[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie lubię mie-szać trunków. Ale to święto. Christopher zgarnął stos rupieci na podłogę i odszukałkorkociąg.Wsadził butelkę między nogi, starannie przyłożył korkociąg do korkai wkręcił go. To święto, należy uczcić nasze spotkanie.Wino było nieszczególne.Barton wysączył go trochę ze szklanki i przyjrzałsię pooranej twarzy starego człowieka.Christopher opadł na krzesło i zamyśliłsię.Wypił szybko swoją porcję z niezbyt czystej szklanki. Nie powiedział. Oni nie chcą, aby wszystko było jak przedtem.Za-leży im na tym.Zabrali nasze miasto.Naszych przyjaciół. Twarz Christopheraspoważniała. Te łobuzy nie pozwolą nam ruszyć palcem, aby cofnąć wszystko.Myślą, że wszystko mogą. Ale mnie się udało tu dostać mruknął Barton.Miał już zdrowo w czu-bie.Burbon i wino zmieszane razem zrobiły swoje. Jakoś przeszedłem przezbarierę. Nie są doskonali powiedział Christopher.Wstał i odstawił szklankę.Zostawili część mnie i wpuścili tu pana.Zwyczajnie to przegapili.Otworzył dolną szufladę szafki na ubranie i wyrzucił z niej rzeczy i jakieśkartoniki.Na dnie znajdowało się zamknięte pudełko.I stary pojemnik od zastawystołowej.Chrząkając i pocąc się, Christopher wyjął go i postawił na stole. Nie jestem głodny mruknął Barton. Chcę tylko tu trochę posiedzieći.42 Niech pan patrzy powiedział Christopher i wyjął z portfela maleńkiklucz, który następnie bardzo ostrożnie wsunął w otwór zamka, po czym prze-kręcił go i uniósł wieko. Chcę panu to pokazać, panie Barton.Jest pan moimjedynym przyjacielem.Jedyną osobą na świecie, której mogę zaufać.Wewnątrz było jakieś połyskujące srebrzyście urządzenie.Wyglądało naskomplikowane: plątanina przewodów, prętów, mierników i przełączników.Wszystko to połączono z jakimś metalowym stożkiem.Christopher wyjął je i we-tknął wtyki w gniazda.Następnie połączył przewody z baterią anodową i wkręciłkońcówki elektrod we właściwe miejsca. Zasłony chrząknął. Proszę je opuścić.Nie chcę, aby oni to zobaczyli. Zachichotał nerwowo. Dużo by dali, żeby to przechwycić! Myślą, że sąsprytni; że wszystkich wzięli pod kontrolę.Ale nie wszystkich.Pstryknął przełącznik i stożek zabuczał złowieszczo.Wkrótce buczenie prze-szło w odgłos przypominający jęk, kiedy Christopher zaczął poruszać pokrętłami.Zaniepokojony Barton dyskretnie odsunął się na bok. Co to jest, do cholery? Chce pan wszystkich wysadzić w powietrze?Na twarzy Christophera pojawił się chytry uśmiech. Pózniej panu powiem.Muszę być ostrożny.Obiegł pokój, opuszczając zasłony i za każdym razem wyglądając na ze-wnątrz, po czym zamknął drzwi i podszedł ostrożnie do buczącego stożka.Bartonklęczał na podłodze, przyglądając mu się z uwagą.Był to prawdziwy labiryntprzewodów istna połyskująca sieć metalu.Z przodu znajdowała się tabliczka:C.O.NIE DOTYKAWAASNOZ WILLA CHRISTOPHERAChristopher zrobił uroczystą minę i usiadł po turecku obok Bartona.Energicz-nie, niemal z szacunkiem podniósł stożek, potrzymał go przez chwilę nieruchomo,po czym nałożył na głowę.Patrzył spod niego szeroko otwartymi oczyma z po-godnym, lecz wyrażającym doniosłość sytuacji wyrazem twarzy, który przygasłnieco, kiedy buczenie stożka ucichło. Cholera! mruknął i zaczął szukać po omacku lutownicy. Odłączyłosię.Barton oparł się plecami o ścianę i czekał, przyglądając się sennie Christophe-rowi, który lutował rozłączone elementy.Ponownie rozległo się buczenie.Gło-śniejsze niż poprzednio. Panie Barton? zapytał skrzekliwie Christopher. Jest pan gotowy? Cały czas mruknął Barton.Otworzył jedno oko, aby ocenić sytuację.Zobaczył, jak Christopher zdjął zestołu starą butelkę po winie, postawił ją ostrożnie na podłodze i usiadł obok niej,mając wciąż stożek na głowie.Dolna krawędz sięgała mu aż do brwi; widać było,że jest ciężki.Christopher poprawił go trochę i skrzyżowawszy ręce na piersi,skoncentrował się na butelce. Co to? odezwał się Barton, lecz Christopher przerwał mu z miejsca. Niech pan nic nie mówi.Muszę się skupić.Oczy miał na wpół przymknięte, usta zamknięte, brwi zmarszczone.Nabrałgłęboko powietrza i zastygł w bezruchu.Cisza.43Bartona coraz bardziej ogarniała senność.Starał się obserwować butelkę powinie, lecz jej smukła zakurzona powierzchnia stawała się mglista i ledwie wi-doczna.Z trudem stłumił ziewnięcie i czknął.Christopher posłał mu gniewnespojrzenie i ponownie się skoncentrował.Barton wymruczał przeprosiny, a po-tem ziewnął.Głośno i przeciągle.Cały pokój, Christopher, a przede wszystkimbutelka po winie zaczęły niknąć.Buczenie działało usypiająco.Przypominało rójpszczół.Stałe i przenikliwe.Z trudnością dostrzegł zarys butelki.Był prawie zatarty.Spojrzał z większąuwagą, lecz mimo to nikła mu nadal z oczu.Teraz nie widział jej wcale.Przetarłoczy i spojrzał ponownie.Na niewiele się to jednak zdało.Butelka była tylkoplamą, zaledwie cieniem na tle podłogi. Przepraszam mruknął Barton. Już jej wcale nie widzę.Christopher nic nie odpowiedział.Jego twarz była ciemnoliliowa, zdawało się,że za chwilę eksploduje.Całą uwagę skoncentrował na miejscu, w którym znaj-dowała się butelka.Natężał się, patrzył groznie, marszczył brwi, sapał, z trudemwydmuchiwał powietrze, zaciskał pięści, wyprężał się.Nagle wszystko zaczęło wracać do normy i Barton poczuł się lepiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]