[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tacy na ogół szukają dziewczyny.No, ale my się tym nie zajmujemy i do mnie należy im to powiedzieć.Panna Coombs zrobiła świątobliwie surową minę, która jednak nikogo nie zwiodła - i zwieść nie miała.Dalgliesh zapytał, co stało się później.- Michael przyjął od niego zamówienie.Smażone scampi, zielona sałata, chleb z masłem i butelka ruffino.Wiedział dokładnie, czego chce, żadnego marudzenia.Gdy Michael go obsłużył, ten gość zapytał, czy mógłby mówić ze mną.No, to podeszłam do niego.Zapytał, co będę piła.Zamówiłam gin z limoną i wypiłam go, podczas gdy on skubał swoje scampi.Albo nie miał apetytu, albo chciał mieć coś na talerzu podczas rozmowy.W końcu nawet zjadł dość dużo, ale nie wyglądało na to, że mu smakuje.Ale wino wypił.Prawie całą butelkę.Dalgliesh zapytał, o czym rozmawiali.- O narkotykach - powiedziała szczerze panna Coombs.-Tym się interesował.Nie dla siebie, uważasz.Widać było, że to nie ćpun, a gdyby był, nie przyszedłby do mnie.Tamci dobrze wiedzą, gdzie kupić towar.U nas ich nie ma.Ten gość powiedział, że jest pisarzem, znanym, sławnym pisarzem, i że pisze książkę o handlu narkotykami.Nie mówił, jak się nazywa, a ja nie pytałam.W każdym razie ktoś mu powiedział, że mogę udzielić informacji, jeśli mi się to opłaci.Podobno ten znajomy powiedział, że jeśli chce się dowiedzieć wszystkiego o Soho, ma iść do Klubu Cortez i zapytać o Lil.Ładne rzeczy.Nigdy nie uważałam się za fachowca od narkotyków, ale wyglądało na to, że ktoś mi robi przysługę.Mogłam trochę zarobić, a ten facet nie wyglądał mi na takiego, co by wiedział, czy mówię prawdę.Chciał tylko trochę folkloru do swojej książki, więc uznałam, że mu tego dostar- 174 czę.W Londynie kupisz wszystko, czego zapragniesz, jeśli tylko masz gotówkę i wiesz, dokąd pójść.Wiesz o tym, kotku, tak samo jak ja.Pewnie, że mogłam mu podać nazwy paru lokali, gdzie popycha się towar, ale co by mu z tego przyszło? On chciał koloru ł przygody, a w narkotykach ani w tych nieszczęsnych ćpunach nie ma żadnego koloru.Więc powiedziałam, że mogę mu trochę opowiedzieć i że co będę z tego miała? Powiedział, że dziesięć funtów, więc się zgodziłam.I nie mów mi o wyłudzaniu.Uczciwie się wywiązałam.Dalgliesh powiedział, że jest pewien, iż panna Coombs zawsze wywiązuje się uczciwie, panna Coombs zaś, po krótkiej walce wewnętrznej, pozwoliła tej uwadze przejść bez komentarza.- Czy uwierzyła pani w tę historyjkę, że jest pisarzem? -spytał.- Nie, kotku.Przynajmniej nie z początku.Za często ją słyszę.Zdziwiłbyś się, ilu gości chce poderwać dziewczynę, „żeby mieć autentyczne tło do mojej nowej powieści”.A jak nie to, to robią badania socjologiczne.Założę się, że robią! On też wyglądał mi na takiego.Wiesz, niepozorny, nerwowy i jednocześnie strasznie napalony.Ale kiedy zaproponował, żebyśmy wzięli taksówkę i żebym dyktowała, a on od razu będzie pisał, zaczęłam się zastanawiać.Powiedziałam, że mogę wyjść z klubu najwyżej na godzinę i że wolę, żebyśmy poszli do mnie.Jak nie wiesz, z kim grasz, to lepiej na własnym terenie, zawsze to mówię.Więc powiedziałam, żebyśmy pojechali do mnie taksówką.Zgodził się i wyszliśmy tuż przed wpół do dziesiątej.Tak było, Sid?-Tak jest, Lil.O wpół do dziesiątej.- Sid przerwał niechętną kontemplację szklanki mleka, na którym powoli tworzył się pomarszczony kożuch.Mdlący i nieco stęchły zapach zdawał się przenikać całe biuro.- Na litość boską, Sid, wypij to świństwo albo wylej - powiedział Luker.- Denerwujesz mnie.- Pij, koteczku - zachęciła Sida panna Coombs.- Pomyśl o swoich wrzodach.Nie chcesz chyba skończyć tak, jak biedny Solly Goldstein.- Solly umarł na zawał i mleko nic mu nie pomogło.Nawet wręcz przeciwnie.A poza tym, to świństwo jest radioaktywne.Pełno w nim strontu 90.Sid, to szkodliwe.Sid podszedł do zlewu i wylał mleko.Tłumiąc pokusę, by otworzyć na oścież okno, Dalgliesh zapytał:- Jak zachowywał się pan Seton, gdy siedzieliście razem przy stoliku?- Nerwowo, kiciu.Był naraz podniecony i rozdrażniony.Michael chciał go przenieść do innego stolika, przy drzwiach jest przeciąg, ale nie dał się ruszyć.Kiedy rozmawialiśmy, cały czas zerkał na drzwi.- Jakby na kogoś czekał?- Nie, kiciu.Jakby chciał się upewnić, że jeszcze tam są.Prawie spodziewałam się, że zaraz da nogę.Dziwadło było z niego, nie ma co.Dalgliesh zapytał, co się stało, gdy wyszli z klubu.- Tak jak mówiłam temu policjantowi z Suffolk.Na rogu Greek Street złapaliśmy taksówkę i właśnie chciałam podać swój adres, kiedy pan Seton nagle powiedział, że wolałby po prostu trochę pojeździć i czy mam coś przeciwko temu.Jakby się mnie kto pytał, to myślę, że nagle dostał cykora.Przeraził się, że coś mu się stanie, biedny kurdupel.No, ale mnie było wszystko jedno, więc pojeździliśmy trochę po West Endzie i wokół Hyde Parku.Ponawijałam mu trochę o handlu narkotykami, a on zapisywał to w notesie.Jakby się kto pytał, to był trochę pijany.Nagle mnie złapał i chciał pocałować.Miałam już trochę dość tego wszystkiego i nie chciałam, żeby mnie macał taki dupek.Odniosłam wrażenie, że dobiera się do mnie tylko dlatego, że uznał, że powinien.Powiedziałam więc, że muszę wracać do klubu.Poprosił, żeby go wysadzić przy dworcu Paddington i że pojedzie metrem.Bez urazy.Dał mi dwie piątki i jeszcze funta na taksówkę.- Powiedział, dokąd jedzie?- Nie.Przyjechaliśmy Sussex Gardens - teraz Praed Street jest jednokierunkowa - ł wysadziliśmy go przy linii Dłstrict, ale mógł przejść przez ulicę do linii Bakerloo.Nie czekałam, żeby to sprawdzić.Około kwadransa po dziesiątej pożegnałam się z nim na Paddington i więcej go nie widziałam.I taka jest prawda.A nawet jeśli nie, pomyślał Dalgliesh, to trudno będzie podważyć tę historię.Za wiele dowodów ją potwierdzało, a Lil była ostatnią kobietą w Londynie, która popadłaby w panikę na tyle, by zmienić zeznanie.Cała wizyta w Klubie Cortez okazała się stratą czasu.Luker przejawił niezwykłą, wręcz podejrzaną chęć współpracy, Dalgliesh jednak nie dowiedział się niczego, czego nie mógłby się bez trudu dowiedzieć od Recklessa.Poczuł, jak ogarnia go ta sama niepewność i świadomość własnych niedostatków, jaka nękała młodego konstabla Dalgliesha dwadzieścia lat wcześniej.Wyjmując zdjęcie Bryce, przedstawiające piknik na plaży, nie miał wielkiej nadziei na sukces; pokazując je, czuł się trochę jak komiwojażer, który proponuje nie chcianą tandetę.Zebrani obejrzeli je uprzejmie.Może litowali się nad nim, jak życzliwe gospodynie domowe.Uparł się jednak i mimo wszystko zapytał, czy którąś z osób na fotografii widziano w klubie Cortez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]