[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko przebiegało jak należy.Ale na koniec okazało się, że skan D'Artio jest nieszczelny.Zbyt późno wykryliśmy przeciek, który gromadził się w twoich zasobach pamięci.Nie zdołaliśmy temu zapobiec.Musieliśmy podać ci neuroleptyk i wybudzić przed czasem.Ravaughan tracił siły.Chciał już wyjść z tego przeklętego pomieszczenia.Pragnął pochwycić w żylaste dłonie szyję tej chudej dziwki i wyrwać jej łeb z kręgosłupa, tak samo jak oni urwali mu wszystko, co tylko mogli.Kim był? Kim jestem? Jeśli włożę w usta pistolet i pociągnę za spust, kogo właściwie zabiję? Siebie? D'Artio? Obcego? Czy nas trzech naraz, czy każdego skurwysyna z osobna?- Do czego wam jeszcze jestem potrzebny? - rzucił ostro.- Macie wszystko, co przeżyłem.Wiecie, że wędrowałem po jakiejś planecie, wiecie, że na moich rękach odrodził się Obcy.Chcecie jeszcze więcej? Możecie znowu mnie podłączyć do alienryny.Możecie mnie osadzić w pudle.Po co pani mi to opowiada? Przecież ja sam.Ja.Nie wiem, co mogę jeszcze powiedzieć.To był D'Artio.Nie ja, do cholery.Kee nie odezwała się.Jej zielone oczy zdawały się świecić, jak dwie latarki pośród mroku.Holo z Obcym wisiało tuż obok.Było bliższe niż wspomnienie własnego odbicia, które niedawno widział w lustrze.To nie wizerunku Obcego się wystraszyłem, pomyślał.- Czego oczekujecie? - powtórzył, tym razem bezradnie.- Chcemy, żebyś oddał nam to, co ukradłeś - odpowiedział beznamiętny głos należący do kogoś, kogo nie było w pomieszczeniu.- Potem będziesz wolny, tak jak ci obiecałem.Masz trzy dni czasu, Ravaughan.Ty wiesz, jak wykorzystać alienrynę.Wiesz, czym jest naprawdę.Obcy powiedział to D'Artio, ale ukradłeś mu ten najważniejszy dla nas fragment.Doktor Kee patrzyła prosto w jego oczy.Głos Triculara ucichł.Ravaughan słuchał uderzeń swego serca regulowanego przez parę wszczepionych rozruszników i liczył upływające sekundy.Mam ich.Wiem, czego chcą.To fałsz.On mnie sprawdza.Chce wiedzieć, ile naprawdę zapamiętałem.Chce wiedzieć, czy ten zdychający Obcy, który nagle zyskał ludzką twarz, został rozpoznany.Poczuł to w swoim sercu.Nie w głowie.- Gówno - mruknął, krzywiąc w uśmiechu usta.Jak gdyby niwecząc blef wytrawnego pokerzysy.- Nie oddam.Posłuchaj mnie uważnie, Kee.Nie oddam wam tego, czego szukacie, bo pytacie pod nie tymi, co trzeba, drzwiami.Musicie to ustalić z D'Artio.On zabrał wszystko.Macie to na dyskach.- Zostały ci trzy dni, Ravaughan - powtórzyła za Tricularem.- Macie to na dyskach z D'Artio.Uśmiech zniknął jej z twarzy.Jego był coraz szerszy.Tej nocy Ravaughan śnił przeszłość.Z nieprawdopodobnym przyspieszeniem przemknął czasy szkoły, studiów i pierwszych lat pracy.Wspomnienia zatrzymały się w trzydziestym pierwszym roku życia.Nieoczekiwanie dla siebie wrócił we śnie do zapomnianej chwili, którą spędził w kościele.Poszedł tam sam, po latach całych unikania konfrontacji z Bogiem, uznawał bowiem, iż Jego dzieło na Ziemi było pułapką, w którą chcąc nie chcąc wpadali wszyscy.Nie pojmował, jak Bóg mógł skazać swoje dzieci na choroby, nędzę i pokusy, wobec których nawet najsilniejsi pozostawali bezradni.Dlatego stracił wiarę.Długo nie potrafił się do tego przyznać, ale coś w głębi jego ducha przeczyło istnieniu Stwórcy.Ravaughan byt więc w opustoszałym kościele, nie wiedząc, czemu tu wrócił.Siedział w tym samym miejscu, co zwykle, tuż za masywnym, gotyckim filarem na samym końcu ławy, którą usytuowano w ostatnim rzędzie.Nie widział stąd ołtarza.Właściwie nigdy nie patrzył w jego stronę.Przez lata młodości i dzieciństwa analizował strukturę filara, za którym skrywał się niczym mały złodziejaszek.Ten zaś zbudowany z cegieł przypominających łuskę był jak wyimaginowany potwór sięgający sklepienia świątyni.Z przodu dobiegał szemrzący głos kilku kobiet wypowiadających słowa litanii, jak szelest górskiego potoku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]