[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maćko razem z księdzem Kalebem przy drugim strzemieniu, a tuż obok gier-mek z Sieciechówną.On zwracał głowę to w jedną, to w drugą stronę, zamieniając z nimikrótkie słowa, jakie zwykle wypowiada się przed długą podróżą: Ostańcie zdrowi! Niechcię Bóg prowadzi! Czas już! Hej, czas! czas! Poprzednio już był pożegnał się zewszystkimi i z Jagienką, którą pod nogi podjął dziękując jej za życzliwość.A teraz, gdy spo-glądał na nią z wysokiego rycerskiego siodła, miał ochotę powiedzieć jej jeszcze jakie dobresłowo, gdyż jej wzniesione oczy i twarz mówiły mu tak wyraznie: Wróć! że serce wzbie-rało mu rzetelną wdzięcznością.I gdyby odpowiadając na tę jej niemą wymowę rzekł: Jaguś, ku tobie jako ku siestrze rodzonej.Wiesz!.Nic więcej nie rzekę! Wiem.Bóg ci zapłać. I o stryjcu pamiętaj. I ty pamiętaj. Jużci, wrócę, jeśli nie zginę. Nie giń.Raz już, w Płocku, gdy wspomniał o wyprawie, powiedziała mu tak samo: Nie giń , aleteraz słowa te wyszły z jeszcze większej głębi jej duszy i może dla ukrycia łez pochyliła sięprzy tym tak, że czoło jej dotknęło na chwilę kolana Zbyszka.A tymczasem pachołkowie konni przy bramie trzymający juczne konie, gotowi już do dro-gi, poczęli śpiewać:Nie zginie pierścień, złocisty pierścieńNie zginie.Kruk go odniesie, z pola odniesieDziewczynie. W drogę! zawołał Zbyszko. W drogę. Boże cię prowadz! Matko Najświętsza!.Zatętniły kopyta na drewnianym zwodzonym moście, jeden z koni zarżał przeciągle, innepoczęły parskać i orszak ruszył.Ale Jagienka, Maćko, ksiądz, Tolima oraz Czech ze swą niewiastą i ci słudzy, którzy zo-stawali w Spychowie, wyszli na most i patrzyli na odjeżdżających.Ksiądz Kaleb żegnał ichkrzyżem czas długi, aż gdy wreszcie znikli za wysokimi krzewami olszyny, rzekł: Pod tym znakiem nie dosięgnie ich zła przygoda.193A Maćko dodał: Pewnie, ale i to też dobrze, że konie czyniły parskanie okrutne.*Lecz i oni nie zostali już długo w Spychowie.Po dwóch tygodniach załatwił stary rycerzsprawy z Czechem, który osiadł dzierżawą na majętności, sam zaś na czele długiego szereguwozów otoczonych zbrojną czeladzią ruszył z Jagienką w stronę Bogdańca.Niezupełni radzipatrzyli na owe wozy ksiądz Kaleb i stary Tolima, bo, prawdę rzekłszy, Maćko złupił trochęSpychów ale ponieważ Zbyszko całkiem zdał na niego rządy nikt nie śmiał mu się sprze-ciwić.Zresztą byłby zabrał jeszcze więcej, gdyby go nie hamowała Jagienka, z którą sprze-czał się wprawdzie, wydziwiając na babskie rozumy ale której słuchał jednak prawie wewszystkim.Trumny Danusinej nie wiezli jednak, gdyż skoro Spychów nie został sprzedany, Zbyszkowolał, aby została z ojcem.Wiezli natomiast moc pieniędzy i różnych bogactw, w znacznej części złupionych swegoczasu na Niemcach w rozlicznych bitwach, które stoczył z nimi Jurand.Toteż Maćko spoglą-dając teraz na ładowne, pokryte rogożami wozy radował się w duszy na myśl, jak wspomoże iurządzi Bogdaniec.Zatruwała mu jednak tę radość obawa, że Zbyszko może polec, ale znającsprawność rycerską młodzianka nie tracił jednak nadziei, że wróci szczęśliwie, i z rozkoszą otej chwili rozmyślał. Może to Bóg tak chciał mówił sobie żeby wpierw dostał Zbyszko Spychów, a potemMoczydoły i wszystko, co po opacie zostało? Niech jedno wróci szczęśliwie, to mu kasztelgodny w Bogdańcu wystawię; a wtedy obaczym!.Tu przypomniało mu się, że Cztan z Rogowa i Wilk z Brzozowej pewnie niezbyt mile goprzyjmą i że może trzeba się będzie z nimi potykać, ale o to nie dbał, równie jak stary końbojowy nie dba, gdy mu do bitwy iść przyjdzie.Zdrowie mu wróciło, czuł siłę w kościach iwiedział, że tym zabijakom, groznym wprawdzie, ale nie mającym nijakiego ćwiczenia rycer-skiego łatwo da rady.Wprawdzie co innego mówił przed niedawnym czasem Zbyszkowi mówił to jednak tylko dlatego, by go do powrotu skłonić. Hej! szczuka ja, a oni kiełbie myślał niech mi lepiej od głowy nie zachodzą!Natomiast zaniepokoiło go co innego: Zbyszko Bóg wie kiedy oto wróci, a przy tym Ja-gienkę uważa całkiem tylko za siostrę.Nuż dziewka patrzy na niego też jak na brata i nuż niezechce czekać na jego niepewny powrót?Więc zwrócił się do niej i rzekł: Słuchaj, Jagna, nie mówię ja o Cztanie i Wilku, bo to grube chłopiska i nie dla ciebie.Tyś teraz dwórka!.Ale wedle tego, że to roki ci są!.Już nieboszczyk Zych powiadał, żeczujesz Bożą wolę, a to temu kilka lat.Bo ja tam wiem! Mówią, że jak dziewce za ciasno wewianuszku, to ci sama gotowa szukać takiego, co by jej go z głowy zdjął.Ma się rozumieć,że ni Cztan, ni Wilk.Ale jakoże miarkujesz? O co wy się pytacie? Nie wydasz-li ty się za kogo bądz? Ja?.Ja mniszką ostanę. Nie powiadaj byle czego! A jak Zbyszko wróci?Ale ona potrząsnęła głową: Mniszką ostanę. No, a jakby cię pokochał? Jakby cię prosił okrutnie?Na to dziewczyna odwróciła zarumienioną twarz do pola, ale wiatr, który właśnie od polawiał, przyniósł Maćkowi cichą odpowiedz: To nie ostanę.194RozdziałczterdziestyZabawili czas jakiś w Płocku, aby się z dziedzictwem i z testamentem opatowym uładzić, apotem, zaopatrzeni w należyte dokumenta, ruszyli dalej niewiele wypoczywając w drodze,która była łatwa i bezpieczna, gdyż upał osuszył błota, pozwężał rzeki, a gościńce szły krajemspokojnym, zamieszkałym przez lud swojacki i gościnny.Z Sieradza pchnął jednak ostrożnyMaćko pachołka do Zgorzelic, ażeby o przybyciu swoim i Jagienkowym oznajmić, skutkiemczego Jaśko, brat Jagienki, wyskoczył ku nim na pół drogi i na czele dwudziestu zbrojnychparobków odprowadził ich do domu.Było przy tym spotkaniu niemało radości, powitań i okrzyków.Jaśko podobny był zawszedo Jagienki jak dwie krople wody, ale już ją przerósł.Chłopak był na schwał: dziarski, wesołyjak nieboszczyk Zych, po którym ochotę do ciągłego śpiewania odziedziczył, a żywy jak skra.Poczuł się też już w latach, w sile i za dojrzałego męża się uważał, bo rządził swymi pachoł-kami jak prawy wódz, a oni w mig każdy jego rozkaz spełniali bojąc się widocznie jego po-wagi i władzy.Dziwili się więc temu Maćko i Jagienka, a on dziwił się także z wielką uciechą urodzie idworności siostry, której od dawna nie widział.Mówił przy tym, że już się ku niej wybierał iże maluczko, a byliby go w domu nie zastali, gdyż i tak trzeba mu świat obaczyć, o ludzi sięotrzeć, ćwiczenia rycerskiego nabrać i sposobności tu i owdzie znalezć do potykania się zwędrownymi rycerzami. Zwiat i obyczaje ludzkie poznać rzekł mu na to Maćko dobra jest to rzecz, gdyż uczyto, jak się w każdej przygodzie znalezć, co powiedzieć, i wzmaga przyrodzony rozum.Ale codo potykania się, lepiej, że ja ci powiem, iżeś nato jeszcze za młody, niż żeby ci to miał jakiobcy rycerz powiedzieć, któren by cię przy tym wyśmiać nie omieszkał. To by po tym śmiechu zapłakał odrzekł na to Jaśko a jeśli nie on, to jego żona i dzie-ci.I spojrzał z okrutną zuchwałością przed siebie, jakby chciał rzec wszystkim wędrownymrycerzom na świecie: Gotujcie się na śmierć! Lecz stary rycerz z Bogdańca zapytał: A Cztan i Wilk ostawili tu was w spokoju? Bo to oni radzi na Jagienkę patrzyli. Ba! Wilk zabit na Zląsku.Chciał tam jednego kasztelu niemieckiego dobyć i dobył, ależe go kłodą z murów przywalili, więc po dwóch dniach ostatnią parę puścił. To go szkoda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]