[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przybiegliśmy na czas, gdyż drzwi zatrzymały się i.wkrótce potem ustąpiły, otwierając się na nowo.Najwidoczniej Jorge widząc, że gra jestnierówna, oddalił się.Wyszliśmy z przeklętego pokoju, ale teraz nie wiedzieliśmy, dokądstarzec się skierował, a mrok panował nadal zupełny.Nagle przypomniałem sobie. Mistrzu, przecież ja mam krzesiwo! Na co zatem czekasz krzyknął Wilhelm szukaj kaganka i zaświeć go! Rzuciłem się w mrok do tyłu, do finis Africae, i szukałem po omacku kaganka.Cudem boskim znalazłem go od razu, pogrzebałem w szkaplerzu, znalazłem krzesiwko,ręce mi drżały i dwa albo trzy razy nie udało mi się, lecz wreszcie zapaliłem, gdy tym-czasem Wilhelm nawoływał od drzwi: Szybciej, szybciej! , i wreszcie zrobiło się jasno. Szybciej popędzał nadal Wilhelm inaczej zje nam całego Arystotelesa! I umrze! krzyknąłem zatrwożony i dołączyłem doń, byśmy razem podjęli po-szukiwania.403 Niech umiera, przeklęty! krzyczał Wilhelm wlepiając wzrok dokoła i biegającbezładnie to tu, to tam. Tyle tego zjadł, że jego los jest już przypieczętowany.Ale jachcę księgi!Potem zatrzymał się i podjął z większym spokojem: Przystań no.W ten sposób nie znajdziemy go nigdy.Przez chwilę nie ruszajmy sięi nic nie mówmy.Zastygliśmy w milczeniu.I w ciszy usłyszeliśmy niezbyt daleko stąd odgłos ciała,które zderzyło się z szafą, i huk spadających ksiąg. Tam! krzyknęliśmy razem.Pobiegliśmy w kierunku odgłosów, ale rychło spostrzegliśmy, że musimy zwol-nić.Rzeczywiście, tego wieczoru, kiedy tylko znalezliśmy się poza finis Africae, prze-mykały przez bibliotekę podmuchy powietrza, które świstały i jęczały w zależności odpanującego na zewnątrz wiatru.Dodane do naszego pędu mogły zgasić światło z ta-kim trudem uzyskane.Skoro nie mogliśmy przyspieszyć, przydałoby się spowodować,by zwolnił Jorge.Lecz Wilhelm miał intuicję inną i krzyknął: Dostaniemy cię, star-cze, teraz mamy światło! A było to słuszne postanowienie, gdyż ta wiadomość wpra-wiła zapewne Jorgego w zaniepokojenie i zmusiła do przyspieszenia kroku, to zaś naru-szyło jego magiczne poczucie równowagi człeka, który widzi w mrokach.Rzeczywiście,wkrótce potem usłyszeliśmy kolejny hałas i kiedy, idąc za odgłosem, weszliśmy do saliY z YSPANIA, zobaczyliśmy go leżącego na ziemi, z księgą jeszcze w dłoniach, jak pró-bował dzwignąć się pośród zrzuconych ze stołu woluminów, które potrącił i zepchnął.Próbował wstać, ale przez cały czas wyrywał stronice, jakby chciał pożreć, ile zdoła, zeswojego łupu.Kiedy dotarliśmy do niego, wstał już i, czując naszą obecność, obrócił się w na-szą stronę i cofnął.Jego oblicze w czerwonym blasku kaganka wydało się nam terazstraszne; rysy zmieniły się, chorobliwy pot żłobił czoło i policzki, oczy, zwykle białe jaku człeka martwego, teraz napłynęły krwią, z ust sterczały mu strzępy pergaminu, nibydomowemu zwierzęciu, które nabrało za dużo do pyska i teraz nie może przełknąć po-karmu.Zniekształcone przez trwogę, przez nękające działanie trucizny, krążącej muteraz obficie w żyłach, przez jego rozpaczliwą i diabelską determinację, to oblicze, któreniegdyś było czcigodnym obliczem starca, jawiło się oto jako wstrętne i groteskowe;w innej sposobności wzbudziłoby śmiech, ale my też staliśmy, się w tym momencie po-dobni zwierzętom, psom, które tropią dziką zwierzynę.Aatwo mogliśmy go chwycić, gdybyśmy działali spokojnie, lecz rzuciliśmy się nańgwałtownie, on zaś szarpnął się, przycisnął ręce do piersi broniąc woluminu; ja trzyma-łem go lewą ręką, podczas gdy prawą starałem się utrzymać w górze światło, ale musną-łem mu twarz płomieniem, poczuł ciepło, wydał z siebie stłumiony odgłos, ryk prawie,wypluwając strzępy kart, puścił prawą ręką księgę, sięgnął w stronę kaganka, wyrwał migo nagle i cisnął przed siebie.404Kaganek upadł prosto na stos ksiąg, które zwaliły się ze stołu i leżały z otwartymistronicami, na kupie.Oliwa rozlała się, ogień sięgnął zaraz do jakiegoś skruszałego per-gaminu, który strzelił ogniem niby garść wyschłych patyków.Wszystko to stało sięw jednej chwili, z woluminów buchnął płomień, jakby te tysiącletnie stronice od wie-ków wzdychały do żaru i radowały się, zaspokajając nagle niepamiętne pragnienie go-rzenia.Wilhelm spostrzegł, co się stało, i puścił starca który czując, że jest wolny, cof-nął się kilka kroków zawahał się chwilę, z pewnością za długą, niepewny, czy chwy-cić z powrotem Jorgego, czy rzucić się do gaszenia małego stosu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]