[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te wkrótce wyposażone zostały w dekoracyjne imadła i ze­stawy narzędzi.Za stołami natychmiast wzniesiono stelaże.Ich towa­rzysze zaczęli rozstawiać w nich bambusowe tuby.- Spore bękarty - powiedziałem.Niektóre miały po piętnaście stóp długości, inne po cztery cale średnicy.Clete powiedział:- Spore i brutalne.Uważaj, gdzie celujesz tą przeklętą rzeczą! - Jakiś żołnierz próbował wycelować we wronę pędzącą na południe.Zupeł­nie nie troszczył się o ludzi na tyle głupich, by stanąć między nim a jego celem.- Najbardziej zależało nam na poprawieniu celności i prędkości pocisku.Małe, dodatkowe “buch” z drugiej strony stanowiłoby także dodatkową zaletę.Hagopie.Hagop wziął w dłonie dwunastostopowca z otworem wylotowym o średnicy trzech cali, paskowanego na czerwono, i umieścił w imadle.Zmierzył wzrokiem jego długość.Poklepał delikatnie młotkiem, odro­binę zmienił nastawienie celownika.- Ten głaz tam, ten, który wygląda jak kapelusz Jednookiego.- Uzbroił skomplikowany mechanizm wyzwalający.W moich oczach głaz ten nie przypominał w niczym kapelusza.Znaj­dował się dobre czterysta jardów stąd.Trzech żołnierzy ze standardo­wymi bambusami wypaliło do niego kilkanaście kul ognistych, a tylko jeden miał tyle szczęścia, by ubarwić go cytrynową poświatą wzdłuż jednej z krawędzi.- Zwyczajny problem.Kiedy ostatecznie uda ci się trafić, zazwy­czaj szkody są niewielkie.Chyba że chodzi o ludzi.Działaj, Hagopie.Hagop wystrzelił ze swej broni.Rozległ się dźwięk przypominający skwierczenie pieczonego boczku.Intensywnie pomarańczowa kula sko­czyła w stronę głazu zbyt szybko, by moje oczy mogły za nią nadążyć.Trafiła w sam środek.Przez piętnaście sekund kamień tryskał ognistym pióropuszem.Niemalże poczułem dochodzący stamtąd żar.Głaz odro­binę zmienił swe położenie, wskazywał teraz swym ognistym ogonem w dół wzgórza.Ognista kula wyskoczyła wreszcie z drugiej strony ska­ły niby ropny rdzeń z pękającego pryszcza.- Cholera! - wyrwało mi się.- Cholera jasna! Ten bydlak musiał mieć z dziesięć stóp grubości!Clete powiedział:- Trzycalowa kula potrafi wbić się przynajmniej na piętnaście stóp w ten rodzaj kamienia, który nas tutaj otacza.Hagopie, widzisz tę srebr­ną czcionkę, która wygląda niby run Przeznaczenia? - Wskazał w stro­nę Przeoczenia.Na jego ścianie można było dostrzec przynajmniej z ty­siąc liter.Nie miałem pojęcia, o którą może mu chodzić.Zresztą Hagop też nie.- W najwyższym rzędzie czcionek.Środek celu.Wygląda niczym maszt sztandarowy z dwoma proporcami sterczącymi w prawo obok czegoś, co przypomina trójzębny widelec.- W porządku, mam.Ja również go znalazłem.- Bierz się do dzieła.Strzelaj, gdy tylko będziesz gotów.Zaprotestowałem:- To są ponad trzy tysiące jardów! Raczej prawie cztery.Będzie miał szczęście, jeśli uda mu się w ogóle trafić w mur.- Gotów.- Już.Boczek zaskwierczał.Pomarańczowa kula opuściła wylot bambuso­wej tyczki.Osiągnięcie Przeoczenia zabrało jej mniej niż trzy sekundy.Gdybym nie stał tuż obok Hagopa, nie byłbym w stanie śledzić toru jej lotu.Rozbłysk oświetlił całą okolicę, kiedy kula ognista uderzyła w za­klęcia chroniące mury.Trafiła prosto w to miejsce, gdzie celował Ha-gop, a gdy poświata już zniknęła, run, który przyjął trafienie, wyglądał na odrobinę odbarwiony.- O żesz! - powiedziałem.Thai Dei i Wujek Doj zaczęli coś do sie­bie pokrzykiwać.Nie musieli niczego rozumieć z naszych szyfrowanych rozmów, aby zdać sobie sprawę z możliwości broni.- Zakładamy, że kula potrafi przelecieć przynajmniej czternaście mil, zanim straci całkowicie pęd - powiedział Clete.- Wówczas nie będzie miała już większej energii niż zwykła kula i nie będzie się do niczego innego nadawać, prócz zabijania cieni i ogólnego niszczenia.- Pokle­pał tubę, której używał Hagop.- To nasz prototyp.Jest dobrze wycelo­wany.Teraz musimy zająć się pozostałymi.I dlatego właśnie jesteśmy tutaj.Hagop i Otto zastąpili tę tubę inną, jeszcze nie oznaczoną.Otto coś przykręcił przy jej końcu.Od tulei odszedł całkowicie segment podob­ny do miseczki.Dwaj faceci z fabryki Pani nałożyli na nią coś, co wy­glądało jak glina, którą posługują się garncarze, potem osadzili w niej wielką, czarną, gumową kulę.Hagop przykręcił na powrót miseczkę do swej zabawki, pomajstrował coś przy mechanizmie spustowym, zapytał braci inżynierów:- Zadowoleni jesteście, chłopcy, ze sposobu, w jaki leży ta rzecz? Wszyscy trzej przykucnęli.Potem zaczęli się kłócić.Zastukały młotki.Znowu wdali się w spór.Potem wszyscy trzej: Otto, Hagop oraz ludzie z fabryki, przybrali określone pozy i spojrzeli w stronę Przeoczenia.Boczek zaskwierczał.Pomarańczowa kula wyskoczyła w powietrze.Jakiś tysiąc jardów od miejsca, gdzie staliśmy, zaczęło znosić ją na lewo, potem w dół.Uderzyła w ziemię tuż przed samym murem.Ogień tryskał w powietrze przez jakieś piętnaście sekund.A wraz z nim odłamki skały i darni.Wszystkich siedmiu obserwatorów zaczęło porównywać notatki i na­nosić je na karty.Kłócili się bez przerwy.Następnie zdjęli miseczkę z tuby i spojrzeli do wnętrza.Znowu zaczęli coś notować.Na koniec przekaza­li swoją broń w ręce specjalisty, który przy użyciu jakichś mistycznych narzędzi zabrał się do pracy nad wnętrzem tuby.Bracia przeszli do następnego bambusa.Ich pomocnicy ustawili już do testów kilkanaście kolejnych.Powtarzali całą procedurę przy każdej broni.Niektóre z tub trafiały swoimi kulami ognistymi już za pierwszym razem.Inne beznadziejnie chybiały.Najgorsza została zdyskwalifiko­wana od razu.Nie było sensu marnować nad nią czasu.Wciąż potrzeb­ne były znacznie mniej celne, w roli batów przeciwko cieniom.Kiedy tuba przeszła wszystkie swoje poprawki, testowali ją na roz­rzut.Alfabet tajemniczych znaków namalowanych rozmaitymi farbami oznaczał każdą, aby żołnierze wiedzieli, jaką ocenę otrzymała broń.Otto z rzadka mówił coś więcej, jednak podczas przerwy na obiad zauważył:- Pani rzeczywiście powracają teraz jej moce.Prawie nikt z pewnością nawet nie podejrzewał prawdy.A nawet ci, którzy podejrzewali, nie byli przygotowani, aby w nią uwierzyć.- Jak wiele tych rzeczy macie zamiar uruchomić? - Moi chłopcy właściwie przestali już zajmować się swoją pracą.Wałęsali się tylko w pobliżu, obserwowali fajerwerki niczym gromadka dużych dzieciaków.Clete powiedział:- W tej partii przywieźliśmy pięćdziesiąt.Mamy nadzieję, że z tych uda nam się wybrać dwadzieścia godnych zaufania.Jak wszystko pój­dzie dobrze, zaczniemy pracować nad naprawdę potężnymi zabawka­mi.Chłopie, Talowie będą zaskoczeni.Potrafiłem sobie wyobrazić, co te nowe ogniste kule potrafią zrobić z ludzkimi ciałami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl