[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tessa malowała.Leżąc na brzuchu, mrużąc oczy, nie zważając na obolały nadgarstek, powstrzymując drżenie dłoni– przelewała burzę szkarłatnych spirali na leżący na deseczce tuż przed jej nosem papier welinowy.Raz po raz zwracała głowę ku opartej o kamień, po lewej stronie, iluminacji Ilfaylena; opracowywała szczegóły zdobnych bordiur, mających okalać główną kompozycję.Instynkt podpowiadał jej, że zwyczajne powielanie każdej linii wzoru Ilfaylena nie miało sensu.Musiała posunąć się dalej niż skryba, zejść niżej, głębiej.Posłużyć się jego wzorami, aby uzyskać dostęp do wiążących zaklęć i zniszczyć je własnymi ornamentami.Kopia Ilfaylena była mapą, która miała wskazać jej drogę.Zbolała i ledwie żywa ze zmęczenia, resztkę sił wykorzystała na malowanie wzoru.Częściowe zaangażowanie się nie wchodziło w rachubę.Po to ją wezwano, aby poświęciła się bez reszty.Żałowała jedynie, że nie jest bardziej przygotowana.Tylu rzeczy nie wiedziała, w tak wielu sprawach rozstrzygało ślepe zgadywanie.Iluminacja Ilfaylena była wyszukana, misterna – wciąż nie mogła jej do końca rozgryźć.Gdyby nie spokojna zachęta Emitha, straciłaby odwagę już przy pierwszej linii.Emith był wszędzie i robił wszystko naraz.Jeżeli potrzebowała czystego pędzelka, wystarczyło wyciągnąć rękę, a już go miała.Gdy przychodził czas na nowy pigment, Emith nie tylko przewidywał jego kolor, nasycenie i teksturę, ale wiedział również, ile ma go przygotować i jakiej grubości pędzel dobrać.Kiedy popełniała błąd, nakładając zbyt wiele farby na pergamin, on przybywał na pomoc wraz ze swym nożykiem, by zebrać nadmiar.Jeśli malowała za szybko i pasma nie były tak gładkie i płynne, jak powinny być, odchrząkiwał skromnie i zachęcał ją do odpoczynku.Częstokroć, kiedy zamalowywała jeden narożnik, Emith spokojnie odrysowywał ołówkiem ten sam wzór po przeciwnej stronie.Poprzez dokładne odzwierciedlenie wzoru oszczędzał jej cenny czas i pozwalał szybko wypełnić obrysy farbą.Emith zmuszał ją do picia, kiedy czuła pragnienie, do przeciągnięcia rąk i nóg, by nie ścierpły, oraz do żucia listków ruty, zapobiegających zmęczeniu oczu i bólowi głowy.Uprzedzał dokładnie każdą jej potrzebę.Jeżeli świeca zaczynała kopcić, odcinał winny kawałek wosku i powtórnie zapalał knot.Kiedy zrobiło się zimno, owinął szalem ramiona Tessy, kiedy zaś powiało chłodem od strony wejścia, zablokował je swoją torbą.Wydobył nawet z płaszcza małą fiolkę olejku migdałowego, który wtarł jej w nadgarstki, przynosząc ulgę bolącym stawom.Zawsze był przy niej, na granicy wzroku, służył pomocą i radą, przygotowywał pigmenty i laserunki, szurał nogami tam i z powrotem.To się krzątał, to znowu myślał intensywnie, ale nigdy nie odpoczywał.Nie udzielał jej rad bezpośrednio dotyczących wzoru, jednak czasami, gdy kończyła pewien fragment i zastanawiała się czym zająć się w następnej kolejności, wręczał jej muszlę z pigmentem i mówił:“Może by tak posłużyć się tym kolorem, panienko.Świetnie pasuje do tego tu fragmentu”.Nigdy się nie mylił.Zaraz po jego słowach nabierała pewności co do dalszych posunięć i wyrzucała sobie, że sama na to wcześniej nie wpadła.Nie czekając na podziękowania, zabierał się do swojej pracy i milczał, dopóki jego pomoc znów nie okazywała się niezbędna.Jedna cząstka Tessy miała świadomość jego pomocy, jak również światła migocącego w jaskini i dobiegającego zza murów szumu morza.Jednakże druga jej część powoli odchodziła w dal.Wreszcie, gdy tło zostało zamalowane, a bordiury i narożniki wypełnione, wzór przestał być zwyczajnym szkicem – nabrał znamion iluminacji.Przygotowany przez Emitha welin był miękki, elastyczny i blady jak ludzka skóra.Po jego powierzchni, pozbawionej porów i mieszków po włosach, pigment ślizgał się niczym olej.Kiedy ostatnimi pociągnięciami pędzla Tessa wykańczała obrys miniatury – co rusz zerkając na iluminację Ilfaylena, aby sprawdzić szczegóły – doznała uczucia, jakby zdzierano z niej zewnętrzną powłokę.Pomyślała, że to kolejny podmuch chłodnego powietrza i spojrzała na Emitha.Był odwrócony do niej plecami i jakby nigdy nic mieszał pigmenty, toteż wróciła do malowania.Bolesne ukłucia zaczęły przebiegać jej po skroniach; wzrok się zmącił, aby po chwili wyostrzyć z nową mocą.Dostrzegała teraz głębię poszczególnych warstw pigmentu i ciemne cętki zanieczyszczeń, tkwiące w schnącej farbie.W kościach za uszami rozchodziły się dalekie echa tinnitusa.Wyczuwała zmianę w otoczeniu: jaskinia zdawała się kurczyć i zasnuwać mgłą, sylwetka Emitha przeobrażać w cień, a blask bijący od świec – ciemnieć.W miarę jak wszystko wokół malało i traciło wyraz, wzór potężniał, stając się czymś więcej niż tylko wzorem.W pierwszym odruchu chciała się wycofać – przez całe życie wystrzegała się pierwszych objawów tinnitusa i nawet teraz, choć upłynęły miesiące, odkąd przybyła do tego świata, impuls ucieczki przed bólem był bardzo silny.Wiedziała jednak, że musi brnąć dalej.Wysoko nad nią Camron i Ravis walczyli po to, aby miała czas.Gdzieś w mroku czaiła się armia Izgarda, gotując się do szturmu na Bay’Zell, a pośrodku wojennego obozu Kolczasty Wieniec tykał niby bomba zegarowa.Po upływie jednego dnia, o północy, wybiją jego pięćsetne urodziny.Słowa Avaccusa wciąż brzmiały jej w pamięci: “Jest pewna moc w liczbie pięć.Starożytna moc, którą posługiwali się niegdyś starożytni królowie”.Wstrząsana dreszczem, usiłowała zapanować nad kołysaniem dłoni.Żałowała, że nie jest silniejsza, odważniejsza i pewniejsza siebie.Taka jak dawna Tessa McCamfrey.Ścisnęła pędzel.Czyżby lak bardzo się zmieniła?Nie słysząc odpowiedzi, zazgrzytała zębami i pociągnęła tłustą, złocistą linię.Tinnitus odezwał się ze zdwojoną mocą, a każdy ból, którego jej ciało w tej chwili doświadczało, wzmógł się, jakby wszystkie jej rany posypano solą.Złoty pigment promieniał jasnym światłem długo po tym, jak zaschnął.Tessa złowiła nad wyraz delikatny zapach, którego nie było wcześniej w jaskini: wilgotną woń zbutwiałej ziemi.Wiedziała, że ulega rozdwojeniu.Jedna jej polowa – ta nie przyćmiona, która czuwała nad wzorem, uważała przy każdym pociągnięciu pędzla i przyjmowała przedmioty podawane przez Emitha – została na miejscu.Jednakże ta druga, bardziej ulotna, zanurzyła się w welin wraz z pigmentami.Kolory się rozjaśniły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]