[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rze-czywiście, przypominał piasek, suchy i chłodny, ale kiedy przesunęła po nim pal-cem, zamknął się jak ciecz, bez żadnego śladu na powierzchni.Dziesięć metrówdalej tunel zakręcał.Ostre, żółte światło rzucało czarne cienie na pseudokamieńścian.Case uświadomił sobie ze zdumieniem, że ciążenie w tym miejscu byłoprawie normalne, co oznaczało, że po wspinaczce musiała znowu zejść w dół.Był teraz całkowicie zagubiony; dezorientacja przestrzenna napełniała kowbojówszczególną grozą.Ale ona się nie zgubiła, zapewnił sam siebie.Coś przemknęło między jej nogami i stukając podążyło po pseudopiasku pod-łoża.Błysnęła czerwona LEDa.Braun.Pierwszy hologram czekał tuż za zakrętem: rodzaj tryptyku.Opuściła strzał-kowiec, zanim Case zrozumiał, że obraz pochodzi z zapisu.Postacie były rzez-bionymi w świetle karykaturami, naturalnych rozmiarów bohaterami kreskówki:Molly, Armitage i Case.Molly miała za wielkie piersi, widoczne przez obcisłąkoszulkę pod grubą, czarną kurtką.Talia za to była nieprawdopodobnie wąska.Srebrne szkła zakrywały połowę twarzy.Trzymała jakąś absurdalnie skompliko-waną broń; kształt pistoletu ginął niemal pod konstrukcją optycznych celowników,tłumików i osłon lufy.Rozstawiała szeroko nogi, wysuwając do przodu miedni-cę; usta zastygły wykrzywione w idiotycznym grymasie okrucieństwa.Obok stałArmitage, wyprostowany sztywno, w wytartym mundurze khaki.Gdy Molly po-deszła ostrożnie, Case dostrzegł, że w miejscu oczu miał maleńkie ekrany moni-torów, wyświetlające niebieskoszary obraz zaśnieżonej równiny: pasiaste, czarnepnie jodeł pochylone pod naporem bezgłośnego wichru.Przesunęła czubki palców przez telewizyjne zrenice Armitage a, po czymspojrzała na obraz Case a.Wyglądał tak, jakby Riviera Case wiedział od razu,że hologram jest dziełem Riviery nie potrafił znalezć żadnej cechy wartej spa-rodiowania.Przygarbiona figura była rozsądną aproksymacją tej, którą co dzieńoglądał w lustrze.Chuda, z kanciastymi ramionami i trudną do zapamiętania twa-rzą pod krótką, ciemną czupryną.Powinien się ogolić, ale w końcu prawie zawszepotrzebował golenia.Molly cofnęła się, spoglądając na hologramy.Obraz był statyczny, porusza-ły się jedynie szarpane wiatrem, czarne drzewa w zamarzniętych, syberyjskichoczach Armitage a. Chcesz nam coś powiedzieć, Peter? spytała cicho.Potem kopnęła cośustawionego między stopami holo-Molly.Metal szczęknął o ścianę i postaciezniknęły.Schyliła się, by podnieść niewielki projektor. Pewnie może się podłączyć i programować bezpośrednio mruknęła, rzu-cając urządzenie na podłogę.Minęła zródło żółtego blasku: archaiczną, świecącą kulę w ścianie, osłonię-tą zardzewiałą siatką.Styl tego improwizowanego oświetlenia w pewien sposób165przypominał mu dzieciństwo.Case pamiętał jeszcze fortece, które budował z in-nymi dzieciakami na dachach albo w zalanych piwnicach.Kryjówka bogategobachora, pomyślał.Taka surowość jest kosztowna.Nazywają to atmosferą.Nim stanęła przed wejściem do apartamentów 3Jane, minęła jeszcze z tuzinhologramów.Jeden przedstawiał bezokiego stwora z alejki obok bazaru korzen-nego, kiedy wyrywał się z rozerwanego ciała Riviery.Kilka innych tworzyło sce-ny tortur; przesłuchującymi zawsze byli oficerowie w mundurach, ofiarami nie-zmiennie młode kobiety.Obrazy miały w sobie straszliwą intensywność przedsta-wienia Riviery w Vingtieme Siecle; były jakby zamrożone w błękitnym rozbłyskuorgazmu.Przechodząc, Molly odwracała głowę.Ostatnia scena była mała i niewyrazna, jak gdyby Riviera musiał wyciągaćobraz z głębi pamięci i czasu.Musiała uklęknąć, żeby zbadać go dokładniej: pro-jekcja z punktu widzenia małego dziecka.Wcześniejsze nie miały tła; postacie,mundury, narzędzia tortur, wszystko stało jak na wystawie.Ale tutaj trafiła napejzaż.Ciemna fala gruzu sięgała ku bezbarwnemu niebu; za jej grzbietem wyblakłe,na wpół roztopione szkielety wież miasta.Gruz miał strukturę sieci: przerdzewia-łe stalowe pręty gięły się z gracją jak cienkie linki, wciąż podtrzymując ciężkiepłyty betonu.Na pierwszym planie coś, co mogło być rynkiem; widział jakiś ki-kut sugerujący fontannę.U jej podstawy znieruchomiały dzieci i żołnierz.Scenabyła niezrozumiała.Molly musiała prawidłowo odczytać obraz, nim jeszcze Caseprzyswoił go sobie do końca, gdyż poczuł, jak napina mięśnie.Splunęła, potemwstała.Dzieci.Zdziczałe, w łachmanach.Zęby migające jak noże.Liszaje na wykrzy-wionych twarzach.%7łołnierz na plecach, usta i krtań otwarte do nieba.Pożywiałysię. Bonn mruknęła, a w jej głosie zabrzmiała jakby łagodność. Jesteśproduktem czasów, prawda, Peter? Ale musisz być taki.Nasza 3Jane jest za spryt-na, żeby otworzyć drzwi pierwszemu z brzegu złodziejaszkowi.Zatem Wintermu-te wygrzebał ciebie.Szczyt gustu, jeśli gust jest wypaczony w tę stronę.Demo-niczny kochanek.Peter. Zadrżała. Ale przekonałeś ją, żeby mnie wpuściła.Dzięki.Teraz urządzimy imprezę.A potem szła a raczej biegła mimo bólu coraz dalej od dzieciństwa Ri-viery.Wyjęła z kabury strzałkowiec, wyrwała plastykowy magazynek, wsunęłado kieszeni, założyła nowy.Wsunęła kciuk za kołnierz kombinezonu Modernówi jednym ruchem rozerwała go aż do krocza ostrze kciuka cięło twardy po-likarbon jak przegniły jedwab.Uwolniła ramiona, potem nogi.Porwane strzępyprzybrały maskującą barwę ciemnego, fałszywego piasku.Case uświadomił sobie, że słyszy muzykę.Nie znał jej.Same rogi i fortepian.Wejście do świata 3Jane nie miało drzwi.Było nierówną, pięciometrową wy-rwą w ścianie tunelu.Aagodnym, szerokim łukiem prowadziły w dół krzywe stop-166nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]