X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może to zwyczajny chłopiec.Może nic nie widział.Może nic nie wie.Czy to on śledzi mnie, czy ja jego? Nagle naniebie rozwrzeszczały się mewy.Winter się wzdrygnął,wyrwany z zamyślenia.Ruszył wzdłuż ściany bloku, skręcił zaróg i wpadł prosto na Haldersa.- Jezu, a ty co tu robisz?- I nawzajem - odparł Halders, rozmasowując czoło.Winter zerknął mu przez ramię.- Widziałeś kogoś? - zapytał.- Nie.- A chłopca? Dziesięcioletniego?- Nie, nikogo nie widziałem.- Był tutaj.Ten chłopiec.- Winter wskazał za siebie i za rógbloku, w stronę ścieżki, w stronę cichego sklepu, a potem zpowrotem.- Ten chłopiec, którego widziałem wtedy rano, pozabójstwie.- Był tutaj? - Halders się rozejrzał, a potem spojrzał nazegarek.- Tak wcześnie?- No właśnie.A ty co tu robisz? Halders spojrzał na północ.Stali przed sklepem.Winter zapaliłcorpsa.Zaciągnął się, a potem wypuścił dym.Niczym widocznezanieczyszczenie uleciał w czyste powietrze.Unosił się napółnoc, ale w połowie pola się rozproszył.Winter zaciągnął sięznów.Dym gryzł go w gardło.Może już czas rzucić palenie.Tobędzie ostatni.Poranek jest na to zbyt piękny.Zycie - zbytcenne i tak dalej.Przecież to on jest odpowiedzialny za rodzinęund so weiter.Czasami Angela używała tego zwrotu.Elsa też goprzejęła.Niedługo pewnie i Lilly zacznie.Und so weiter.I takdalej.- Ktoś ją odwiedził - powiedział Winter.- Shahnaz Rezai.- Kto?Winter nie odpowiedział.- Kto mógłby ją odwiedzić o tej porze?- Ktoś, kto był też tam.- Winter wskazał na sklep.Szklaneściany lśniły niczym pryzmat.- Kto ją odwiedził? - powtórzył Halders.- Ktoś, kogo znała.Halders pokiwał głową.- Przecież mogła zobaczyć przez judasza kto to.Niewpuściłaby obcego, nie w środku nocy.- Może nikogo nie wpuszczała.Może zabójca już był wśrodku.- Said.- Said - przytaknął Halders.- Albo ktoś, kogo znała.- Nie znamy jeszcze ich znajomych.I myślę, że nie zdo-będziemy pełnej listy.- Może nie będziemy musieli - odparł Winter.- Jedziemy?Przy wejściu do centrum handlowego na Rannebergen wisiałatablica.Przez szklaną ścianę Winter zauważył pizzerię.Zaparkował obok hali sportowej i basenu.Potem zawrócił,żeby obejrzeć tablicę. Lubimy przedmieścia.Może to miejskiurząd gospodarki mieszkaniowej umieścił tu ten napis.To donich trafiają czynsze.A może to gmina.Albo jakaś innainstytucja publiczna.Wszyscy lubią przedmieścia, dopóki są przed-mieściami, pomyślał.Dopóki trzymają się peryferii.Bokiedy zaczynają się ruszać, robi się nieciekawie.Kiedyzaczynają się zbliżać do centrum miasta.Do Va- saplatsen.Wtedy trzeba się stamtąd wynosić.Na południe, napołudniowe przedmieścia.Na południe od południa.Tam gdzie czyściej, ładniej, bielej.Ale nawet na Rannebergenjest ładnie i biało.Zgodnie z decyzją urzędu na każdej klatcemają mieszkać tylko trzy imigranckie rodziny.Niesamowite, żeteż nikt nie pomyślał o tym wcześniej!- Kurwa, ile flag - powiedział Halders, spoglądając na bloki.- To Dzień Flagi, czy co?- Nie ma już Dnia Flagi - poprawił go Winter.- Teraz mówisię Zwięto Narodowe6.- Tak, tak.- I już było.- No to przegapiłem.- To był dzień wolny od pracy.- I tak przegapiłem.- Halders ruszył w stronę Fj�llblom- man.Martwe mieszkanie aż jaśniało od światła poranka.Winter iHalders poruszali się ostrożnie.Obu towarzyszyło poczuciewstydu, jak zawsze.Szli za śmiercią.Najpierw było życie,potem pojawiała się śmierć, a za nią Winter i Halders.Ale tujuż nie było kogo przepraszać.Nikt się nie ostał przy życiu.Niebyło kogo pocieszać.Nie było kogo pytać.- I nikt z sąsiadów nic nie słyszał - powiedział Winter.- Zciany nie przepuszczają.Tu, w Szwecji, mamy dobreściany- Ktoś musiał coś słyszeć.- A dlaczego mieliby nam o tym mówić?Winter polował głową.No właśnie, dlaczego? Co świadek byna tym zyskał? To, że go poklepiemy po ramieniu? Grzecznepodziękowania albo słowa uznania od władz policji okręgowej?A może kilka strzelb wycelowanych w twarz? Nie.Takiezakończenie przewidziano za coś innego, dla kogoś innego.- Wyciągniemy to z nich - powiedział Halders.6 W Szwecji przez lata 6 czerwca obchodzono Dzień Flagi.W roku 1983dzień ten przemianowano na Zwięto Narodowe. - Co chciałeś tu zobaczyć? - zapytał Winter.- Czemu chciałeśtu teraz przyjechać? Czemu nie mogłeś z tym zaczekać, ażsłońce wzejdzie na dobre?- Na zdjęciach nie było dokładnie widać, jak leżała.Atechnicy nie mogli nas tu wpuścić od razu.- Leżała w poprzek łóżka.Halders milczał.Stanął przy łóżku.Padał na nie jego cień.Wciąż wyglądało tak jak wtedy, kiedy Winter przyszedł tu poraz pierwszy.Ale to już nie było łóżko.- Dlaczego łóżko? - zapytał Halders.- I dlaczego właśnietak?- Mów dalej.Halders bez słowa odsunął się o kilka kroków.Potem wrócił,przykucnął, wstał.Za oknami skrzeczała mewa.Tutaj też siępojawiały.A może to była rybitwa.Nagle zaskrzeczała, a jejskrzek wpadł do środka przez okna.Brzmiał płytko, nie było wnim prawdziwej radości.- Albo sama kogoś wpuściła, albo i tak się tu wdarli - po-wiedział Halders.- Na drzwiach nie ma śladów - odparł Winter.- Klucz.Mieli klucz.- Said miał klucz.Mieszkał tu.- Ale to nie on.To już wiemy.Od Pii.Albo od ludzi Tor-stena [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl