[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widać było plamy krwi na ścianie i wielką jej kałużę na podłodze, gdzie widocznie leżał Dugonicz, zanim go przeniesiono na łóżko.- Właśnie wróciłem do domu od połogu - relacjo­nował lekarz - kiedy zadzwonił telefon.Jakaś kobie­ta prosiła mnie o zejście do mieszkania numer 2, gdzie rzekomo miałem być potrzebny, po czym odwiesiła słu­chawkę.Z początku myślałem, że mi ktoś płata figla, niemniej na dół zszedłem.Drzwi były otwarte, zasta­łem rannego kapitana na podłodze.Miał na sobie jed­wabny szlafrok, który pan widzi tu na krześle.I nic więcej.Udało mi się zatamować krwawienie, po czym wezwałem stróża, by mi pomógł zanieść kapitana na łóżko.Moja żona tymczasem zadzwoniła na policję.Na­wiasem mówiąc, nie miałem pojęcia, że jest oficerem.Widziałem go parę razy, Jak wchodził lub wychodził z domu, ale zawsze po cywilnemu.Chodzenie po cywilnemu było zabronione regulami­nem, ale Kunze w pełni rozumiał, że mężczyzna w drodze na miłosną schadzkę wolał nie wyróżniać się spośród otoczenia.Jeszcze dotąd tkwił Kunzemu jasno w pamięci cały ten obraz, a także mieszkanie, które wyglądało mniej więcej tak, jak w groszowych powieściach detektywi­stycznych opisuje się zwykle tak zwane „gniazdka mi­łości”.To tutaj Dugonicz spotykał się ze swymi przy­jaciółkami, których rozmaitość oraz ilość były stale przedmiotem plotek w mieście.Zdradzony mąż albo też porzucona kochanka strzeliła zapewne na chybił trafił w Dugonicza.Miejsce, gdzie go zraniono, wska­zywało, że oddano strzał nie po to, aby kapitana zabić, lecz żeby mu uniemożliwić na przyszłość w ogóle wszel­kie flirty.Szczęściem, ten ktoś, mężczyzna czy kobieta, nie był najlepszym strzelcem.Kiedy czekali na przyjazd ambulansu, Kunze usiło­wał wypytać Dugonicza, ale ból i wściekłość sprawiły, że ranny mówił bez związku.Powtarzał tylko „suka”, ale kiedy Kunze pytał go, jak się ona nazywa, odpo­wiadał takim stekiem przekleństw, że zapędziłby w ko­zi róg nawet sierżanta musztry.Tego jeszcze dnia, nieco później, ta sama komisja, która zgromadziła się przed trzema miesiącami, aby przeprowadzić śledztwo w sprawie zamordowania Richarda Madera, odbyła spotkanie z szefem policji Brezovskym w siedzibie Prezydium.- Usiłowano dokonać zamachu na życie drugiego człowieka z listy Charlesa Francisa - powiedział im generał Wencel.- Jestem pewien, że kapitan Kunze powie nam, że nie widzi żadnego związku między za­bójstwem Madera a oddaniem strzałów do Dugonicza.Kunze skinął potakująco głową.- Bo istotnie nie widzę, panie generale, dopóki nie odbędę rozmowy z kapitanem Dugoniczem.Komisja obradowała już ponad godzinę.Położnik i stróż zostali wezwani w charakterze świadków.- Jak ten kobiecy głos brzmiał dla pana? - spytał generał Wencel lekarza położnika.- Czy miała cudzo­ziemski akcent?- Nie, panie generale, wiedeński.- Czy to była osoba z warstwy robotniczej?- Nie, proszę pana.Najwyraźniej dama z wyższych sfer.- Czy nie przypomina pan sobie, co powiedziała? Jakich dokładnie użyła słów?- Powiedziała: „Mam nadzieję, że trafiłam go w ja-ja”.Pokój zaległa przez chwilę dziwna cisza.Wąsy in­spektora Weinbergera drgały niebezpiecznie.- Utrzymuje pan, doktorze, iż mimo wulgarnego wyrażenia, była to osoba z wyższej sfery?- Oczywiście, proszę pana, kulturalna i wytworna.Prosto z Prezydium Kunze udał się do szpitala gar­nizonowego, ale go nie wpuszczono do pokoju Dugonicza.Kapitanowi operowano nogę, nastawiono zła­maną kość udową i był nadal jeszcze pod wpływem narkozy.Następnego dnia udało mu się wreszcie zobaczyć Dugonicza.Kapitan był blady, miał sine kręgi pod oczy­ma, ale był w odrobinę weselszym nastroju niż po­przedniego dnia.- Jak się czujesz?- Jak ostatni dureń.- Kim ona jest?- Jaka ona?- Dama, która strzelała do ciebie.Brwi Dugonicza uniosły się.- Kto powiedział, że to była kobieta?- Ty sam.Nie nazywałbyś mężczyzny „suką”.To nie w twoim stylu.Dugonicz zachował milczenie.- No, mówże, kim ona jest? - nalegał Kunze.- Powiedzmy, że czyściłem rewolwer, który wy­palił.- Do diabła, Dugonicz, przestań być taki rycerski.Jakże tu prowadzić śledztwo w jakiejś paskudnej spra­wie, skoro wy wszyscy zamieniacie się w rycerzy za­kutych w lśniącą zbroję, głuchych i niemych.Dla­czego tak mi wszystko utrudniacie?- Sam sobie przysparzasz trudności.No dobrze.Otóż pewna rozwścieczona dama usiłowała odstrzelić mi jądra.Jest to sprawa między nią a mną.Dlatego lepiej nie wtrącaj się do tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl