[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kudły jego długie rozwiały się w badylach traw i wpełzły pomiędzykwiaty.Siwy włos okręcił się dookoła szypułek, zahaczył na odnóżkach i plewach.I zstąpiłpowiew Zwistu-Poświstu z gałęzi buków na wyniosłe, na liliowe, na białe, rumiane i żółtezioła.Zakołysał się kwiecisty łan.Westchnęła od wonnych szmerów, od łaskawych szele-stów, zagrała ze wszech strun łąka bodze poświęcona.A wonny powiew jakoby dym szedłprzez szerokość tam i sam ni to westchnienie, ni to pokłon, ni to uśmiech ocknionej dzieci-ny w majowe rano, ni to zalęknienie starca, co wita wchodzącą w progi śmierć.I wraz z za-gajem badylów, wraz z wiotkimi kiściami tysiącznika chwiały się tam i sam włosy rozwianewróżowe.Gdy zamilkł powiew i ucichł szmer, a trawy rozkołysane w ciszy natchnionej nieme i cze-kające stanęły, dzwignął się wolno dziad.Twarz jego jako u trupów, oczy nie widzą, jak zadnia oczy sowy.Zgrabiałe ręce szukają w przestrzeni.Zwróciła się skostniała twarz wróżą wkoniądza Walgierza stronę, a przepaściste oczy uderzą weń jako krzemienne groty ślepychpolotnych strzał.Szepcą uschnięte wargi: Woju wysoki.Zła twoja, woju wysoki, dola.Hej, bardzo zła twoja dola!Słychać, jak ziemia w głębokości nad tobą głucho stęka, a woda nad tobą szlocha.Sława twoja głęboko wzdycha och, głęboko, a nisko twoja sława w lochach płacze, och,bardzo nisko.Wysoko twoja chwała polata, szeroko, daleko wieje.A chwale twojej końca nie ma.Idz,woju mocny, do stoku, co haw ze ziemi bije, nachyl się nisko, nisko nad wodą.I patrz.A sko-ro samego siebie zobaczysz, przypatrz się, woju, dobrze, żebyś widzisz samego siebiepoznał po czasach.44IVZmieje się w głos z bredni dziadowej.Pędzi w cwał.W konie! W stronę tynieckiego zamczyska, ku słońcu! Za nim dwaj towarzysze.Wydrzy-oko i Nosal.Miecze trzaskają w strzemiona, parska biegun wypoczęty.W piersi Walgierza serce radośnie łomoce.Tęskno mu do Wisły-wody, do widoku gór oświtaniu, gór, co daleko we mgłach błękitnieją.Obcą mu każda puszcza, długą mu każda dro-ga, a ziemia zda się wielka nad świat.Kiedy niekiedy przemknie się w dreszczach cielesnychmyśl urocza jak widok łąk wiślańskich w pod-wiośnie: W cisowej komorze czeka, w cisowej Cudna żona śni.W podziemiu jęczy koniądz żupywiślickiej, Wiślimierz.I przyjdzie wnet do ucha, nie czekany w końskim tętencie, słabego szept wietrzyka: Uczyń mu dobrze, woju wysoki.Puść mu winę z dobrawoli, a karę zaklętą skróć.Ode-mknij kluczem ciemnicę.Zajrzyj w mrok, wejdz.Straszny jest mrok ciemnicy.Wyrwij słabe-go z kuny żelaznej.Wezże go, wez w ramiona.Ugość go chlebem, napój go miodem.Za-wrzyj z nim pobratymstwo na życie i śmierć przeciwko polskiemu i przeciwko czeskiemukrólowi.Puśćże go, puść na koniu bogato siodłanym w Wiślicę, w starą ojczyznę.Serce rycerza drży.Oczy się śmieją ku niebu.A myśl jak zapach kwiatowy dymi się w du-szy: Takem zaiste postanowił.Tak mu uczynię.Przez twą przyczynę, Cudna żono.Jakby w nagrodę za ową myśl, jakby w przedziwnym powinowactwie z postanowieniem rozchylą się het-het lasy szerokie.Wiślańskie łęgi! Widać z wyżyny kwieciste, nieogarnioneoczyma.Wierzby tam po nadwodziu rosochate, wikle się srebrzą w porannej mgle.Dalekodumają kępy sokorów, daleko w błękitach toną białe brzozy.W brzegach rozkosznych płyniepołyskliwa Wisła-woda.Toczy się popod wzgórza okrągłe i chlupie w gliny żółte osypisk,toczy się popod skały wapienne i wstęgą błękitu ich białe stopy otacza.Wraca się w łąki izanurza się w lasy.A nad nią krzyk wiosenny czajek.Na skale białej, na skale wysokiej za-mek drewniany basztami w niebo strzela. Tyniec widać. szepcą druhowie.Weprą rycerze żeleżca w boki biegunów i sadzą w skok łąkami kwietnymi.Wpław płynąprzez Wisłę-rzekę.Skoro zaś bystry koń strząśnie ze siebie wodę na brzegu, uderzy Walgierzw róg.Uderzy raz, uderzy drugi, w hejnał radosny, w dzwięk rodowy.Padła z łoskotem brona nad rowem.Rozwarły się cisowe podwoje.Cudna w nich żona!Stoi we słońcu.Słońce w jej włosach jasnobiałych nurza się jakby w sobie samym.Jakże jest piękna!Promień słońca wiecznego, gdy spadł z niebios na ziemię, gdy ziemię czarną nawiedził ispoił się z nią uściskiem zaprawdę w nią się przemienił.Nie wierzy oczom swym Walgierz Udały.Nie wierzy uszom swym.Uśmiecha się do wi-dziadła sennego, do duszy swej, do wieszczycy na jawie stojącej. Tyś to jest zaprawdę dusza moja. szepta samemu sobie.Szybkimi kroki przypadła do strzemienia rycerza.45Ręce do jego żelaznych ramion wyciąga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]