[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaatakowani przez szermierzy wpadli w pa­nikę.W otwartej walce nie byli groźnymi przeciwnikami.Największe niebezpieczeństwa kryły się w wieżach.Wallie domyślał się zapadni i innych pułapek, dział, szrapneli.Gdyby szermierze spróbowali wedrzeć się do środka, zostaliby wybici do nogi.Oczywiście, szturm mógł się powieść, ale na pewno nie tradycyjny, zgodny z nakazami sutr.Tu właśnie zaczynała się rola Walliego Smitha.Chemik w cie­le szermierza miał dowodzić armią i poprowadzić ją do zwycię­stwa.Ale dlaczego Najwyższa wybrała tak bojaźliwego śmiertel­nika? Na pewno nie brakowało we wszechświecie wojowniczych chemików.On nienawidził przelewu krwi.Wciąż wracały do nie­go w koszmarach stoczone bitwy: na świętej wyspie, na statku, w Ov.Dlaczego akurat on?Niebo było prawie czarne.Bóg Snów lśnił blado nad połu­dniowym horyzontem, końce pierścieni przesłaniała mgła.Pogo­da dobra dla piratów.Na pokładzie zrobiło się trochę ciszej, ale Szafir i tak rozgłaszał swoją obecność na całą półkulę.Tomiyano będzie musiał wystawić dzisiaj w nocy podwójną wachtę.Czarnoksiężnicy.Oszuści.Czy rzeczywiście? Umiał teraz wytłumaczyć wszystkie ma­giczne sztuczki, o których słyszał lub których był świadkiem.Oprócz jednej.Kiedy w Aus wysiadł na ląd i natknął się na ma­gów, ci powiedzieli mu, o czym rozmawiał z Jją przy trapie.Czar­noksiężnik, który w Wal wszedł na pokład statku, znał imię Pią­tej.Wallie nie znajdował innego wyjaśnienia jak telepatia.Ta zagadka przyprawiała go o największy ból głowy.Czarnoksięstwo.Nauka.Te dwie rzeczy nie miały ze sobą nic wspólnego.Czyżby? Z pewnością nie uśmiechało mu się walczyć z obiema.Ale przecież nikt nie mógł ich podsłuchać.Jja nie schodziła w Aus na brzeg.Już sam fakt, że ją o to pytał, świadczył, jak bar­dzo jest zaniepokojony.Najgorsze, że niczego nie był pewien.Nie.Jeszcze jedna rzecz nie dawała mu spokoju, wisiała nad nim jak ostrze gilotyny.Po czyjej właściwie stał stronie?W tym momencie poczuł na piersi chłodne palce.Miękki po­liczek przywarł do pleców Walliego.Jja wyczuwała jego nastrój.Nawet nie próbował jej tłumaczyć swoich obaw, bo nie wszystko by zrozumiała.Nie miała do nie­go żalu.Robiła, co mogła, żeby dodać mu otuchy.Tak jak teraz.Wallie rozkoszował się spokojną chwilą.- Thanji? Brotsu? Shota? Nnathansu?Odwrócił się i wziął Jję w objęcia.Czuł jej ciepło przez cien­ki materiał.- Co ty pleciesz, dziewczyno?- Szukam imienia dla ich pierworodnego!- Och, ukochana, jak żałuję, że to nie my - szepnął Wallie.- Głuptas! Jestem bardziej mężatką, niż Thana kiedykolwiek będzie.I dużo piękniejszą, pomyślał Wallie.Uważał Jję za najbardziej ponętną kobietę na Świecie.Wysoka, silna, o pełnych kształtach, w niczym nie przypominała kościstych zjaw - ziemskich mode­lek.Wyraził na głos tę opinię.Niewolnica zamruczała.- Przysłali mnie po ciebie, Wallie - oznajmiła.- Wszyscy czekają.- Na mnie? Po co?- Będzie ślub.- Co? Teraz? Dzisiaj? A co ja mam robić?- Tylko powiedzieć “tak".- Tak?- Tak.Chichocząc, pociągnęła go ku schodkom.Ostrożnie ruszyli po ciemku w dół.Żadnych druhen, kwiatów pomarańczy, sukni ślubnej? Na-rzeczeni stali przed kapitanem, który, tak jak na Ziemi, miał po­prowadzić ceremonię.Brota ustawiła się za córką, a Wallie zaNnanjim.Chłopka odwrócit się na moment i rzucił mentorowi szeroki uśmiech.Wokół zebrała się reszta załogi.Uroczystość była niezwykle krótka.- Lordzie Shonsu, zezwalasz protegowanemu poślubić tę kobietę?- Tak.- Pani Broto, zezwalasz protegowanej poślubić tego mężczyznę?- Tak.- Adepcie Nnanji, szermierzu czwartej rangi, bierzesz Thanę, szermierza drugiej rangi, na żonę, obiecujesz ubierać ją i żywić, uznać za swoje jej dzieci, dać im utrzymanie, nauczyć je pos­łuszeństwa wobec bogów i znaleźć im godne zajęcia, kiedy osiągną dorosłość?- Tak.- Uczennico Thano, szermierzu drugiej rangi, bierzesz Nnanjiego, szermierza czwartej rangi, na męża, dostarczysz mu przyjem­ności, urodzisz i wychowasz jego dzieci, będziesz słuchać jego poleceń?- Tak.Za jednego miedziaka Brota nie zyskała od Nnanjiego wiele w zamian za wyłączność korzystania z ciała jedynaczki.Pozostało tylko przypieczętować małżeństwo pocałunkiem.Z błyszczącymi oczami Nnanji otoczył Thanę ramieniem.Dziew­czyna uniosła twarz.Pan młody pochylił się ku żonie.Raptem poderwał głowę i spojrzał na mentora.W ciszy, która nagle zapadła, Wallie usłyszał brzęk mieczy niosący się przez ciemną wodę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl