[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem nie przegapił wiadomości z Moskwy pod tytułem: Gen.Kriuczkow wyrzucony i podtytułem: Szef KGB wylany w wielkiej czystce.Quinn przeczytał artykuł, ale nie przykładał do niego żadnego znaczenia.Korespondent z Moskwy donosił, że Biuro Polityczne ,,z żalem” przyjęło rezygnację z zajmowanego stanowiska i przejście na emeryturę szefa KGB, generała Władimira Kriuczkowa.Jego dotychczasowy zastępca miał pełnić obowiązki szefa, dopóki nie zostanie wyznaczony następca.Autor artykułu przypuszczał, iż zmiany dokonały się w związku z niezadowoleniem Biura Politycznego, zwłaszcza z pracy Zarządu Pierwszego, którego szefem był sam Kriuczkow.Dziennikarz kończył korespondencję sugestią, jakoby Biuro Polityczne - cienko zawoalowana aluzja do samego Gorbaczowa - życzyło sobie młodszej i świeższej krwi na najwyższych stanowiskach zagranicznych służb szpiegowskich Związku Radzieckiego.Wieczorem i przez cały następny dzień Quinn aplikował Sam, która nigdy nie była w Paryżu, atrakcje turystyczne.Obejrzeli Luwr, ogród Tuileries w deszczu, Łuk Triumfalny i wieżę Eiffla, kończąc wolny dzień w kabarecie Lido.Następnego ranka pojawiło się ogłoszenie.Quinn wstał wcześnie i kupił egzemplarz gazety od sprzedawcy na Polach Elizejskich, aby mieć pewność, że się ukazało.Ogłoszenie brzmiało krótko: Z.Jestem tu.Zadzwoń.Q.Podał numer hotelu i uprzedził telefonistę w niewielkiej centralce, że spodziewa się telefonu.Czekał w swoim pokoju.Telefon zadzwonił o 9.30.- Quinn? - Głos nie pozostawiał wątpliwości.- Słuchaj, Zack, zanim przejdziemy do sprawy - to jest hotel.Nie lubię telefonów hotelowych.Zadzwoń do budki telefonicznej za pół godziny.Podyktował numer w budce niedaleko Place de la Madeleine.Wychodząc, zawołał do Sam:- Wracam za godzinę.Została w hotelu, jeszcze w nocnej koszuli.Telefon w budce zadzwonił dokładnie o dziesiątej.- Quinn, muszę z tobą porozmawiać.- Właśnie rozmawiamy, Zack.- To znaczy osobiście, twarzą w twarz.- Jasne.Nie ma problemu.Powiedz, kiedy i gdzie.- Żadnych sztuczek, Quinn.Bez broni i bez obstawy.- Tak jest.Zack podyktował czas i miejsce.Quinn niczego nie zapisywał, nie było potrzeby.Wrócił do hotelu.Sam, ubrana, czekała na dole.Znalazł ją w hotelowym barze, nad rogalikami i kawą z mlekiem.Spojrzała na niego z ciekawością.- Czego chciał?- Spotkania, twarzą w twarz.- Quinn, kochanie, uważaj.To morderca.Kiedy i gdzie?- Nie tutaj.- Kilku turystów wciąż jeszcze siedziało przy śniadaniu.- Na górze.- W pokoju hotelowym - powiedział, kiedy weszli na górę.- Jutro o ósmej rano.W jego pokoju w Hotel Roblin.Zarezerwowanym na nazwisko - nigdy byś nie zgadła - Smith.- Muszę tam być, Quinn.Wcale mi się to wszystko nie podoba.Nie zapominaj, że ja też mam doświadczenie z bronią, i nie ruszysz się nigdzie bez Smith&Wessona.- Oczywiście.Kilka minut później Sam ponownie zeszła do baru.Wróciła po dziesięciu minutach.Quinn przypomniał sobie, że w barze jest telefon.Spała, gdy wychodził o północy, zostawiając przy łóżku budzik nastawiony na 6 rano.Jak cień przemknął przez sypialnię, zbierając po drodze buty, skarpetki, spodnie, slipy, sweter, marynarkę i pistolet.Na korytarzu nie było nikogo.Włożył ubranie, zatknął pistolet za paskiem, poprawił wiatrówkę, aby zakryła kolbę i cicho zszedł na dół.Złapał taksówkę na Polach Elizejskich i dziesięć minut później był w Hotel Roblin.- La chambre de Monsieur Smith, s'il vous plait - oznajmił nocnemu portierowi, który sprawdził rezerwację i podał mu klucz.Numer 10.Drugie piętro.Wszedł po schodach i do pokoju.Łazienka najlepiej się nadawała na zasadzkę.Drzwi do niej znajdowały się w rogu pokoju i widać było przez nie każdy kąt, zwłaszcza drzwi na korytarz.Wykręcił żarówkę z głównej lampy w pokoju, wziął krzesło i postawił je w łazience.Rozpoczął czuwanie przy ledwie uchylonych drzwiach od łazienki.Gdy oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, bez trudu widział pusty pokój, słabo oświetlony przez uliczną latarnię; jej światło wpadało przez okna, których celowo nie zasłaniał.Do szóstej nikt się nie pojawił.Nie słyszał żadnych kroków w korytarzu.O pół do siódmej nocny portier przyniósł kawę jakiemuś rannemu ptaszkowi w sąsiednim pokoju; słyszał jego kroki za drzwiami, później wracające po schodach w dół.Nikt nie wszedł, nikt nie usiłował wejść.O ósmej ogarnęła go fala ulgi.Wyszedł dwadzieścia po ósmej, zapłacił rachunek i wziął taksówkę z powrotem do Hotel du Colisee.Sam była w pokoju, nieprzytomna ze zdenerwowania.- Quinn, gdzie się, u diabła, podziewałeś? Strasznie się denerwowałam.Obudziłam się o piątej.Ciebie nie było.Na litość boską, przepadło to spotkanie.Mógł skłamać, ale miał autentyczne wyrzuty sumienia.Opowiedział jej, co zrobił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]