[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twarz Rosjanina pozostała nieprzenikniona.Z korytarza weszli do „sali klubowej” – normalnie mesy dla personelu UNSA – tymczasowo oddanej do użytku delegacji ONZ.Powietrze w niej było ciepłe i duszne.Mieszana grupa około dziesięciu delegatów oraz starych mieszkańców bazy czytała, grała w szachy lub rozmawiała przy stolikach i małym barze.Sobroskin przeszedł przez całą salę, zniknął za drzwiami w drugim jej końcu i udał się do pokoi, które specjalnie dla delegacji przerobiono na pomieszczenia biurowe.Heller zamierzała pójść w jego ślady, ale przeszkodził jej Szwed, Niels Sverenssen, przewodniczący delegacji, który odłączył się od małej grupki stojącej niedaleko wejścia.– O, Karen – zawołał, chwytając ją lekko za łokieć i odciągając na bok.– Szukałem pani.Jest parę spraw z dzisiejszego posiedzenia, które powinniśmy omówić przed ustaleniem jutrzejszego porządku obrad.Miałem nadzieję przedyskutować to z panią, zanim dam tekst do przepisania.Był bardzo wysoki i szczupły, a elegancką koronę srebrnych włosów nosił z taką sztywną wyniosłością, że Heller myślała o nim jako o ostatnim prawdziwym europejskim arystokracie błękitnej krwi.Zawsze ubrany nieskazitelnie i oficjalnie, nawet w Bruno gdzie prawie każdy szybko przebierał się w robocze ubrania, sprawiał wrażenie, jakby patrzył na resztę ludzkości niemal z pogardą i łaskawie obcował z nią wyłącznie z poczucia obowiązku.Karen nigdy nie potrafiła czuć się swobodnie w jego obecności, a spędziła zbyt wiele czasu w Paryżu i innych europejskich placówkach, by przypisywać to jedynie różnicom kulturowym.– Cóż, właśnie wybierałam się przejrzeć pocztę – powiedziała.– jeśli rozmowa może poczekać, wrócę tu za godzinę.Wtedy omówimy sprawy nad szklaneczką lub skorzystamy z jednego z gabinetów.Czy to coś ważnego?– Parę kwestii proceduralnych i określeń, które wymagają uściślenia.– Oficjalny przed chwilą ton się zmienił, a Sverenssen przesunął się trochę, jakby chciał odgrodzić ich od reszty obecnych.Patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy.z zaciekawieniem i serdecznością, a zarazem obojętnie i z rezerwą.Czuła się jak kuchta obserwowana przez średniowiecznego feudała.– Myślałem o czymś wygodniejszym – rzekł teraz już niebezpiecznie poufałym tonem.– Może kolacja, o ile mogę liczyć na taki zaszczyt.– Nie jestem pewna, kiedy będę jadła dzisiaj kolację – odparła, zdając sobie sprawę, że pogarsza sytuację.– Może być już za późno.– To bardzo odpowiednia pora na towarzyskie spotkanie, zgodzi się pani ze mną – szepnął Sverenssen znacząco.Zaczęła docierać do niej prawda.Słowa sugerowały, że będzie to zaszczyt dla niego, ale zachowanie nie pozostawiało żadnych wątpliwości, iż to ona powinna czuć się wyróżniona.– Wydawało mi się, że chciał pan porozmawiać przed ustaleniem porządku obrad – powiedziała.– Moglibyśmy wyjaśnić tę sprawę za godzinę, jak pani proponowała.Kolacja byłaby potem milsza i bardziej relaksująca.Heller musiała przełknąć ślinę, żeby zachować zimną krew.Składał jej propozycję.Takie jest życie i podobne rzeczy zdarzają się czasem, ale obecna sytuacja wydawała się jej nierealna.– Myślę, że się pan pomylił – odparowała sucho.– Jeśli są do omówienia jakieś sprawy służbowe, porozmawiamy za godzinę.A teraz proszę mi wybaczyć.Gdyby poprzestał na tym, wkrótce wszystko poszłoby w niepamięć.Ale nie poprzestał.Przybliżył się o krok, sprawiając, że odruchowo się cofnęła.– Jest pani wyjątkowo inteligentną, ambitną i do tego atrakcyjną kobietą, Karen – powiedział spokojnie, porzucając dotychczasową pozę.– Świat ma obecnie do zaoferowania tyle możliwości.szczególnie tym, którzy potrafią zdobywać sobie przyjaciół we wpływowych kręgach.Mógłbym dla pani wiele zrobić.Jego pewność siebie była nieznośna.– Popełnia pan błąd.– Heller wzięła głęboki oddech, starając się zapanować nad głosem.Nie chciała zwracać na siebie uwagi.– Proszę przestać.Sverenssen nie zmieszał się wcale, jak gdyby był dobrze obeznany z takim obrotem spraw i lekko nim znudzony.– Proszę to przemyśleć – rzucił i odwróciwszy się niedbale, dołączył do swojej grupki.Dał pieniądze i kupił bilet – tak to właśnie wyglądało.Wychodząc z sali, Heller starała się zachować normalny krok i powstrzymać gotującą się w niej wściekłość.Norman Pacey już na nią czekał, kiedy parę minut później dotarła do biur delegacji amerykańskiej.Mężczyzna z trudnością opanowywał podniecenie.– Wieści! – wykrzyknął zamiast powitania.Potem wyraz jego twarzy zmienił się nagle.– Hej, wyglądasz na wściekłą.O co chodzi?– O nic.Co się stało?– Przed chwilą wyszedł stąd Malliusk.– Gregor Malliusk był Rosjaninem i dyrektorem obserwatorium w Bruno oraz jednym z garstki uprzywilejowanych pracowników bazy, którzy wiedzieli o dialogu z Gwiazdą Gigantów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]