[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mój barak - powiedział jej - może pobić twój w dowol­nym dniu tygodnia.- W niedzielę też? Pewnie nawet dwa razy?- W niedzielę- odparł- nam nie wolno.Czytamy wtedy Pismo.- Nie żartuj z tego - powiedziała cicho Annę.- Nie żartuję.I naprawdę mówił poważnie.- To co powiedziałeś przed chwilą o Palmerze Eldritchu.- Chciałem powiedzieć ci tylko jedną - rzekł Barney - może dwie rzeczy.Po pierwsze, że on - wiesz, o kim mówię - naprawdę istnieje, naprawdę tu jest.Chociaż nie taki, jak myśleliśmy, i nie taki, z jakim do tej pory się stykaliśmy.być może nigdy nie zdołamy tego pojąć.A po drugie.- Zawahał się.- No, powiedz.- On nie może nam wiele pomóc - rzekł Barney.- Może trochę.Jednak jest tu z pustymi, otwartymi rękoma; rozumie nas i chce pomóc.Próbuje.ale to nie takie proste.Nie pytaj mnie dlaczego.Może nawet on sam tego nie wie.Może jego też to dziwi.Nawet po tak długim czasie, jaki miał na przemyślenie tego faktu.I całym tym czasie, jaki będzie miał później, myślał Barney, jeśli zdoła umknąć przed Leo Bulero.Jednym z nas, człowiekiem.Czy Leo wie, przeciw czemu występuje? A gdyby wiedział.czy odstąpiłby od swojego planu?Na pewno nie.Jako jasnowidz Barney był tego pewien.- To co spotkało Palmera Eldritcha i wniknęło weń -powiedziała Annę - i z czym się zetknęliśmy, przewyższa nas i jak mówisz, nie możemy osądzić ani zrozumieć, czego chce i do czego zmierza; pozostaje dla nas tajemnicze i niezrozumiałe.Jednak wiem, że się mylisz, Barney.Coś, co przybywa z pustymi, otwartymi rękami, nie może być Bogiem.To istota stworzona przez coś jeszcze doskonalsze­go od niej, tak jak i my; Bóg nie został stworzony i niczemu się nie dziwi.- Wyczuwam wokół niego - rzekł Barney - aurę boskości.Przez cały czas.A szczególnie wtedy, myślał, gdy Eldritch mnie popychał, próbował nakłonić do spróbowania.- Oczywiście - powiedziała Annę.- Myślałam, że to rozumiesz; On jest w każdym z nas, i w każdej formie życia takiej jak ta, o której mówimy, On będzie jeszcze bardziej widoczny.Jednak pozwól, że opowiem ci mój dowcip o kocie.Jest bardzo krótki i prosty.Gospodyni wydaje przyjęcie i ma śliczny, pięciofuntowy stek leżący na stole w kuchni i czekający na usmażenie, podczas gdy ona gawędzi z gośćmi w salonie.wypij a kilka drinków i tak dalej.Później przeprasza gości na chwilę i idzie do kuchni, żeby usmażyć mięso.ale steku nie ma.A w rogu siedzi domowy kot, sennie się oblizując.- Kot zjadł stek - powiedział Barney.- Naprawdę? Gospodyni woła gości; spierają się o to.Mięsa nie ma; całych pięciu funtów; a w kuchni siedzi kot wyglądający na zadowolonego i najedzonego.„Zważcie kota” - mówi ktoś.Już trochę wypili i wydaje im się, że to dobry pomysł.Tak więc idą do łazienki i ważą kota na wadze.Waży dokładnie pięć funtów.Wszyscy to widzą i jeden z gości mówi: „Teraz mamy jasność.Stek jest tu”.Teraz są pewni, że wiedzą, co się stało; mają dowód empiryczny.Później w jednym z nich budzą się wątpliwości i pyta ze zdumieniem: „Ale gdzie się podział kot?”- Słyszałem już ten dowcip - powiedział Barney - i nie widzę związku.- Ten żart jest najlepszą kwintesencją problemu ontologii.Jeśli się tylko zastanowić.- Do diabła - rzekł ze złością.- Kot waży pięć funtów.To nonsens - nie mógł zjeść steku, jeśli waga dobrze wskazuje.- Pamiętaj o chlebie i winie - powiedziała spokojnie Annę.Wytrzeszczył oczy.Po chwili dotarło do niego, co powie­działa.- Tak- ciągnęła.- Kot to nie stek.A jednak.mógł być formą, jaką w tym momencie przybrał stek.Kluczowym słowem jest tu „być”.Nie mów nam, Barney, że cokolwiek weszło w Palmera Eldritcha, jest Bogiem, ponieważ nie wiesz o Nim aż tyle; nikt nie wie.Jednak ta żywa istota z międzygwiezdnej próżni może być - tak jak my - ukształto­wana na Jego podobieństwo.Sposobem, jaki On wybrał, aby się nam objawić.Więc daj spokój ontologii, Barney; nie mów, czym On jest.Uśmiechnęła się do niego z nadzieją w oczach, spodziewa­jąc się, że zrozumie.- Kiedyś - rzekł Barney - może będziemy czcili ten pomnik.I nie w uznaniu czynu Leo Bulero, myślał, chociaż jest on - a raczej będzie - godny podziwu.Nie, my wszyscy jak jeden mąż zrobimy to, ku czemu zmierzam; tchniemy w pomnik naszą daremną, żałosną koncepcję nadprzyrodzo­nego.I w pewnym sensie będziemy mieli rację, ponieważ te siły są w nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl