[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jane wyglądała prześlicznie, musiał to przyznać.Obserwowałją z daleka, popijając wino, którego smaku nie czuł.Miała nasobie kremową suknię z pięknie zdobionym ba-wetem, która zpewnością musiała sporo kosztować.Nie znał się na modzie imało o nią dbał, ale nawet dla jego niewprawnego oka byłojasne, że Jane miała własny świetny styl.Prawdziwiekrólewski, jeśli można by tak rzec, nie obrażając Elżbiety.Zaczął się nowy taniec i James cofnął się głębiej za podest,aby kolejna dama nie wywabiła go na parkiet.Jane była wśródtańczących i sunęła w barwnym korowodzie prowadzona przezlorda Mountjoy.Usiłował na nią nie patrzeć, ale jego wzroksam podążał w tamtym kierunku.Zaczął się obawiać, żezakochał się w Jane Perceval już tamtej wiosny, kiedy Willstarał się o jej względy.Prawdę mówiąc, doznał niemałej ulgi,gdy dowiedział się, że zerwała zaręczyny.Nie wyobrażał sobiebowiem, aby mógł przebywać w Lacey Hall, kiedy Janewprowadzi się tam po ślubie, i rozmyślał, pod jakimpretekstem opuścić rodową siedzibę.Czemu więc był na niątaki wściekły? Kiedy odmówiła Willowi, odebrał to bardzoosobiście, podczas gdy Will wcale nie wydawał się przejęty; conajwyżej urażony.A potem Jane odeszła i ujawniła swąprawdziwą naturę, poślubiając tego starego pryka, markiza.Wsumie James nie był tym zaskoczony, tylko rozczarowany.Wtym sensie przypominała mu jego brata pragnęła jaknajszybciej przesunąć się w górę w społecznej hierarchii,dodając splendoru swojemu rodowi.Uczucia nie miały tunajmniejszego znacze-nia.To, że została damą dworu, było z pewnością częściąowej intrygi.Przebywanie w bliskości władczyni znakomiciedawało się wykorzystać do zwiększenia wpływów.James wzniósł kielich w milczącym toaście.Niech się jejszczęści.Jane ma swoje interesy, a on ma swoje.Na przyszłośćpowinien się trzymać z daleka od niej.Po godzinie odnalazł go Raleigh.- Co masz taką ponurą minę, Lacey? - zagadnął wesoło.-Damy ciągle pytały, gdzie się podziałeś.James gestem ogarnął kąt, w którym stał.- Wolę obserwować, niż uczestniczyć w tym wieczorze.- Pewna dama publicznie dała ci odpór, co? - Raleigh zatarłdłonie, aż zabłysły pierścienie.- Aadna sztuka z tej naszejmarkizy.I już wdowa.- Pogładził wąs, na moment pogrążającsię we wspomnieniach.- To daje jej swobodę.Gniew rozgorzał w Jamesie z szybkością strzały zwolnionej znapiętej cięciwy.Ten człowiek miał minę drapieżcy myślącegoo łatwym łupie.- Lady Jane jest damą dworu naszej pani - odparł surowymtonem.- A Jej Wysokość nie uznaje łowów na swoim terenie.- Prawda.Ale ryzyko dodaje smaku tym sprawom, niesądzisz?James bał się, że poniesie go temperament, jeśli dalej będzieciągnął tę rozmowę.- Czy wracamy, panie?-Tak, królowa jest zmęczona i chce się położyć.Jestemwolny.- Raleigh strzelił palcami, przywołując swego sługę.Meadows, każ podprowadzić barkę do schodów przystani.James kątem oka dostrzegł Jane, która rozmawiała z lordemMountjoy.W jej twarzy nie było już blasku, którympromieniała, kiedy się tu spotkali.Czy to z jego winy? Sam niewiedział, czy ma czuć zadowolenie, czy wyrzuty sumienia. Tak to jest, kiedy człowiek czuje niechęć do samego siebie -pomyślał ponuro.- W pokrętnym odruchu pragnie wtedyzadawać innym ból, aby odczuli gorycz życia a kiedy touczyni, sam gorzko żałuje".-A może masz ochotę zostać i zapolować? - zapytał Raleigh zobleśną miną.- Nie, panie.Nic tu po mnie.- James ruszył do wyjścia, nieoglądając się.Następnego ranka Jane obudziła się z bólem głowy i wfatalnym nastroju.Kiedy uświadomiła sobie, że warczy napokojówkę i jest nieznośna, postanowiła uwolnić inne damy odswojej obecności i wyjść, żeby zaczerpnąć świeżegopowietrza.Najbardziej pragnęła teraz porozmawiać z Milly,ale przyjaciółka miała dziś pilną robotę.Zresztą Jane niechciało się spacerować w marznącym deszczu i potężna nawaopactwa westminsterskiego wydała się jej najlepszymmiejscem do samotnych rozmyślań.Zostawiła służbę przeddrzwiami i kroczyła powoli po kamiennej posadzce, zroztargnieniem czytając po drodze inskrypcje.Blade światłozimowego dnia sączyło się przez wysokie okna katedry,upodabniając wnętrze świątyni do morskich odmętów, gdziesarkofagi majaczyły w półmroku jak wraki dawno zatopionychstatków.Kiedy pochyliła się, żeby obejrzeć szczególnie piękny fryz upodstawy jednego z nich, poczuła na ramieniu dotknięciezimnej dłoni.- Matko.- Richard Paton stał o dwa kroki od niej, z rękamiopartymi na biodrach jak król Henryk na starych portretach.Wyprostowała się szybko i stanęła twarzą w twarz ze swoimpasierbem, nowym markizem Rievaulx.Dobiegał czterdziestkii prezentował się mało okazale ze swoim baryłkowatymtułowiem i patykowatymi nogami, których chudość beztroskouwydatnił obcisłymi rajtuzami, podążając za wymogamimody.Jane szczerze pragnęła zobaczyć w nim cokolwiek, codałoby się lubić, ale odziedziczył po ojcu jedynie ładneorzechowe oczy i ani krztyny jego łagodnej natury.- Markizie Rievaulx - odparła chłodno, wsuwając dłonie wobszyte futrem rękawy płaszcza, aby ukryć ich drżenie.Nigdy nie czuła się bezpiecznie w obecności Richarda,wiedząc, że życzy jej jak najgorzej.- Widziałem cię wczoraj na maskaradzie.Mam nadzieję, żedobrze się miewasz?O co mu chodzi? Czyżby chciał się pojednać?- Dobrze.A ty?- Gnębią mnie długi i prawnicy.- Rozumiem.I współczuję.-Naprawdę? Skoro tak, zechciej mi pomóc, zrzekając sięswojej części posiadłości Rievaulx.Jane uśmiechnęła się z zaciśniętymi ustami.- Nie aż tak współczuję.Richard zerknął przez ramię, dając znak dwóm młodszymbraciom, aby się zbliżyli.Otho w paru krokach znalazłsię przy nich i stanął obok Jane, zatykając kciuki za wytartyskórzany pas.Lucres, poruszając się z przerażającą płynnościąwęża gotowego do ataku, niezwłocznie dołączył do niego.Janerozejrzała się w panice.Z daleka zobaczyła kapłana idącegoprzez nawę; może zdąży dojść do niego i zadać mu parę pytańw sprawie wiary, ciągnąc rozmowę tak długo, aż pasierbowieznudzą się i odejdą?-O, nie, nie, moja pani, nie uciekniesz od nas - powiedziałzimno Richard, podążając wzrokiem za jej spojrzeniem.Musisz nas wreszcie wysłuchać, bo zbyt długo unikałaś tejrozmowy.Skinął na braci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]