.Na półce za krzesłem, należącym zapewne do faceta obsługującego pompę, stał telefon.Quinn oburącz podniósł słuchawkę, przysunął ucho, by sprawdzić, czy jest sygnał, położył ją, nakręcił 01, czyli kierunkowy Londynu, a na­stępnie numer specjalnej linii w mieszkaniu na Kensingtonie.W Londynie na trzy sekundy zapanował chaos, po czym machina nabrała właściwego tempa.Angielski technik w centrali telefonicznej na Kensingtonie wyskoczył z fotela i rzucił się do szukania “spięcia” z połączonym numerem.Zajęło mu to dziewięć sekund.W podziemiach ambasady amerykańskiej pełniący służbę facet z wywiadu elektronicznego ELINT wrzasnął, gdy czerwona ostrzegaw­cza lampka zaświeciła mu w twarz, a w słuchawkach zadźwięczał dzwonek.Kevin Brown, Patrick Seymour i Lou Collins zerwali się z prycz, na których drzemali, i podbiegli do urządzenia nasłuchowego.- Przerzuć dźwięk na głośnik - warknął Seymour.W mieszkaniu na ulubionej kanapie Quinna, obok której stał aparat linii specjalnej, spała Sam.McCrea drzemał w fotelu.W ten sposób spędzali już drugą noc.Dzwonek telefonu wyrwał Sam ze snu, ale jeszcze przez dwie sekun­dy nie mogła sobie uświadomić, który z aparatów wydaje ten dźwięk.W końcu się zorientowała widząc pulsowanie czerwonej lampki.Pod­niosła słuchawkę w trakcie trzeciego dzwonka.- Tak?- Sam?Głęboki głos w słuchawce nie mógł jej mylić.- Och, Quinn - zawołała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl