[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak mnie uczyłeś, Panie.- Ta ludzka maszyna, Armia, stworzyła nasze obecne marzenia, mój przyjacielu.Moneo zakaszlał.Leto rozpoznał subtelne oznaki zniecierpliwienia u majordoma."Moneo rozumie, czym są Armie.Wie, że to mniemanie głupca, iż Armie są podstawowym narzędziem rządzenia."Leto wciąż milczał, gdy Moneo podszedł do rusznicy laserowej, podniósł ją z zimnej podłogi krypty i zaczął rozbrajać.Leto obserwował go, myśląc, jak doskonale ta w gruncie rzeczy niewielka scena zamykała w sobie esencję mitu Armii.Armia sprzyja rozwojowi technologii, ponieważ dla istot krótkowzrocznych siła maszyn wydaje się oczywista."Ta rusznica to nic więcej, jak tylko maszyna.Ale wszystkie maszyny zawodzą albo stają się przestarzałe.Mimo to Armia czci takie rzeczy - zarazem zafascynowana, jak i pełna lęku.Popatrzcie, jak ludzie boją się Ixian! W głębi duszy Armia wie, że jest uczniem czarnoksiężnika.Rozpętuje technologię i nigdy już tej magii nie będzie można z powrotem zagnać w butelkę."- Nauczę ich innej magii - powiedział Leto do hord wewnątrz siebie.- Widzicie? Moneo unieszkodliwił to śmiercionośne narzędzie.Tu zerwał połączenie, tam zgniótł kapsułkę.Wyczuł estry oleju konserwującego, dolatujące wraz z zapachem potu Monea.Wciąż mówiąc do wewnątrz siebie, Leto rzekł:- Ale geniusz nie umarł.Technologia rodzi anarchię.Na oślep rozdziela narzędzia, a to wręcz prowokacja dla przemocy.Wytwarzanie i użytkowanie potężnych środków niszczenia staje się w sposób nieunikniony dostępne dla coraz to mniejszych grup, aż w końcu grupa staje się pojedynczym indywiduum."Moneo powrócił na miejsce przed Leto, dzierżąc uszkodzoną rusznicę w prawej dłoni.- Na Parelli i planetach Danu mówi się o kolejnej dżihad przeciw rzeczom takim jak ta.- Podniósł głowę i uśmiechnął się, dając do zrozumienia, że zna paradoks zawarty w tak próżnych marzeniach.Leto zamknął oczy.Tłumy wewnątrz pragnęły się spierać, ale odciął się od nich myśląc:"Dżihad tworzy armie.Dżihad Butlerjańska próbowała wyrzucić z naszego wszechświata maszyny, udające ludzki rozum.Butlerjanie pozostawili po sobie armię, a Ixianie wciąż tworzą swoje wątpliwe urządzenia.za które im dziękuję.Czym jest klątwa? Motywacją do zniszczenia bez względu na środki?"- Stało się - mruknął.- Panie.? - zapytał Moneo.Leto otworzył oczy.- Będę w swojej wieży - powiedział.- Muszę mieć więcej czasu, by odżałować mojego Duncana.Ty, pierwsza osobo, która natkniesz się na moje kroniki sprzed co najmniej czterech tysięcy lat, strzeż się! Nie czuj się zaszczycona tym, że czytasz objawienia z mojego ixiańskiego magazynu.Znajdziesz w nich wiele bólu.Poza kilkoma spojrzeniami - koniecznymi, by upewnić się, że Złota Droga trwa - nigdy nie chciałem wyglądać poza te cztery tysiąclecia.Z tego powodu nie jestem pewien, jakie mogą mieć znaczenie wydarzenia z moich dzienników dla czasów, w których żyjesz.Wiem tylko, ze same dzienniki były nieznane, a pamięć o opisywanych historiach uległa przez eony wypaczeniu.Zapewniam cię, że możliwość ujrzenia naszych przyszłości staje się nudna.Nawet gdy pomyślę o tobie jako Bogu, tak jak z pewnością myślano o mnie, może to stać się skończenie nudne.Wielokrotnie docierało do mnie, że święte znudzenie jest dobrym i wystarczającym powodem dla wynalezienia wolnej woli.Inskrypcja nad wejściem do magazynu w Dar-es-Balat"Jestem Duncan Idaho."To było mniej więcej wszystko, co chciał wiedzieć na pewno.Nie podobały mu się wyjaśnienia Tleilaxan, ich opowieści.Ale przecież Tleilaxan bano się zawsze.Nie wierzono im i bano się ich zawsze.Przywieźli go na planetę małym promem, witając w strefie zmierzchu, zalanej wzdłuż horyzontu zieloną poświatą zachodzącego słońca.Port kosmiczny wyglądał zupełnie inaczej niż ten zawarty w pamięci Duncana.Był większy i otoczony pierścieniem nie znanych budynków.- Jesteście pewni, że to Diuna? - zapytał.- Arrakis - poprawił go ktoś z tleilaxańskiej eskorty.Przewieźli go w zamkniętym pojeździe do budynku gdzieś w mieście zwanym Onn.Gdy wypowiadali tę nazwę, nadawali "n" dziwnie brzmiący, wznoszący się akcent.Pokój, w którym go pozostawili, stanowił kwadrat o boku trzech metrów, właściwie sześcian.Nie było w nim śladu kul świętojańskich, ale pomieszczenie wypełnione było ciepłym żółtym światłem."Jestem gholą" - powiedział sobie.Ta świadomość była szokiem, ale musiał w to uwierzyć.Znaleźć się żywym, podczas gdy wiedział, że zginął - to był wystarczający dowód.Tleilaxanie pobrali komórki z jego martwego ciała i wyhodowali odrośl w jednym ze swoich zbiorników aksolotlowych.Ta odrośl stała się jego ciałem, w którym z początku czuł się zupełnie obco.Popatrzył na to ciało.Ubrane było w ciemnobrązowe spodnie i grubo tkany sweter drażniący skórę.Stopy ochraniały sandały.Poza życiem było to wszystko, co mu dali - oszczędność, która wiele mówiła o prawdziwym charakterze Tleilaxan.W pokoju nie było żadnych mebli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]