[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Być może w ten sposób uratowałaby zielonookiemu chłopcu życie, ale uratowałaby też życie oprawcy.A przecież na własne oczy widziała dramatyczny gryps z Pawiaka: “Czy naprawdę nie ma osoby, która poświęciłaby się i usunęła Becklera?”Chłopak, tak samo zaskoczony, wyminął ją jednak i stanął na rogu, udając, że na kogoś czeka.Pomyślała, że to on będzie strzelał, i mróz przeleciał jej po krzyżu.Spojrzała w stronę przystanku tramwajowego, stwierdzając, że kilku żandarmów czeka na tramwaj.Na rogu alei Piłsudskiego i Marszałkowskiej zatrzymały się dwa motocykle z przyczepami; obliczyła, że siedzi w nich sześciu Niemców.Cofnęła się jak automat w ulicę Oleandrów, skąd miała widok na wyjście z kamienicy, w której mieszkał Beckler.Zobaczyła gestapowca, nie był sam, towarzyszyła mu kobieta, chyba żona, pchająca wózek z dzieckiem.Niemiec pomógł jej znieść wózek po schodkach, a potem pochylił się i poprawił kołderkę.A więc kata też stać na odruch serca - pomyślała.Jej serce natomiast zamieniło się w zaciśnięty worek, który szaleńczo obijał się o żebra.Kątem oka zobaczyła nadjeżdżający tramwaj, a w nim na platformach pełno Niemców.Z ulgą pomyślała, że akcja się nie odbędzie.Ale przecież to nie od niej zależało, ona powinna tylko dać umówiony sygnał, że Beckler wyszedł z domu, po czym natychmiast się oddalić.Zielonooki patrzył w jej stronę; niespiesznie skinęła głową.Niemiec wyminął ją, na rogu pożegnał się z żoną i wolno począł przechodzić przez jezdnię.Był o kilka kroków od chłopca, kiedy ten wyciągnął z futerału stena i zaczął strzelać.Niemiec upadł, chłopak pochylił się nad nim, szukając dokumentów.W tej samej chwili został trafiony w ramię, chyba w ramię.Zobaczyła, że przyklęka na kolano, i nieprzytomnie rzuciła się do -przodu.Wokoło rozpętało się piekło.Strzelali wszyscy, obstawa jej znajomego, Niemcy z przystanku i platform tramwaju, Niemcy ukryci za motocyklami i funkcjonariusze gestapo nadbiegający od alei Szucha.Ewelina, wlokąc chłopaka w stronę zaparkowanego opla, słyszała niemal, jak kule z sykiem przeszywają powietrze.Znaleźli się przy samochodzie, do którego biegli też inni uczestnicy zamachu.Samochód ruszył.Przez wyjętą tylną szybę jeden z kolegów wyrzucił na jezdnię skrzynkę stalowych kolców.Ewelina odwróciła głowę i zobaczyła przedziwną scenę.Motocykl z przyczepą ostro zahamował, wpadł w poślizg i z impetem wyrżnął w latarnię.Wyrzucony w powietrze erkaemista opadał na jezdnię w komiczny sposób, jak aktor niemego kina.Kierowca drugiego motocykla gwałtownie skręcił, uderzając w bok tramwaju.Kule podziurawiły karoserię opla, nikt jednak nie został trafiony.Samochód dotarł bez przeszkód do garażu.Ranny był bardzo blady, ale przytomny.- Skąd się tam wzięłaś? - spytał słabym głosem, była w nim pretensja.Sprowadzony naprędce lekarz stwierdził, że kula tkwi głęboko pod obojczykiem i należy ją niezwłocznie wyjąć, nie radził jednakże umieszczać rannego w szpitalu.Byłoby to zbyt duże ryzyko.- Musimy go przewieźć do Lechic - natychmiast zawyrokowała Ewelina.- Mam w okolicy zaufanego chirurga.- O ile drogi wylotowe nie są obstawione - powiedział ktoś.Podjęli to ryzyko.Jeden z kolegów zajął miejsce przy kierowcy, a Ewelina usiadła z tyłu obok rannego.Ruszyli.Garaż był szczęśliwie usytuowany w takim miejscu, że nie musieli jechać przez miasto.To wszystko stało się tak szybko, że nie mogła zebrać myśli; kiedy zobaczyła u wylotu alei czarny samochód, była pewna, że to Niemcy, ale z auta wysiadła Ewelina i dwóch młodych ludzi.Mieli ze sobą rannego.Pani Jadwiga od razu wsiadła na rower i pojechała po doktora Trzaskę.Taki młody - pomyślała Susanne, patrząc na rannego.- Niedobrze z nim, musiał stracić dużo krwi.Ci, co go przywieźli, zaraz odjechali, pozostała tylko Ewelina.Wyraz twarzy siostrzenicy wyjaśniał bez słów, kim jest dla niej ten chłopak.Ewelina prawie nie słyszała, co się do niej mówi.Wiele też powiedział Susanne wyraz twarzy doktora.- Głęboko ta kula, nie wiem, czy zaryzykuję jej wyjęcie w takich warunkach.Mogę naruszyć tętnicę.Trzeba będzie zaryzykować i umieścić go u mnie na oddziale.- Panie doktorze - powiedziała Ewelina.- Szpital nie wchodzi w grę.Jutro dowie się pan dlaczego.Chirurg popatrzył na nią przeciągle.- Zdarzyło mi się nie raz, od początku wojny, cerować widoczne ślady po kuli.- Dokonano zamachu pod samym nosem gestapo, oni staną na głowie, żeby znaleźć winnych.- A to jeden z zamachowców? - spytał.W milczeniu przytaknęła głową, a Susanne pomyślała z przerażeniem, że nic nie wie o dziewczynie, którą chowała od dziecka.Zaprowadziła doktora Trzaskę do kuchni, gdzie trzeba było wygotować narzędzia.Pani Jadwiga i kucharka krzątały się w salonie, należało uprzątnąć stół, na którym miała się odbywać operacja.- Myśli pan, że chłopiec przetrzyma taki zabieg.Jest bardzo osłabiony.- Jakie mamy wyjście? - odrzekł.- Sił mu nie będzie raczej przybywało, jeżeli już coś robić, to teraz.- A może nic nie robić, obiło mi się o uszy, że ta piosenkarka Ordonka żyje od lat z kulą w głowie.Odchuchamy go, odkarmimy, potem się pomyśli.- Potem to czekałby go raczej cmentarz.Susanne spojrzała na doktora z przestrachem, ale nic nie potrafiła wyczytać z jego twarzy.Bała się pytać, jakie szansę powodzenia ma ta operacja.A nuż by odpowiedział, że żadnych.Wiedziała, że doktor jest twardym człowiekiem i niczego nie owija w bawełnę.Wiedziała też, że to prawy i szlachetny człowiek i można mu w stu procentach zaufać.Poszła za nim do salonu, gdzie stół nakryty był kilkoma czystymi prześcieradłami.Przeniesiono rannego, chirurg pochylił się nad nim.- No cóż, o narkozie tutaj nie ma mowy.Wytrzyma pan? Ranny pokiwał tylko głową.- Dajcie mu setkę wódki - powiedział lekarz.- Nie mamy pod ręką - odrzekła bezradnie Susanne.- Coś się w kuchni znajdzie - weszła jej w słowo kucharka i zaraz się oddaliła.Susanne od dawna się wydawało, że Pelasia popija, ale nie miała na to dowodów.I proszę, okazało się, że trzyma w kuchni wódkę.Ranny pił samogon, krzywiąc się przy tym, zbierało mu się na wymioty, ale chirurg zachęcał, by wypił wszystko.Potem zaczęła się operacja.Susanne z Eweliną asystowały przy niej, pani Jadwiga trzymała wartę przed domem, a kucharka wycofała się do kuchni, twierdząc, że jak widzi krew, to zaraz mdleje.Susanne też o mało nie zemdlała, kiedy chirurg zrobił cięcie.Dzielny chłopak tylko przygryzał białe jak papier wargi, później parę razy przeciągle syknął.W pewnej chwili krew siknęłaEwelinie na bluzkę i na Susanne zrobiło to okropne wrażenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]