[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie ma czasu. Ale gdybyśmy zajęli czymś raptory, a może nawet zmusili je do zejścia z dachu. nie dawał za wygraną Wu. Moim zdaniem, warto spróbować. Przynęta? Otóż to. Kto ma nią zostać? Ja się nie nadaję.Ledwo chodzę. Ja zaryzykuję oznajmił genetyk. Nic z tego.Ty jeden wiesz, jak obsługiwać ten cholerny komputer.Będziesz po-trzebny Grantowi. W takim razie ja pójdę zgłosił się Harding. Pan musi opiekować się Malcolmem zaprotestowała Ellie. Zobaczę, możemnie się uda. Nie wiem, czy to dobry pomysł odparł myśliwy. Będzie pani otoczona zewszystkich stron drapieżnikami.Lecz Ellie już zajęła się sznurowaniem swoich sportowych pantofli. Tylko nic nie mówcie Grantowi poprosiła. Na pewno by się zdenerwował.W wypełnionym mgłą holu panowała cisza.Radio milczało już od kilku minut. Dlaczego nic do nas nie mówią? zapytał Tim. Jestem głodna oznajmiła jego siostra. Na pewno starają się obmyślić jakiś plan powiedział paleontolog.Nagle krótkofalówka ożyła. Grant, jest pan tam? Mówi.ry Wu.Jest pan tam? Jestem. W takim razie proszę mnie uważnie wysłuchać.Czy z miejsca, w którym teraz je-steście, widać tylną ścianę budynku recepcyjnego?Grant wyjrzał na zewnątrz, gdzie między palmowymi drzewami wiatr przesuwałmleczne strzępy mgły. Tak. Tam właśnie zaczyna się ścieżka prowadząca prosto do siłowni.Zdaje się, że byłpan tam wczoraj? Owszem odparł Grant.Czy to naprawdę było dopiero wczoraj? Wydawało musię, iż od tamtej pory minęły całe lata. Przypuszczamy, że uda nam się zwabić wszystkie raptory do domku myśliwskie-go, ale nie jesteśmy tego pewni, więc proszę zachować ostrożność.Potrzebujemy pię-ciu minut. W porządku.299 Może pan zostawić dzieci w kafejce, powinny być tam bezpieczne.Aha, proszę ko-niecznie zabrać ze sobą krótkofalówkę! W porządku powtórzył Grant. Przed wyjściem niech ją pan wyłączy, żeby nie narobiła na zewnątrz hałasu.Zamelduje się pan dopiero wtedy, kiedy uda się panu wejść do siłowni. Dobra.Kiedy uczony wyłączył krótkofalówkę, natychmiast podpełzła do niego Lex. Idziemy do kafejki? zapytała. Owszem.Podnieśli się i ruszyli przez ścielącą się nisko nad podłogą, chłodną mgłę. Mam ochotę na hamburgera oświadczyła dziewczynka. Obawiam się, że nic z tego nie będzie, bo nie ma prądu. W takim razie lody. Tim, zostaniesz z siostrą, żeby się nią opiekować, W porządku. Ja będę musiał wyjść na chwilę. Wiem.Dotarli do kafejki.W środku znajdowały się kwadratowe stoliki, bufet ze słodyczami,kasa, a w przeciwległej ścianie jeszcze jedne, uchylne drzwi z nierdzewnej stali. W porządku, dzieciaki.Macie tu siedzieć bez względu na to, co się będzie działo.Rozumiecie? Niech pan zostawi nam radio poprosiła Lex. Nie mogę.Będzie mi potrzebne.Siedzcie tu i nigdzie się nie ruszajcie, a ja wrócęnajdalej za pięć minut, dobrze? Dobrze.Grant wyszedł, zamykając za sobą drzwi.W pomieszczeniu zrobiło się zupełnieciemno.Lex uczepiła się kurczowo ręki brata. Włącz światło powiedziała. Nie mogę odparł Tim. Nie ma prądu. Założył swoje noktowizyjne gogle. Tobie dobrze, bo coś widzisz, a co ze mną? Trzymaj mnie mocno za rękę.Pójdziemy wziąć sobie coś do jedzenia.Poprowadził ją w kierunku bufetu, lawirując między stolikami i krzesłami.Kiedy do-tarli na miejsce, podał siostrze garść słodyczy. Przecież mówiłam ci, że chcę lody, a nie cukierki! zaprotestowała Lex. Wez to, co jest. Ja chcę loda! Już dobrze, dobrze. Wepchnął cukierki do kieszeni i ruszył dalej.Lex pociągnę-ła go za rękę.300 Nic nie widzę! poskarżyła się głośno. Trzymaj się mnie, to na pewno na nic nie wpadniesz. Dobrze, ale nie idz tak szybko.Podwójne, uchylne drzwi z małymi okrągłymi szybkami najprawdopodobniej pro-wadziły do kuchni.Tim pchnął jedno skrzydło, które otworzyło się przed nimi szero-ko.Kiedy Ellie Sattler wyszła głównymi drzwiami przed domek myśliwski, natychmiastpoczuła na twarzy i nogach liznięcia chłodnej mgły.Serce biło jej w szaleńczym tempie,mimo iż zdawała sobie sprawę, że po tej strome ogrodzenia jest całkowicie bezpieczna.Przed sobą dostrzegła grube pręty, do których przywarły kłaczki mlecznobiałej mgły.Jednak już dwadzieścia metrów dalej ściana mgły ograniczała widoczność do zera.Ellie rozglądała się uważnie dokoła, lecz nigdzie nie mogła dojrzeć raptorów. Hej! zawołała półgłosem.Muldoon oparł się o futrynę. Wątpię, czy to coś da powiedział. Musi pani narobić porządnego hałasu. Utykając zniknął we wnętrzu budynku, a po chwili wrócił z metalowym prętem, po-zostawionym przez robotników prowadzących prace budowlane, i zaczął walić nimw ogrodzenie. Halo, podano do stołu! Zapraszamy na obiad! Bardzo zabawne! mruknęła Ellie, zerkając nerwowo na boki.Ani śladu rapto-rów.Muldoon uśmiechnął się. Przypuszczam, że nie znają angielskiego, ale chyba powinny domyślić się z kon-tekstu.Ellie była bardzo zdenerwowana i wcale nie bawiły jej żarty myśliwego.Spojrzaław kierunku skrytego za zasłoną mgły budynku recepcyjnego.W chwili kiedy Muldoonzaczął ponownie walić w pręty, na granicy pola widzenia dostrzegła poruszającą się ni-czym zjawa sylwetkę zwierzęcia. Pierwszy gość powiedział Muldoon.Dinozaur zniknął, by zaraz zjawić się ponownie, lecz nie zbliżał się.Wydawał siędziwnie mało zainteresowany hałasem dobiegającym sprzed wejścia do domku myśliw-skiego.Ellie ogarnął lęk, że jeśli nie uda jej się zwabić wszystkich drapieżników, Grantmoże znalezć się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Robi pan za dużo hałasu. Dobre sobie! parsknął myśliwy. Mówię panu. Kto jak kto, ale ja znam te zwierzaki i. Jest pan pijany przerwała mu. Proszę pozwolić mi spróbować.301 A jak się pani do tego zabierze?Nie odpowiedziała, tylko podeszła do bramy. Podobno welociraptory są bardzo inteligentne? Co najmniej tak samo jak szympansy. I mają dobry słuch? Znakomity. W takim razie może rozpoznają ten dzwięk.Ellie uchyliła bramę.Zardzewiałe zawiasy skrzypnęły przerazliwie.Dziewczyna po-wtórzyła operację i zostawiła bramę otwartą. Na pani miejscu nie robiłbym tego ostrzegł ją Muldoon. A jeśli już, to pro-szę zaczekać, aż przyniosę miotacz. Więc proszę go przynieść.Myśliwy machnął z rezygnacją ręką. Nic z tego.Wszystkie pociski zabrał Gennaro. W takim razie proszę mieć oczy szeroko otwarte powiedziała Ellie i wyszła nazewnątrz.Serce waliło jej jak młotem.Już po kilku krokach ogrodzenie zniknęło w gęst-niejącej mgle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]