[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozwolił mi pan myśleć, że to Meredith jest tą, której szukamy. Co się stało? zapytał spokojnie Poirot. Samobójstwo. Pani Lorrimer popełniła samobójstwo? Tak jest.Ostatnio wydawała się bardzo przygnębiona i zmieniona.Lekarz zaleciłjej środki nasenne.Wczoraj wieczór przedawkowała.Poirot zaczerpnął głęboko tchu. Przypadek nie wchodzi w rachubę? %7ładną miarą.Napisała do tamtych trojga. Jakich trojga? Pozostałych.Robertsa, Desparda i panny Meredith.Wszystko jasne i proste, bezogródek.Napisała, że chce przeciąć cały ten węzeł gordyjski, że zabiła Shaitanę, prze-* fr.O co chodzi?144prasza ich wszystkich za kłopot i podejrzenia.Zupełnie chłodny, rzeczowy list.Typowydla tej kobiety.Naprawdę zimna facetka.Przez dłuższą chwilę Poirot nie odpowiadał.Więc to było ostatnie słowo pani Lorrimer.Mimo wszystko zdecydowała się osło-nić Annę Meredith.Szybka, bezbolesna śmierć zamiast długiej i bolesnej, ostatni altru-istyczny czyn uratowanie dziewczyny, z którą czuła się połączona tajemnymi wię-zami sympatii.Cała rzecz zaplanowana i pedantycznie wykonana.Samobójstwo zapo-wiedziane trzem zainteresowanym osobom.Co za kobieta! Ta determinacja, upór, z ja-kim dążyła do celu, był dla niej charakterystyczny.Myślał, że ją przekonał ale najwyrazniej wolała oprzeć się na własnym sądzie.Tokobieta o bardzo silnej woli.Jego rozważania przeciął głos Battle a. Co, do diabła, powiedział pan jej wczoraj? Musiał jej pan napędzić strachui oto rezultat.Mnie dawał pan do zrozumienia, że pańskie podejrzenia padają na tęMeredith.Poirot milczał dłuższą chwilę.Czuł, że martwa pani Lorrimer zmuszała go do wy-pełnienia jej woli, czego żyjąca nie potrafiłaby dokonać.Wreszcie powiedział powoli: Byłem w błędzie&W jego języku były to słowa niezwykłe i nie podobały mu się. Zrobił pan błąd, co? zapytał Battle. Mimo wszystko musiała pomyśleć, żejest pan na jej tropie.Fatalna historia pozwolić jej wyśliznąć się z rąk. Nie potrafiłby pan niczego jej udowodnić powiedział Poirot. Przypuszczam, że ma pan rację.Może tak jest najlepiej& Pan& ee& nie sądził,że tak się stanie?Poirot wyparł się z oburzeniem. Proszę mi opowiedzieć, co się właściwie zdarzyło poprosił. Roberts otworzył jej list tuż przed ósmą.Nie tracąc czasu pojechał natychmiastsamochodem, prosząc służącą o porozumienie się z nami, co też zrobiła.Dotarłszy dodomu, dowiedział się, że pani Lorrimer jeszcze się nie obudziła, i popędził do jej sypial-ni, ale już było za pózno.Próbował reanimacji, ale mu się nie udało. Jaki to był lek? Myślę, że weronal.W każdym razie coś z grupy barbituranów.Przy łóżku byłabuteleczka po tabletkach. A co z pozostałymi? Nie próbowali się z nią porozumieć? Desparda nie ma w mieście.Nie dostał porannej poczty. A panna Meredith? Właśnie do niej zadzwoniłem.145 Eh bien? Otworzyła list tuż przed moim telefonem.Tam pocztę dostarczają pózniej. Jaka była jej reakcja? Odpowiednia do okoliczności.Przyzwoicie zamaskowana głęboka ulga.Mówiła,że jest wstrząśnięta i zasmucona takie tam rzeczy.Poirot nic nie mówił. Gdzie pan teraz jest? Na Cheyne Lane. Bien.Natychmiast tam będę.W hallu na Cheyne Lane spotkał doktora Robertsa, który akurat odjeżdżał.Zachowywał się spokojniej niż zwykle.Wydawał się blady i wstrząśnięty. Paskudna historia, panie Poirot.Nie mogę powiedzieć, że mi nie ulżyło to na-turalne z mojego punktu widzenia ale mówiąc prawdę, przeżyłem szok.Ani przezmoment nie myślałem, że to pani Lorrimer zasztyletowała Shaitanę.Byłem bardzo za-skoczony. Ja również jestem zdziwiony. Spokojna, zamożna, opanowana osoba.Nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłabyużyć przemocy.Ciekaw jestem, jaki był motyw? No cóż, nigdy się nie dowiemy.Jednakprzyznaję, że jestem ciekaw. To& zdarzenie musiało panu zdjąć kamień z serca. O tak, niewątpliwie.Byłoby hipokryzją zaprzeczać.Niezbyt przyjemnie jest, gdynad głową wisi podejrzenie o morderstwo.A co do tej kobiety cóż, to niewątpliwienajlepsze wyjście. Ona też tak uważała. Myślę, że to sumienie powiedział Roberts i opuścił dom.Poirot potrząsnął głową w zamyśleniu.Doktor zle ocenił sytuację.To nie skruchaspowodowała, że pani Lorrimer odebrała sobie życie.W drodze na górę zatrzymał się, aby powiedzieć kilka słów pociechy starszej poko-jówce, która cicho płakała. To okropne, sir.Coś strasznego.Wszyscy tak ją lubiliśmy.Wczoraj był pan u niejna herbacie i było tak miło i spokojnie.A dziś nie żyje.Nigdy nie zapomnę tego ranka nigdy, jak długo będę żyła.Ten pan zadzwonił do drzwi.Dzwonił trzy razy, zanimzdążyłam otworzyć. Gdzie jest twoja pani? rzucił.Byłam tak wzburzona, że led-wie mogłam odpowiedzieć.Widzi pan, nigdy nie wchodziliśmy do niej, zanim nie za-dzwoniła takie wydała polecenie.Słowa nie mogłam wykrztusić.A ten doktor za-pytał: Gdzie jest jej pokój? i popędził na górę po schodach, ja za nim, pokazałam mudrzwi, a on wpadł, nawet nie pukając, spojrzał na nią i powiada: Za pózno.Ona nieżyła, sir.Ale posłał mnie po brandy i gorącą wodę i rozpaczliwie próbował ją uratować.146A potem przyszła policja i to nie jest& to nie jest& przyzwoite, sir.Nie podobałobysię pani Lorrimer.A dlaczego policja? To nie ich interes, nawet jeśli zdarzył się wypa-dek i biedna pani wzięła przez pomyłkę za dużą dawkę.Poirot nie odpowiedział na jej pytanie. Czy wczoraj wieczór twoja pani była taka jak zwykle? Nie wydawała się zdener-wowana czy wytrącona z równowagi? Nie, nie sądzę, sir.Była zmęczona i pomyślałam, że ma bóle.Ostatnio nie czułasię dobrze. Tak, wiem.Współczucie w jego głosie popchnęło ją do dalszych zwierzeń. Nigdy nie uskarżała się, ale obie z kucharką niepokoiłyśmy się o nią od pewnegoczasu.Nie robiła tyle co dawnej i szybko się męczyła.Pomyślałam, że może wizyta tejpanienki po pana wyjściu, to trochę dla niej za dużo.Poirot odwrócił się z nogą na schodach. Panienka? Wczoraj wieczór przyszła tu jakaś młoda dama? Tak, sir.Zaraz po pana wyjściu.Nazywała się panna Meredith. Długo była? Jakąś godzinę, sir.Poirot milczał chwilę, potem powiedział: A pózniej? Pani położyła się; obiad zjadła w łóżku.Powiedziała, że jest zmęczona.Poirot znowu zamilkł. Czy pani pisała wczoraj wieczór jakieś listy? spytał. To znaczy po położeniu się? Chyba nie, sir. Ale nie jesteś pewna? W hallu na stole było kilka listów do wysłania.Zabieramy je zawsze tuż przed za-mknięciem domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]