[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siódmi poczerwienieli, oburzeni insynuacją, że złożyli przysięgę niewłaściwej osobie.Wallie sięgnął do zasłony i w tym momencie usłyszał za sobą ostrzeżenie:- Jeszcze nie teraz!Odwrócił się i spojrzał gniewnie na kapłana.Chwila niewątpli­wie była dramatyczna.Raptem zapadła cisza i zza chmur wyszło słońce.Jego blask zalał nawę, oświetlił siwe włosy Kadywinsiego i wysoką kobietę w niebieskiej sukni, która stanęła obok kapłana z lutnią w ręce.6Wallie popatrzył zaskoczony na towarzyszy.- Myślałem, że Doa jest na statku! - warknął, aż wszyscy pod­skoczyli.Nnanji tylko kiwnął głową.- Zabrała się z kapłanami - wyjaśniła Thana.Wallie był wtedy pod prysznicem.Wściekły, odwrócił się z powrotem ku nawie.Doa już zdążyła doprowadzić się do ładu po podróży.Była spokojna i pełna godności.Miała na sobie zwykłą kapłańską szatę z taniego materiału, workowatą i trochę za krótką, ale nosiła ją po królewsku, jak uszytą na miarę przez mistrza krawieckiego.Długie brązowe włosy znowu lśniły.W świątyni zapanowało poruszenie.Wallie mógł tylko mieć nadzieję, że Honakura wie, co robi.Może wypytał Siódmą w szalupie.Było również możliwe, że działał na wyczucie.Doa nie ukłoniła się ani nie podała tytułu pieśni.Nie przejawiała śladu tremy ani podniecenia.W skupieniu stroiła instru­ment.Wreszcie uniosła głowę, uderzyła w akord i zaintonowała czystym głosem:Przybyli o świcie szermierze z chwalą na ustach.Z mieczami sprawiedliwości na plecach,Honorem w sercach.Pokonają zło i staną w obronie prawych.Maszerują obrońcy Bogini!Wallie zerknął na Nnanjiego.Zdumienie na twarzy protego­wanego świadczyło, że on również nigdy nie słyszał marszowej ballady.Muzyka była natchniona i.Nie! Czy to możliwe? Wallie wy­słuchał uważnie refrenu, potem drugiej zwrotki.Nie.Melodia podobna, ale dużo lepsza, bardziej porywająca.Nogi same zaczynały podrygiwać.Szermierze pewnie zaraz ją podchwycą.A może nie.Pieśń mówiła o Shonsu prowadzącym armię przez góry do Vul.Zaraz usłyszą, co wtedy się wydarzyło, jeśli Rotanxi powiedział Siódmej prawdę i jeśli Doa nie zmieniła opowieści w sobie tylko znanym celu.Marsz przeszedł w klasyczny epos.Nikczemni czarnoksiężni­cy przygotowali obronę.Dowodził nimi oczywiście lord Rotanxi, ziejący nienawiścią do wszystkich szermierzy.Wezwał de­mony ognia.Wallie obejrzał się.Na twarzy czarnoksiężnika dostrzegł całą gamę uczuć: gniew, rozbawienie, zaskoczenie.Kolejna zmiana nastroju i melodii.Inaczej brzmiał także głos pieśniarki.Szermierze dotarli do mostu nad przepaścią.W odda­li widzieli Vul.Ruszyli na drugą stronę.W tym momencie demo­ny ognia zaatakowały płomieniami i grzmotami.Most runął w otchłań wraz z ludźmi.Materiał wybuchowy! Jasne! Cóż łatwiejszego dla czarnoksięż­ników, a dla szermierzy bardziej nieprzewidzianego? Pod wpły­wem impulsu Wallie odwrócił się do Rotanxiego i zapytał szeptem:- Tak było naprawdę?Odpowiedziało mu jedynie zdumione spojrzenie.Tylko Shonsu się uratował; maszerował na czele oddziału.Po­walony na ziemię przez demona ognia stracił miecz i został schwytany przez triumfujących czarnoksiężników.Świątynię wypełniły dźwięki pieśni żałobnej.Wallie zrozu­miał, że jest świadkiem narodzin nowej formy muzycznej: oratorium heroicznego.Nnanji miał rozdziawione usta.Wszyscy słu­chali jak zaczarowani.Na Świecie eposy stanowiły rozrywkę i serwis wiadomości.Szermierze uwielbiali je jak Włosi operę.Imiona i rangi zabitych.Oczywiście, Doa znała je od dawna; była kochanką Shonsu.Czy Tivanixi nigdy nie pomyślał, żeby zapytać o nie Siódmą, czy też ona nie chciała mu powiedzieć?Żałobne tony ucichły.Opowieści o ucieczce Shonsu towarzy­szył dziki, galopujący rytm.Skazany na tortury, przywiązany do drzewa szermierz zerwał więzy i popędził nagi do lasu.Dalszą część historii ilustrował natarczywy lament.Doa po mistrzowsku dobrała fakty.Demony Bogini zagnały Siódmego do Hann.Egzorcyzmy nie poskutkowały.Wtedy Shonsu skoczył do świętego wodospadu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl