[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, ale tylko te partie, które są pomocne w astronautyce.- A zatem, czy umie pan rozwiązać równanie tranzycyjne?- Oczywiście, sir.- Mówiąc szczerze, nie byłbym tego taki pewny, niezależnie od matematycznych talentów starego Cheta.Trudno, musimy spróbować.- Teraz?- Oczywiście.Załóżmy, że jest pan oficerem na służbie.Kelly jest pańskim asystentem, a ja postronnym słuchaczem.Proszę obliczyć współrzędne przesunięcia, wychodząc z obecnej pozycji statku.Oczywiście, wiem, że jesteśmy jeszcze zbyt daleko, ale pomińmy tę kwestię.Proszę pracować tak, jakby od pańskich obliczeń zależało nasze bezpieczeństwo.Max zaczerpnął głęboki oddech.- Tak jest, sir.Już miał wkładać nowe dyskietki, gdy Hendrix go powstrzymał krótkim "Nie".- Jak to, sir?- Jeśli jest pan teraz szefem, musi mieć pan załogę.Noguchi proszę go wyręczyć!- Tak jest, sir.Noguchi, śmiejąc się, podszedł do Maxa.Podczas ładowania pierwszej skrzynki, nachylił się nad uchem "szefa" i wyszeptał z łobuzerską miną.- Niech pan nie pozwoli zbić się z tropu.Powinniśmy mu pokazać, ile jesteśmy warci.Poza tym Kelly pomoże w najtrudniejszych przekształceniach.A jednak Kelly nie pomógł.Wykonywał jedynie najprostsze mechaniczne czynności i nawet najmniejszym kiwnięciem głowy nie dał Maxowi do zrozumienia, czy pracuje poprawnie, czy się myli.Gdy Jones sprawdził wydruki i porównał z mapą, nie podał obliczeń do maszyny, lecz Kelly'emu i Noguchi'emu.Po chwili rozbłysły światła, które powinny wyświetlić ostateczny wynik.Doktor Hendrix nie odezwał się ani słowem, ale wraz z pozostałymi dwoma stał pochylony nad wydrukami.Po chwili lampki znowu zamigotały, zaś astronauta odłożył tabele i wystukał własny wynik.- Różnimy się tylko dziewiątą cyfrą po przecinku.Nieźle.- Czy to znaczy, że pomyliłem się?- Niekoniecznie.Ja także mogłem popełnić omyłkę.Na twarzy Maxa zagościł uśmiech, natomiast czoło Hendrixa przecięły głębokie bruzdy.- A dlaczego nie uwzględnił pan efektu Dopplera?Przez plecy przebiegł mu zimny dreszcz.- Ja.zapomniałem, sir.- Myślałem, że pan nigdy nie zapomina, Jones.Po chwili ciągnął dalej.- Człowiek, dowodzący statkiem nie ma prawa zapomnieć niczego, co mogłoby stanowić zagrożenie dla życia załogi.Dlatego, jako ćwiczenie, wykonał to pan całkiem nieźle, ale zapomniał pan o tempie.Gdyby się to działo w rzeczywistości, a nie na próbę, cały ten statek zdążyłby wylądować w Hadesie i rozbić się o Styks, a pan ciągle tkwiłby po uszy w rachunkach.Tu trzeba szybko i bezbłędnie! Trudno, mamy jeszcze dużo czasu.Jak na początek, bardzo dobrze.Odwrócił się.Kelly uczynił jakiś ruch w kierunku wyjścia.Max zrozumiał, że czas na niego i zniknął w drzwiach.Zanim zasnął, przemyślał całą tę sprawę od początku.Czy przypadkiem doktor Hendrix nie chciałby.Nie! To niemożliwe.Odsunął tę myśl.W końcu Kelly także mógł to zrobić - wystarczająco często widział, jak przeprowadza podobne obliczenia, w dodatku znacznie szybciej niż dzisiaj.Prawdopodobnie wina leżała po stronie Noguchi'ego - on przewinił.i to z pewnością.W końcu nie była to jakaś wielka tajemnica.Kiedy zbliżali się do pierwszej anomalii, z dotychczasowych czterech wacht uczyniono dwie i w dodatku z pełną obsadą: astronauta, asystent, kartograf oraz rachmistrz.Max został włączony w skład jednego z zespołów, gdzie powierzono mu pełną odpowiedzialność za wszystko, co robi.Gdy nadszedł decydujący moment, pracowały obie drużyny, a przy maszynie liczącej stał Kelly.Asystował mu Lundy.Smythe wraz z Kovakiem pracowali nad mapami, podając dane Hendrixowi, który przekazywał je programistom.To właśnie on, jako astronauta, dowodził teraz statkiem.W obu rękach trzymał suwaki: jednym z nich utrzymywał prędkość "Asgarda" tuż przy granicy prędkości światła, drugim regulował kurs lotu.Z wszystkich mężczyzn, uwijających się gorączkowo w sterowni, tylko kapitan Blaine zachował stoicki spokój, królując na swym tronie z cygarem w zębach.Przyglądał się szaremu ze zmęczenia Hendrixowi i nic nie mówił.Tymczasem astronauta wyrzucał z siebie nieskończone potoki liczb, zachowując doskonałą dykcję, tak, aby nie było możliwości pomylenia się oraz niepotrzebnego powtarzania po raz drugi tego samego.Max przysłuchiwał się, dziwił i uczył.Co chwila spoglądał na kopułę, za którą widniała bezgraniczna przestrzeń - pustka, pożerana przez niewyobrażalną szybkość.Wtem Hendrix umilkł.Max spojrzał na astronautę, zaś kiedy prowadzący całą tę operację powiedział - Uwaga.teraz! - ponownie zapatrzył się w gwiazdy.Niebo jakby się zachwiało, zapadło w sobie, przygasło, a po chwili nad kopułą rozbłysł nowy Wszechświat, czy raczej ten sam, lecz oglądany z innej strony.- To jest Albert Memoriał.a ten tutaj to Hexagon.Hendrix westchnął.- Wszystko wskazuje na to, kapitanie, że i tym razem nam się udało.Spojrzał na Simes'a.- Niech pan kontynuuje.Przepuścił przed sobą kapitana, po czym obaj zniknęli za drzwiami.Wachty znowu wróciły do czterostopniowego cyklu, powrócił stary porządek i nieco monotonii, gdyż kolejna tranzycja miała się odbyć dopiero za kilka dni.Max był zaskoczony, gdy podczas jednej z wolnych godzin został wezwany do Hendrixa.Założył najlepszy mundur, przyczesał włosy i poszedł na górę.- Kartograf Jones melduje się na rozkaz.Astronauta przyjął do wiadomości meldunek, lecz nie poprosił, by zechciał zająć miejsce.- Wszystko w porządku, Jones.- Hendrix spojrzał na Kelly'eya, który również był obecny w kabinie.- Może pan mu to powie.- Skoro tak pan uważa! - Kelly najwyraźniej nie czuł się dobrze w tej roli - Widzi pan.Jones.sprawa jest następująca.otóż pan nie należy do mojej gildii.Max był tak zaskoczony, że nie potrafił odpowiedzieć.Chciał mówić, że myślał.że sądził.że nie przypuszczałby.ale w końcu nie wydobył z siebie ani jednego słowa.Kelly ciągnął dalej.- Faktem jest, że musiałby pan mieć wykształcenie astronomiczne.Właśnie omawialiśmy to razem.Brzęczenie, które od pewnego czasu dawało mu się we znaki, spotężniało.- I co, Jones?.- dotarło doń jakby z dużej odległości pytanie Hendrixa - Chce pan spróbować?- Tak jest, sir.- To dobrze.Obserwowaliśmy pana razem.ja i Kelly.i doszliśmy do wniosku, że dałoby się nauczyć pana niezbędnej szybkości i zręczności.Hm.mam nadzieję, sir.- Ja także chciałbym w to wierzyć - odparł sucho Hendrix.- Ale to się dopiero okaże.Jeśli coś nie wyjdzie, zawsze może pan ponownie wstąpić do swojej gildii, nie obawiając się żadnych szykan.W każdym razie nabędzie pan nieco doświadczenia, a to też się liczy.Astronauta znowu spojrzał na Kelly'eya
[ Pobierz całość w formacie PDF ]